2. „Kim ja jestem?"

1.1K 36 5
                                    

Otworzyłam delikatnie oczy a już po chwili je zamknęłam.

No tak nie zasłonięte żaluzje, a słońce jak na początek grudnia świeci jak oszalałe.

Ziewnęłam głośno i przetarłam oczy. Wyszłam spod kołdry i od razu doszło do mnie zimno unoszące się w pomieszczeniu.

Na moim ciele pojawiła się lekka gęsia skórka bo w końcu byłam tylko w samej bieliźnie. Wczoraj gdy szłam po nocy w koszulce i lekkim futerku nic nie czułam. Na samo wspomnienie o sytuacjach, które działy się zaledwie pare godzin temu, dostałam gęsiej skórki, tym razem o wiele mocniejszej.

Nie zwlekając dłużej ubrałam się w wczorajsze ciuchy, zabrałam telefon z kluczami do samochodu i wyszłam z pokoju zamykając go na klucz.

-Dzień Dobry. - powiedziała do mnie recepcjonistka.
-Oh Dzień Dobry - powiedziałam po czym podeszłam do blatu. - Czy będzie Pani tutaj po południu? - zapytałam bo chciałam przedłużyć swój pobyt w hotelu o jeszcze pare nocy a w tym momencie nie miałam przy sobie gotówki i spieszyłam się na oględziny samochodu.
-Tak, oczywiście. - odpowiedziała i zniknęła gdzieś za drzwiami. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z hotelu przez szklane drzwi.

Spojrzałam w tą uliczkę. Byłam pewna, że go zabiłam, w końcu słyszałam jak jego kręgosłup pęka. Nie było tam śladów krwi, ani policji czy ich taśm.

Przełknęłam ślinę i ruszyłam przed siebie uważnie się rozglądając. Na początku nie było widać jakichkolwiek śladów napadu na moją osobę, ale w końcu zauważyłam coś co mogłam zrobić.

Wgnieciona metalowa rurka.

To był jedyny dowód na to, że napad mi się nie przyśnił.

Ruszyłam dalej aż w końcu doszłam do auta i otworzyłam je na autopilot. Wsiadłam do środka nie zamykając drzwi. Rozejrzałam się po samochodzie myśląc od czego zacząć. Padło na schowek, w którym znalazłam gumy do żucia oraz więcej pieniędzy. Wysiadlam z samochodu i otworzyłam bagażnik, była tam jedna duża torba sportowa i cztery drewniane skrzynki. Nie ma opcji żebym wszystko na raz zaniosła do hotelu a nie chce mi się chodzić dwa razy. Rozejrzałam się czy przypadkiem ktoś nie chciałby mi pomóc.

-Um hej, nazywam się Madi. Pomógłbyś mi zanieść rzeczy z samochodu do hotelowego pokoju, proszę? - powiedziałam na jednym wydechu podchodząc do jakiegoś czarnoskórego mężczyzny stojącego tyłem do mnie. Chłopak odwrócił się a ja aż otworzyłam szerzej oczy. Był to jeden z mężczyzn, którzy widnieli na tapecie mojego laptopa.
-Madi? Co ty tu robisz? - zapytał mierząc mnie wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć, że spotkałam go właśnie tu, w Nowym Orleanie.
-Znamy się? - zapytałam skanując uważnie twarz mężczyzny.
-Myślałem, że wydarzy się to o wiele później. - oznajmił z niesmakiem i podrapał się po głowie.
-Ale co? - zapytałam i cofnęłam się o krok.
-Straciłaś pamięć, ale ja ci ją przywrócę - powiedział i zrobił krok w moją stronę. -Będę o 14, bądź gotowa. - oznajmił i dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

Co jest do chuja?

Wróciłam do samochodowego bagażnika i postanowiłam poradzić sobie sama. Jednak los nie zupełnie zgadzał się z moimi przekonaniami.

-Pomóc Ci? - zapytał ktoś z tyłu gdy próbowałam upchać wszystkie kufry i torbę gdzieś na siebie.

Przeszedł mnie lekki dreszcz gdyż doskonale rozpoznałam ten głos.

Głos oprawcy z wczoraj.

Nie wiedziałam co zrobić. Odwrócić się sprzedać mu kopniaka a potem nawrzeszczeć i wezwać policję? Grzecznie podziękować za pomoc i odejść? A może wygarnąć mu wszystko? Postanowiłam że wybiore opcje 4. Udawać, że jestem głupia i go nie rozpoznałam. Odwróciłam się i stanęłam nim twarzą w twarz gdyż był strasznie blisko. Przełknęłam ślinę, bo mężczyzna był cholernie przystojny. Blada skóra, rudawo brązowe włosy i te piękne brązowe oczy. Był sporo wyższy ode mnie przez co czułam się jakby miał mnie w garści.

