32. „Pójdą po nich..."

115 11 3
                                    

Z łzami w oczach opuściłam imprezę zostawiajac za sobą zdrajcę.

Właśnie tak, Kai Parker został zdrajcą.

Znów dałam się nabrać na miłe słówka i gesty. Chyba powinnam przestać wierzyć ludziom w ich intencje co do mnie.

Szybkim krokiem udałam się do samochodu, którym tu przyjechaliśmy.

-Przestań płakać. - syknęłam do siebie samej i w pośpiechu zaczęłam przeszukiwać trawę pod samochodem gdzie postanowiliśmy zostawić klucze.

-Cholera! - warknęłam gdy nie znalazłam ich a na mojej twarzy zagościły kolejne niechciane łzy.

Powoli zsunęłam się po drzwiach auta, lądując na ziemii cała we łzach.

Byłam naiwna myśląc, że coś się zmieniło, że ludzie się zmienili. Zawsze byłam zdradzana, okłamywana, odtrącona i za każdym razem kończyłam ze złamanym sercem.

Po tylu latach zawodzeń powinnam nauczyć się nie wierzyć w słówka na chwilę. Jednak moja nadzieja mi na to nie pozwala. Nadzieja matką głupich...

Wepchałam palce we włosy i już na dobre się rozpłakałam. Nie mogłam znieść prawdy, że osoba, na której mi zależy tak bardzo mnie zraniła.

Spojrzałam w stronę domu, w którym nadal trwała impreza. Ludzie wchodzili i wychodzili przez drzwi czy nawet okna. Nadal wymiotowali w krzaki czy obściskiwali się na ścianach budynku. Było im wszystko jedno, w ich żyłach płynął alkohol, który wyłączył ich uczucia, a może wzmocnił? Może jedna z tych par to osoby, które po prostu bały się zagadać do siebie?

Wróciłam wzrokiem do samochodu i spojrzałam w dół. Nie miałam ochoty spoglądać na szczęśliwych ludzi w momencie gdy sama byłam zraniona.

Nagle coś za kołem samochodu błysło się w świetle księżyca. Spojrzałam w tamtą stronę i jak się okazało po chwili, leżały tam kluczyki do auta. Szybko je podniosłam i otarłam łzy.

Musiałam stąd jak najszybciej uciec. To miejsce kojarzy mi się tylko z nim i z tym co zrobił.

Podniosłam się i otworzyłam auto, szybko do niego wsiadając.

Na moich policzkach znów znajdowały się łzy, nie mogłam przestać płakać. Nie umiałam tego zrobić mimo tylu prób, w mojej głowie wciąż widniał obraz całującej się Bennett z Parkerem.

Uważając na pijanych nastolatków, szybko opuściłam posesję, któregoś z nich i udałam się w drogę do Damona.

Salvatore był moim przyjacielem i teraz potrzebowałam jego towarzystwa, żeby nie myśleć o wyczynie heretyka.

W mojej głowie pojawiło się pytanie: Dlaczego?
Jednak doskonale wiedziałam dlaczego. Był psychopatą i socjopatą, który wymordował całą swoją rodzinę, lecz z drugiej strony stał się taki właśnie przez nich. Stał się taki bo był odrzucany, bo był inny. Nawet zraniona przez niego usprawiedliwiałam jego czyny.

Nie mógł się zmienić, nie dla mnie.

Nagle przejeżdżając przez most obok mnie pomknęło niebieskie auto Damona.

Szybko otarłam policzki i otworzyłam schowek wyjmując z niego telefon.

-Gdzie jesteś? - zapytałam i odchrząknęłam by mój głos był normalny po płaczu.
-Jest pożar, jakaś impreza poza miastem. Bon Bon tam była, nie mogę gadać. - powiedział a ja się momentalnie zatrzymałam.

Skoro była tam Bennett to znaczy, że Kai też musiał tam być.

Zakończyłam połączenie i nie zważając na przepisy drogowe ostro zawróciłam. Rzuciłam telefon gdzieś obok siebie i na pełnym gazie wracałam do domu jakiegoś dzieciaka.

**

-Kai?! - zawołałam patrząc na dużą grupę roztrzęsionych nastolatków.

