13. „Jak było na spotkaniu z Daviną?"

255 16 1
                                    

No one pov

Nagle w całej rezydencji Mikaelsonów rozległ się przeraźliwy krzyk Hayley. Ów kobieta znajdowała się w kuchni trzymając kurczowo się za brzuch.

-Hayley, co się dzieje? - do kuchni wbiegł przestraszony Klaus.
-Nie mam pojęcia, to tak strasznie boli. - zawyła hybryda.

Hayley również tak jak Klaus została hybrydą i może w każdej chwili przemieniać się w zwierze. Pierwotny hybryda ofiarował tą możliwość alfie w zamian za donoszenie ciąży do końca. Hayley z początku chciała uśmiercić swoje nienarodzone dziecko ale bracia Mikaelson przekonali ją, że to najgorszy pomysł jaki wymyśliła.

Blondyn nie czekając dłużej w wampirzym tempie przeniósł cierpiącą brunetkę na kanapę i ściskając jej dłoń by nadać jej otuchy zadzwonił do Elijah.

-Coś się stało, Nik? - zapytał od razu Elijah po odebraniu telefonu.
-Hayley, boli ją brzuch. - zaczął mówić zdenerwowany hybryda.
-To musi mieć coś związanego z Madi, wybudziła się. - odpowiedział.
-Przywieź ją tu szybko, Elijah. - rozkazał Klaus i zakończył połączenie.

Pogłaskał wolną dłonią czoło Hayley odgarniając niesforne kosmyki tak by jej nie przeszkadzały.

**

-Jak to jakaś laska jest w ciąży z Klausem? - zapytałam szatyna przybliżając się do jego siedzenia.
-No normalnie, wiesz... - zaczął Kai, który siedział obok mnie.
-Wiem jak się robi dzieci, psychopato. - odpowiedziałam.

Właśnie znajdowaliśmy się w samochodzie Elijah, bo jakaś Hayley jest w ciąży z Klausem i gdy wróciłam razem z heretykiem do naszego wymiaru dziecko zaczęło przyprawiać Hayley o okropne bóle.

-Na balu w Nowym Orleanie, Hayley jako alfa stada pół księżyca przyszła do Klausa by powiadomić go o tym co planują czarownice i jak przekonały większość stada na ich stronę. - wyjaśnił Elijah i mocno skręcił w prawo przez co Kai przygniótł mnie do drzwi od samochodu.

-Ugh! - warknęłam i odepchnęłam go od siebie.

Zaufałam Kai'owi a on tak po prostu to wykorzystał i chciał uciec beze mnie. Powinien się cieszyć, że jeszcze oddycha.

Nagle samochód zatrzymał się przed znaną mi białą, willą. Byliśmy na miejscu.

-Idziemy. - warknęłam w stronę bruneta i wyciągnęłam go za ramię z samochodu.

W wampirzym tempie razem z Elijah wpadliśmy do salonu, w którym pare dni temu leżałam pijana rozmawiając z... Kolem. No właśnie z Kolem. Miałam nadzieje, że to jego zobaczę po wróceniu do żywych, jednak bardzo się myliłam. Zobaczyłam Bonnie. Okazało się, że mogła obudzić się gdy wszyscy wrócimy do naszego wymiaru, co prawda heretyczki z nieznajomych powodów wybudziły się wcześniej i po prostu uciekły.

-Co się dzieje? - zapytałam Klausa, który klęczał przy kanapie obok bladej brunetki.
-Nie mam pojęcia, odkąd się wybudziłaś zaczął boleć ją brzuch i podobno nie przestaje. - ostatnie zdanie wysyczał z jadem.
-Odsuń się. - rozkazałam i usadowiłem się na jego poprzednim miejscu.

Dotknęłam delikatnie brzucha kobiety i poczułam delikatne bicie serduszka.

-Ciociu! - usłyszałam cichy krzyk, jakbym słyszała to wszystko w głowie. Rozejrzałam się niespokojnie po pokoju. Elijah trzymał Kai'a a Klaus siedział na drugiej kanapie. To nie mogli być oni.
-Ciociu, ona chce mnie zabrać! - krzyknął rozpaczliwie głos.
-Kto chce Cie zabrać, kochanie? - wyszeptałam łagodnie.
-Pani, ona mówi, że zrobi nam krzywdę i, że nie mam prawa się urodzić! - to było dziecko Klausa. A dokładniej jego córka. Mówiła coś do mnie a ja jej odpowiadałam. Porozumiewałam się z nią.
-Nic się nie stanie, kochanie. Nikt nie ucierpi, powiedz Pani, że się jej nie boisz i żeby sobie poszła, dobrze słońce? - uśmiechnęłam się lekko, chociaż ta mała istotka nie mogła tego widzieć.
-Odejdź! Nie boje się ciebie! - nagle krzyknęła.
-Poszła sobie? - zapytałam się z nadzieją.
-Tak, ciociu. - odpowiedziała mała i lekko się zaśmiała.
-Kochanie, mogłabyś się teraz uspokoić bo mame bardzo boli brzuszek? - zapytałam dziewczynki.
-Tak, ciociu. - znowu odpowiedziała.
-Jeśli znowu przyjdzie ta Pani, powiedz, że na nią czekamy. - powiedziałam łagodnym tonem.
-Dziękuje, ciociu. - podziękowała dziewczynka i kontakt się urwał.

Szybko zdjęłam dłonie z brzucha Hayley i wstałam na równe nogi. Spojrzałam na ludzi obok i uśmiechnęłam się nieznacznie.

-Będziesz miał córkę. - powiedziałam do Klausa i rozsiadłam się na kanapie obok niego.