Spojrzałam na jego szyje szukając jakiegoś znaku po skręceniu mu karku, nie mogłam zrozumieć dlaczego żyje w końcu go zabiłam a ludzie nie mogą tak sobie umierać i za chwilę żyć.

-Um pewnie, dzięki nie wiem jakbym sobie poradziła. - powiedziałam i się słodko uśmiechnęłam na co lekko zmarszczył brwi.

Musiał zobaczyć, że ten uśmiech nie za bardzo jest szczery.

Podałam mu trzy kufry a sama wzięłam na ramie torbę i jeden kufer. Chciałam zamknąć bagażnik jednak nieznajomy mnie uprzedził.

-Tak w ogóle Kol jestem. - powiedział i zaczął iść za mną.
-Madelaine. - powiedziałam krótko i zdmuchnęłam niesforny kosmyk włosów sprzed oczu.
-Co Cie sprowadza do Nowego Orleanu? - zapytał. Czemu chciałeś mnie zgwałcić?
-Sprawy biznesowe -wymyśliłam na szybko. - A ty? mieszkasz tu?
-Chwilowo, przyjechałem pomóc rodzinie. - powiedział i otworzył mi drzwi bo wchodziliśmy do hotelu. Recepcjonistki nie było.
-Dzięki. - powiedziałam cicho i zaczęłam kierować się w stronę schodów.
-Jak masz na nazwisko? - zapytał po chwili ciszy a ja zastanawiałam się czy powiedzieć mu prawdę.
-Sallow a ty? - powiedziałam w końcu i zaczęłam grzebać w kieszonce w poszukiwaniu klucza. Po chwili go znalazłam i otworzyłam drzwi.
-Mikaelson. - powiedział krótko i wszedł za mną do pokoju. Odłożyliśmy wszystko na komodę i zaczęło się robić trochę niezręcznie. Co dziwne nie bałam się, że znów spróbuje mnie zgwałcić.
-A więc, dzięki za pomoc. - powiedziałam i tym razem szczerze się uśmiechnęłam.
-Nie ma za co - posłał mi ten jeden z firmowych uśmiechów i zaczął kierować się w stronę wyjścia. - Jutro o 18 będę po ciebie. - powiedział i puścił mi oczko po czym wyszedł.

Cholera czy on jest serio taki tępy żeby myślał, że go nie rozpoznałam? Chyba tak.

Sięgnęłam po telefon chcąc sprawdzić godzinę bo nie zapomniałam o spotkaniu z owym czarnoskórym mężczyzną. 13:42. Nie mam czasu już tego rozpakowywać więc sięgnęłam do torby sportowej spodziewając się tam ubrań. I się nie myliłam w torbie były ubrania. Wysypałam zawartość torby na łóżko i przez chwile analizowałam jakie ciuchy będą idealne.

W torbie niestety nie było za dużo ciuchów dlatego też nie miałam dużego wyboru. Jeszcze jedne czarne spodnie tylko z dziurami, również czarne dresy, szary sweterek, czarna duża bluza z napisem, beżowa przylegająca sukienka, dwie zwykłe czarne koszulki ze znaczkiem i jedna biała. Były tam również dwie pary bielizny, czarna i biała z koronki. Czarny ręcznik i biała szczoteczka do zębów. Cała zawartość torby sportowej.

Wzięłam dresy oraz bluze i szybko wskoczyłam pod prysznic oraz umyłam zęby.

Już po chwili usłyszałam pukanie do drzwi więc otworzyłam je myśląc, że to mężczyzna na którego czekam, jednak była to recepcjonistka.
-Dzień Dobry, przyszłam do Pani by wręczyć Pani prezent, który zostawił pewien blondyn przed chwilą i prosił bym Pani przyniosła. - powiedziała i podała mi bukiet krwiście czerwonych róż.
-Oh, dziękuje. - powiedziałam i zaczęłam wąchać kwiaty.
-Nie ma za co. - powiedziała i ruszyła w stronę schodów.

Zamknęłam drzwi i odwróciłam się by odłożyć je na, którąś z szafek jednak nie byłam sama. W pokoju razem ze mną znajdował się czarnoskóry, który szczerzył się jak mysz do sera patrząc to na mnie to na kwiaty.
-Jak... co... kiedy? -byłam w kompletnym szoku. Jak on tu wszedł?
-Zaraz zrozumiesz. Powiedział i podszedł na tyle blisko mnie by dotknąć obiema dłońmi mojej głowy.

Przeszedł mnie ogromny dreszcz przez co z moich rąk wyleciał piękny bukiet. Po mojej głowie rozniósł się wielki ból przez co zacisnęłam oczy i szczękę.

Minęła chwila a ja dostałam olśnienia...

PERFECTDonde viven las historias. Descúbrelo ahora