12. „Widziałem Katherine"

263 15 3
                                    

-Kai! - krzyknęłam na cały dom robiąc sobie kawę. -Kai! - powtórzyłam czynność.

Była 10 rano następnego dnia. Dzisiaj miałam w planach zmienić nastrój tego wymiaru oraz poszukać tej krwi w szpitalu Mystic Falls. Wczoraj gdy wprowadziliśmy się do domu Salvatorów zrobiliśmy małą imprezę i zasnęliśmy około 3 nad ranem. Kai wybrał sobie pokój Stefana, a ja Damona. Oczywiście nie obyło się bez kłótni na ten temat, ale w końcu i tak wygrałam. To znaczy zagroziłam Parkerowi, że zabije go w śnie jak będzie spał w pokoju, w którym ja chce.

-Pali się czy co? - zapytał zaspany schodząc po schodach.
-Nie, tylko jesteśmy uwięzieni w innym wymiarze i musimy wrócić bo moi zmarli rodzice powiedzieli mi, że nadciąga coś groźnego. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.

Kai stanął w wejściu do kuchni ubrany tylko w same bokserki. Prezentował się świetnie, w roztrzepanych włosach i paru bliznach na twarzy.

-Wiem, że jestem przystojny ale wprawiasz mnie w zakłopotanie. - zaśmiał się.
-Chcesz kawę czy nie? - zapytałam ignorując jego głupi komentarz
-Pewnie, 4 łyżeczki cukru. - odpowiedział i rozsiadł się wygodnie w salonie.

Po chwili do niego dołączyłam tyle, że bez jego kawy. Ten patrzył się na mnie wyczekująco ale ja nadal nic nie robiłam.

-Wiem, że jestem ładna ale wprawiasz mnie w zakłopotanie. - powiedziałam i po chwili przesunęłam palcem tak by za pomocą telekinezy wziąć kubek z kawą Kai'a. - Nie musisz dziękować.
-Nie zamierzałem. - odgryzł się brunet i upił łyk. - A więc powiedz jak poznałaś pierwotnych.
-W skrócie, dostałam amnezji. Kol Mikaelson chciał mnie zjeść ale skręciłam mu kark. Następnie Marcel Gerard przywrócił mi wspomnienia. Później wylądowałam w domu pierwotnych i pomogłam im w pewnych sprawach. Na koniec spotkałam się z tobą i rodzicami po drugiej stronie no i tak jestem chwilowo uwięziona z socjopatą. - opowiedziałam popijając kawę.
-Jak nie znajdziemy krwi to na zawsze. - uśmiechnął się brunet i wypił końcówkę kawy. -Ja lece się szykować, a ty... - zmierzył mnie od góry do dołu. - ogarnij samochód.

Kai Parker był człowiekiem zagadką. Nigdy nie wiadomo było co zrobi, co na prawdę czuję czy co wpadnie mu do głowy. Prawdopodobnie był czarną owcą nie tylko rodziny ale także społeczeństwa. Odizolowany od kogokolwiek najpierw przez 20 lat a później prawie 2 lata z heretyczkami, które nikt nie wie czemu go nienawidzą. Można porównać Parkera do oceanu. Nikt nie wie jak się zachowa, nikt nie wie co skrywa w głębi, nikt nie wie co się z nim stanie gdy wpłynie na dalekie wody. Można to rozumieć na wiele sposobów, ale jedno jest pewne, zamierzałam wpłynąć na bardzo dalekie wody.

-Proszę, samochód samego Damona Salvatora. - przedstawiłam pojazd ubranemu już Parkerowi. Oczywiście założywszy ubrania Damona nie mogłam się spodziewać innych kolorów niż czarny.

-Tyle, że najpierw zmienimy klimacik tej dziury. - zaśmiałam się i wróciłam do domu.

Usiadłam wygodnie na fotelu i ułożyłam dłonie nad stolikiem. Zaczęłam wyobrażać sobie prawdziwe Mystic Falls i jego klimat.

-Phasmatos Tribum, Plantus Vivifey, Plantus Herbus. - wypowiedziałam zaklęcie a chłód momentalnie zniknął.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego w słońcu Kai'a. Szczęśliwego Kai'a. Cieszył się z tego, że czuł ciepło słońca, że nareszcie pozbyłam się tej okropnej aury, może nawet znowu miał tą małą iskierkę w oku.

**
-Tutaj nic nie ma. - warknęłam i rzuciłam woreczkiem z krwią w ścianę. Ta rozbryzła się spływając po szarej farbie. Szkoda, że nie ma tutaj kogo zabić. To znaczy jest ale nie będę zabijać Kai'a. - Kai, obiecuje, że jakoś nas stąd wydostanę, słyszysz? - krzyknęłam.

PERFECTWhere stories live. Discover now