18. „Caroline Forbes"

235 17 1
                                    

-Damon! Damon! - zaczęłam nawoływać przyjaciela w rezydencji Mikaelsonów. Wampir musiał zadzwonić do Enzo, musiałam wiedzieć czy Kath żyje.
-Może wyszedł? - zapytał Kol, który razem z Kai'em szli obok mnie.
-Madi! - krzyknął Damon wychodząc zza rogu. Podbiegłam do niego rzucając mu się na szyję.
-Czemu ona się tak do wszystkich przytula? - szepnął Kai do Kola na co przewróciłam oczami i oderwałam się od Damona. Czarnowłosy nadal trzymał ręce na mojej talii a ja na jego ramionach.
-Tęskniłam. - uśmiechnęłam się i przygryzam wargę.
-Ja też. - oddał uśmiech i mnie puścił, tak jak ja jego.

-Gdzie reszta? - zapytałam nie widząc nigdzie Klausa, Elijah i Hayley.
-Stefan poszedł do domu, a moi bracia razem z Hayley pojechali na tutejsze bagna. - wyjaśnił Kol.
-Damon, zadzwoń do Enzo i zapytaj o Kath. - powiedziałam nie myśląc co w ogóle mówię. Damon kochał Katherine.
-Pierce? Katherine Pierce, była z tobą porwana? - zapytał z niedowierzaniem.

Nie mogłam mu narazie wyjaśnić wszystkiego, tak w zasadzie niczego nie musiałam mu wyjaśniać. To była moja sprawa, lecz Damon był moim przyjacielem. Możliwe, że ostatnim przyjacielem z przeszłości.

-Tak, Damon. Kath to moja przyjaciółka. - wyjaśniłam. Damon spojrzał się w podłogę pod moimi nogami a następnie na mnie. Był na mnie zły, ale też zraniony. W końcu on mówił mi wszystko, a ja nie powiedziałam mu, że jego miłość życia jest moją przyjaciółką.

-Nie chciałam Ci mówić bo wiem, że ją kochasz. - wyjaśniłam i podeszłam do niego. Złapałam go za policzki i uśmiechnęłam się na pocieszenie.
-Już dzwonię. - lekko się uśmiechnął. Był to wymuszony uśmiech.

Westchnęłam głośno i odwróciłam się w stronę Kola i Kai'a, którzy zdążyli usiąść na kanapach.

-Kiedy wróci Nik z Elijah i Hayley? - zapytałam Kola.
-Nie mam pojęcia, Nik powiedział, że Hayley ma się schronić na bagnach a Elijah ją pilnuje, tak samo jak Nik. - powiedział i rozejrzał się wokół siebie.

-Halo, Enzo? - zaczął Damon.
-Brawo, wydostaliście Madeline. - zaśmiał się wampir po drugiej stronie słuchawki.
-Enzo, co zrobiłeś z drugą? - zapytał przejęty Damon. Wyglądał na zmartwionego ale nie do końca. Tak jakby martwił się o Pierce ale nie chciał.
-Jako kara za wasz czyn, podałem jej lek. Lek na wampiryzm więc jest teraz śmiertelna. - zaśmiał się Lorenzo.
-Jak tylko coś jej zrobisz to... - zaczął Damon ze skwaszoną miną.
-To co Damon? - znowu zaśmiał się wampir.
-To cie zabije. - powiedziałam na tyle głośno by usłyszał.

Po chwili Damon zakończył połączenie i opadł na kanapę, obok Kola.

Wszystko się skomplikowało. Miałam przyjechać tylko po księgę, a muszę z jakiegoś powodu ratować rodzinę pierwotnych razem z psychopatą, który ma słabość do bekonowych chrupek. Mało tego muszę stanąć na przeciwko sabatu czarownic i watasze wilkołaków. Zapomniałam, że jestem połączona też z dzieckiem hybrydy, które boi się jakiejś Pani, która ją straszy. Moja przyjaciółka jest człowiekiem a drugi przyjaciel jest na mnie zły. Czy mogłoby być gorzej?

-Będziesz tak stać i gapić się w ścianę, czy usiądziesz jak na normalnych ludzi przystało? - zadrwił Kai. No tak, muszę jeszcze omówić z Kai'em kwestię pocałunku. Alkohol kompletnie wyparował z mojego organizmu. Tak jak zazwyczaj, upijam się a za pare minut bez alkoholu jestem trzeźwa. Przekleństwo heretyczki.
-Nie powiedziałam, że jestem normalna. - uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie obok Kai'a wyciągając nogi na stolik.

Ale czy takie życie mi nie odpowiada? Zawsze chciałam doświadczać dużo adrenaliny, chciałam nieustannie uciekać przed śmiercią i nie mieć chwili wytchnienia. To było życie, które zawsze chciałam mieć.

