6. „Jak całuje?"

454 20 1
                                    

Otworzyłam za pomocą magii drzwi do Rousseau's.

Byłam zła za jego kłamstwa, ba! ja byłam wściekła.

Fakt, że byłam w piżamie w barze pełnym jakiś podejrzanych ludzi nie odjął mi odwagi, ani trochę.

Jako, że w pomieszczeniu jak na tą godzinę było bardzo głośno, tylko nieliczni zwrócili uwagę na moje spektakularne wejście.

Zobaczyłam mój cel, którym był Marcel oraz Kol, którzy jak gdyby nigdy nic popijali jakiś alkohol.

- Hej maleńka. - podszedł do mnie jakiś łysy facet.
- Spadaj. - odpowiedziałam obojętnie i go wyminęłam, jednak on w ostatniej chwili złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Oj nie ładnie. - powiedział i klepnął mnie w pośladek.

Momentalnie wyrwałam ramię spod jego uścisku i natychmiast wyrwałam mu serce. Krew prysła mi na twarz a ludzie uciekli oprócz dwójki do, której tutaj przyszłam.

Ciało łysego faceta opadło a ja rzuciłam jego serce gdzieś obok.

Podeszłam do ich stoliku przy ścianie i przeskoczyłam przez sofę by usiąść obok Marcela, a na przeciwko Kola. Brunet chciał wziąć w rękę jakiś alkohol jednak ja byłam szybsza i wzięłam szklankę w rękę.

- Co ty tu robisz? - zapytał Marcel.

Oh biedny zapomniał, że sam po mnie dzwonił.

Napiłam się alkoholu, który po chwili znajdował się na twarzy Mikaelsona.

- Nie dobre jakieś. - powiedziałam i odstawiłam szklankę na poprzednie miejsce.

Stwierdziłam, że oboje są pod wpływem jakiś substancji od czarownic. W końcu nie raz się słyszy, że wampiry mogą być pod wpływem specjalnych substancji, które dają efekt haju po narkotykach.

- Ah, przyszłam sobie do baru, a akurat tu jesteście to podeszłam pogadać. Bo co sama pić nie będę. - odpowiedziałam i patrzyłam na reakcje Kola.

Otarł twarz dłońmi i uśmiechnął się jak psychopata, którym w zasadzie był.

- Szukasz atencji, księżniczko? - zapytał brunet marszcząc śmiesznie oczy.
- Myślę, że jako irytująca suka, która uważa się za bożka dostaje jej dużo. A ty jak uważasz Marcellusie? - odpowiedziałam chcąc wplątać mulata w moje gierki.

Sam Gerard nie skomentował do tej pory całego zajścia co było zupełnie dziwne, w końcu zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy.

- Rebekah do mnie wydzwania, muszę lecieć. - odpowiedział i wyszedł chwiejnym krokiem.
- Co się tak szczerzysz jak mysz do sera? - zapytałam pierwotnego i siadłam wygodniej na kanapie.

Przed chwilą wyglądał jakby chciał mnie zabić a teraz jakby...

No właśnie jakby co?

- Jesteś inna... - zaczął, lecz mu przerwałam.
- Tak, tak irytująca suka, która... - jednak tym razem on mi przerwał.
- To też, księżniczko. Ale ty jesteś inna inaczej. Masz tak bardzo podobny charakter do mojego do tego jesteś taka piękna. Nie boisz się mi pyskować, nie starasz się mnie zmieniać. Madi jesteś idealna. - powiedział.

Co jest do chuja?

-Kol, co dały Ci te wiedźmy? - zapytałam troche speszona, patrząc na niego jak na debila.

I znowu sytuacja się powtarza bo nim był.

Chociaż był przystojny debilem i to nawet bardzo, jego charakter też mi odpowiadał ale czy ja chciałam się z nim wiązać w związku? Poza tym nie kochałam go.

PERFECTWhere stories live. Discover now