Nerwowo założyłam kosmyki włosów za uszy i wytężyłam słuch, jednak było to na marne. Głośne rozmowy ludzi zagłuszali kompletnie wszystko co się działo poza terenem tej grupy.

-Gdzie on jest?! - krzyknęłam dopadając do bezbronnej Bennett.
-Nie mam pojęcia, zniknął gdy wyszliśmy z domu. - wybroniła się dziewczyna a ja w wampirzym tempie ruszyłam w stronę budynku.

Przy wejściu do domu stały dwie straże pożarne  oraz karetka dla rannych.

-Nie może Pani tam wejść. - powiedziała jakaś kobieta i złapała mnie za ramię, które szybko wyrwałam.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić. - warknęłam i ruszyłam do nadal palącego się domu.

-Kai?! - zawołałam i machnęłam dłonią by za pomocą magii chociaż w minimalnym stopniu odsunąć od siebie płomienie.

Nagle z moich ust wydobył się krzyk bo w bolesny sposób ogień dotknął moich gołych nóg.

-Kai?! - znów zawołałam heretyka i ruszyłam w stronę innego pomieszczenia. 

Moje nogi powili odmawiały posłuszeństwa a płuca nie miały dostępu do świeżego powietrza. Umierałam jednak dalej go szukałam, szukałam pieprzonego Kai'a Parkera

Zasłoniłam usta dłonią i próbowałam przypomnieć sobie co powinno robić się w takich sytuacjach, jednak wszystkie lekcje jakie brałam z tego tematu oznaczały jedno. Musiałam wyjść jak najszybciej z palącego się pomieszczenia.

Rozejrzałam się po palącej się kuchni jednak tam również nie była bruneta, nagle przede mną zapadła się belka przez co odskoczyłam przestraszona.

-Kai?! - wydarłam się i w wampirzym tempie ruszyłam ku schodom na górę.

Kolejna belka opadła na przeciwko mnie, zagradzając kompletnie dojście na kolejne piętro domu.

Złapałam za palące się drewno jednak z moich ust wydobył się jęk bólu. Nie miałam siły przerzucić belki w inne miejsce. Moje ciało było wiotkie i nawet magia nic by w tej sytuacji nie pomogła. Nie byłam wystarczająco skupiona na to by czarować.

-Madds?! - nagle usłyszałam krzyk przez co szybko odwróciłam głowę w stronę skąd dobiegał. Jednak był to wystarczająco zły pomysł by zakręciło mi się w głowie a moje ciało opadłoby na ziemię.

Ostatnimi obrazami jakie zarejestrowałam przed zemdleniem była zestresowana twarz Kai'a.

Kai'a Parkera.

**

No one pov

-Jak to po prostu wybuchł pożar?! - krzyknął zirytowany Klaus gdy rozmawiał z Bonnie przy braciach Salvatore i Elenie.
-To sprawka jakiś czarów, pewnie ta wasza Sallow... - zaczęła czarownica jednak hybryda przerwał jej przygwożdżając jej drobne ciało do ściany.
-Klaus! - krzyknął Stefan bojąc się o przyjaciółkę.
-Madi, nie było tam wtedy. - warknął i mocniej zacisnął dłoń na szyi dziewczyny.
-Klaus, puść ją. - powiedział Stefan podchodząc  bliżej blondyna.

Klaus spojrzał to na Stefana to na Bonnie i puścił czarownicę, zostawiając ją kaszlącą.

-To była Dahlia. - oznajmił hybryda i usiadł na swoje poprzednie miejsce, które znajdowało się na fotelu w salonie Salvatorów.
-Czyli, co robimy? - zapytał Damon patrząc to na Elenę to na Klausa.
-Mamy związane ręce bez Madi. - syknął blondyn i podrapał się po brodzie.
-Wiedziała o tym. - powiedział pod nosem Damon.
-Gdzie jest Kai? - zapytał nagle Stefan ze zmartwioną miną.
-W domu, a co? - odpowiedział pierwotny i spojrzał na dawnego przyjaciela.
-Jest z nim, śpiąca Madi, Elijah i Hayley? - zapytał coraz bardziej zmartwiony wampir.
-Pójdą po nich... - szepnął Damon i spojrzał po wszystkich z szeroko otwartymi oczami.

PERFECTWhere stories live. Discover now