**

No one pov

-Słyszeliście to? - zapytała Hayley dwóch pierwotnych, którzy siedzieli razem z nią w małej chatce.
-Pójdę sprawdzić. - oznajmił Klaus i po chwili wyszedł na zewnątrz.

Hybryda usłyszał strzał i zaraz na jego nodze wylądował pocisk z tojadem. Klaus wyjął z uda pocisk i w wampirzym tempie znalazł się przed mężczyzną, który w niego trafił. Wyrwał mu z dłoni broń i uśmiechnął się chytrze.

-Nie uciekniesz - użył na nim perswazji i obserwował czy mężczyzna nie zażył werbeny. -Kim jesteś i czemu do mnie strzeliłeś?

-Nazywam się John Conan, nasza nowa szefowa kazała polować na ciebie i wilki z tej okolicy. - wyjaśnił mężczyzna. Rzeczywiście John ubrany był w czarny strój, który miał mały znaczek na piersi „Hunter", jego buty były całe ubłocone co oznaczało, że rzeczywiście szukał wilków i hybrydy.
-Ile złapaliście wilków? - zapytał Klaus używając znów perswazji.
-Około 8. - wyjaśnił Conan. Hybryda zdenerwował się więc wyrwał mu serce i zaczął nasłuchiwać uderzeń serc. Słyszał jeszcze 3 inne serca, które na pewno nie należały do jego brata i matki jego dziecka. Uderzenia serca Hayley były zawsze przyspieszone, natomiast jego brata były tak wolne, że można było powiedzieć, iż uderzały tylko pare razy na minutę. Natomiast serca myśliwych biły normalnie, jak na ludzkie serca przystało.

W ciągu paru sekund Klaus zabił pozostałych trzech łowców i teraz miał zamiar szukać wozu z umierającymi, bądź już umarłymi wilkami. Tutejsze wilki były obdarzone klątwą. Mogły mieć ludzką formę tylko raz na miesiąc. W pełnię i tylko na pare godzin. Gdy Nik doszedł do samochodu lekko się zdziwił. Na przyczepie leżało około 11 zabitych wilków. Nie mógł teraz wrócić do Elijah i Hayley. Był za wściekły, mógł zrobić albo bratu albo dziewczynie krzywdę, a tego nie chciał. Postanowił wyżyć się na tutejszej roślinności. Wyrywał krzewy, uderzał pięściami w drzewa czy rzucał ogromnymi głazami. Aż w końcu usiadł na jednej złamanej przez niego kłodzie i ciężko oddychał. Żałował, że pod wpływem emocji zrobił takie głupstwo. Mógł najpierw wypytać o nową szefową a następnie ich zabić. Nagle z nikąd pojawiła się pewna blondynka, która patrzyła na „bałagan" Klausa ze zdziwieniem. Mogła ona nie być istotą nadprzyrodzoną dlatego schował się lekko za drzewami. I nagle rozpoznał kobietę. Złudnie przypominała szeryf Forbes, to musiała być jej córka mała Caroline.

-Cześć, kochanie. - wyszedł zza drzew i stanął na przeciwko kobiety. Ta popatrzyła się ze zgrozą na niego a następnie za siebie by zobaczyć jakie ma szanse na ucieczkę.
-Kim jesteś? - zapytała udając groźną. Blondynka nie była istotą nadprzyrodzoną. Nie mogłaby być. Na pewno rozpoznała by pierwotną hybryde.
-Nazywam się Klaus Mikaelson. - wyciągnął w jej stronę rękę a ona nieufnie ją ścisnęła.
-Caroline Forbes. - również się przedstawiła.
-Co tu robisz? - zapytał Klaus chowając dłoń do kieszeni spodni.
-Jechałam samochodem i nagle wyleciał mi przed maskę ogromny głaz przez co nie dam rady przejechać, droga jest za wąska. No i miałam w planach dotrzeć do jakiejś innej drogi by kogoś powiadomić, ale się zgubiłam - wyjaśniła. - A ty? Co ty tu robisz?
-Mój wujek mieszka na tutejszych bagnach - skłamał hybryda i uśmiechnął się podejrzanie. - Pokazać ci drogę?
-Tak, pewnie. Skoro się znasz. Wiem, że to dziwne z tym kamieniem, ale na serio jest z lasu wyleciał ogromny głaz. - zaczęła gadać jak najęta, Caroline. Leżało to w naturze blondynki a Klausowi to nie przeszkadzało.
-Wierzę Ci. - odpowiedział tylko i znów uśmiechnął się tajemniczo.

Mała Caroline, nie była już małą Caroline. Była piękna, bystrą i seksowną Caroline.

PERFECTWhere stories live. Discover now