**

-Wróciłem! - nagle rozległ się głośny krzyk.

Przez pewien czas razem z dwójką pierwotnych oraz Kai'em siedzieliśmy w salonie i omawialiśmy wszystko co mnie ominęło. Zaczynając na ciężarnej alfie, a kończąc no właśnie, na Kolu i sobowtórze jego dawnej miłości. Kol w jakimś stopniu stał mi się bliski, mimo naszej krótkiej znajomości stał się dla mnie kimś w rodzaju ważnej osoby.

Wszyscy spojrzeli na przybyłego, najmłodszego z braci Mikaelson.

-Madi? - otworzył lekko buzie i wpatrywał się we mnie jak w obrazek.
-Tak w zasadzie lepiej brzmi Madds. - odezwał się Kai.
-Hej, Kol. - uśmiechnęłam się lekko i pomachałam do niego. Ten nadal stał z lekko otwartą buzią i oczami wielkości monety 5 złotowej.
-Bracie, mógłbyś zamknąć buzie? - zaśmiał się Klaus.

Kol jednak nie zrobił tego, w zamian uśmiechnął się od ucha do ucha i podszedł się przytulić. Śmierdział damskimi perfumami. Wepchnął się między mnie a Klausa i objął ramieniem.

-Jak było na spotkaniu z Daviną? - zapytał Elijah. Brunet obok mnie napiął ciało i głośno westchnął. A więc to jej te śmierdzące perfumy.
-Było, okey. - uśmiechnął się niechętnie.
-Myślę, że Madi i Kai powinni odpocząć po podróży z innego wymiaru. - nagle odezwał się Klaus.
-Tak! Zaraz usne, tak przynudzacie. - powiedział uradowany Kai.
-Świetnie, w takim razie Kai'owi damy kajdany żeby nie mógł czarować oraz przywiążemy go to fotela w pokoju Madi, a sama Madi będzie sobie smacznie spała obok na łóżku, co wy na to? - zapytał uśmiechając się podejrzanie Klaus.
-Lepsze to niż nic. - odezwałam się i wyszłam do kuchni. Zgłodniałam.

Wyciągnęłam z szafki mufinki a z lodówki krew i gdy miałam wychodzić, ktoś zablokował mi drogę.

-Tęskniłem. - uśmiechnął się Kol podchodząc bliżej, a ja za to się cofałam.
-Nie widać. - odparłam obojętnie i w końcu stanęłam, a brunet gdyby był człowiekiem zapewne by we mnie wpadł.
-Jesteś zazdrosna? - zapytał uśmiechając się lubieżnie.
-O Davinę? - zapytałam głupio i włożyłam słomkę od krwi do buzi.
-Jesteś zazdrosna. - zaśmiał się.
-Przepraszam chłopcze, ale nie mam o kogo. - uśmiechnęłam się wrednie i wyminęłam go.

Ja miałabym być o kogoś zazdrosna? Jego niedoczekanie, a już tym bardziej o jakąś Davinę. Poza tym czemu miałabym być o niego zazdrosna? Nie jest moim chłopakiem. Nie jestem zdolna do tak dużych uczuć, a już na pewno nie ich okazywaniu.

-Przywiązałem go. - uśmiechnął się Klaus gdy weszłam do pokoju.
-Świetnie. - oddałam uśmiech i położyłam na szafce nocnej 2 mufinki.
-Pycha, ciasteczka. - uradował się Kai gdy zobaczył słodycz.

Klaus po chwili opuścił pokój ostatni raz posyłając mi uśmiech. Myślę, że Klaus był mi najbardziej bliski z całej rodziny, nie był bliski fizycznie ale emocjonalnie, z pierwszej kategorii zwycięzcą był Kol ale mniejsza. Z Klausem czułam przyjemną więź, która rosła z każdą wymianą spojrzenia, z każdym wymienionym słowem czy uśmiechem. Klaus był zdecydowanie najbliższy mojemu sercu z całej rodziny.

-Nakarm mnie. - powiedział Kai i otworzył buzię bym wkładała mu tam kawałki mufinki.
-Ciesz się, że wróciłeś z zaświatów. - przewróciłam oczami i usiadłam razem z mufinką jak najbliżej niego.
-Nie mogę rozgryźć, z którym jesteś najbliżej. - powiedział z pełna buzią Kai.
-Żebyś się zaraz nie zakrztusił. - odpowiedziałam i specjalnie urwałam większy kawałek ciastka.
-Ja zgaduje a ty mówisz tak/nie, okey? - zapytał znowu z pełną buzią.
-Nie. - odpowiedziałam krótko i wzięłam łyk z torebki krwi.
-Jeszcze nie zacząłem mówić imion! - krzyknął zbulwersowany. -Klaus.
-Przestań bo wyrwę ci gardło, a później uleczę i tak z 50 razy.
-Kol. - nie dawał za wygraną.
-Zamknij się. - przewróciłam oczami i położyłam obok niego papierek po mufince.
-Elijah?! - krzyknął w końcu.
-Cicho, bo zaraz się tu zlecą. - warknęłam.
-Zapał szałwię, nie usłyszą. - podpowiedział.
-Po pierwsze, nie mam szałwi, a po drugie i najważniejsze nie zamierzam Ci się spowiadać! - krzyknęłam w końcu zła.
-Jesteś ładna nawet jak się złościsz. - zaśmiał się.
-Wiem. - odpowiedziałam i z torby spod łóżka wyjęłam czarną piżamę.
-Ładna piżamka. - zaśmiał się brunet.

Popatrzyłam na niego jak na debila, którym tak w zasadzie był i poszłam pod prysznic.

PERFECTWhere stories live. Discover now