16. „Cześć, Klaus. Pa, Klaus"

226 18 3
                                    

-Idź już bo zaraz Stefan uzna, że Cie zabiłam. - wypchnęłam wampira z domu. Jednak znając moje szczęście, którego nawiasem mówiąc nie posiadam. Damon wpadł prosto w ramiona rozjuszonego Klausa. Obok hybrydy stał jego brat, Elijah, natomiast obok niego ciężarna Hayley.
-Co tu się, do diabła dzieje? - warknął Nik odpychając lekko Damona.
-Mój przyjaciel - wskazałam ręką na Damona. - wychodzi z domu. - wyjaśniłam i się zaśmiałam. Byłam kompletnie pijana, z resztą nie tylko ja. Zrobiłam Damonowi magiczne ziółka.
-Jesteś pijana? - bardziej stwierdził niż zapytał Elijah.
-Zapraszam was do waszego domu. - otworzyłam szerzej drzwi a oni weszli.
-Pa, Damon! - krzyknęłam za czarnowłosym i zamknęłam drzwi.

-Zanim zaczniesz swoje podejrzane kazania, powiem Ci jedną ważną rzecz, w zasadzie dwie. - zaśmiałam się patrząc na minę hybrydy.
-Co powstrzymuje mnie, żeby Cie zabić? - warknął Klaus.
-Jeden, wypuściłam Kai'a, dwa wiem gdzie jest Katherine. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Byłam z siebie dumna. Elijah z Hayley poszli na górę a ja sama musiałam się zmierzyć z hybrydą, dzięki. Niespodziewanie blondyn przygniótł mnie do ściany opierając ręce na moich barkach.
-Co zrobiłaś? - jego ciepły oddech owiał moją twarz, był bardzo wściekły.
-Luzuj, majty - zaśmiałam się i językiem dotknęłam jego nosa. - nie jestem głupia, ma 24 godziny a potem jego ciało samo do mnie przyjdzie. - wzruszyłam ramionami przewracając oczami.
-Gdzie Katerina? - znowu warknął mocniej przyciskając mnie do ściany.
-Zgadnij! - zaśmiałam mu się w twarz i odepchnęłam. Oszołomiony lekko Nik nie usłyszał kroków brunetki z drugiej strony dlatego ta bez problemy wbiła mu rękę w ciało.

-Cześć, Klaus. Pa, Klaus. - powiedziała Pierce i wyrwała serce hybrydzie.
-Szkoda, w tej koszulce ładnie się prezentował. - wskazałam palcem na bezwładne ciało Klausa robiąc skwaszoną minę.
-Zbieraj się bo zaraz się zlecą. - powiedziała Katherine i stawając szpilką na torsie blondyna, wyminęła mnie i wyszła.

Szybko znalazłam długopis a z jakiegoś pamiętnika wyrwałam kartkę i napisałam krótki liścik do Klausa bądź jego rodzeństwa.

Hej Klaus, albo ten kto to czyta. Zabiłbyś Kath a jest moją przyjaciółką więc w skrócie Ci wyjaśnię, rozwiąże z nią problem i oczywiście wrócę, może już nawet z Kai'em, wiesz nie wiem ile to zajmie. Jak wrócę to przygotuje wam kolacje cud miód jako przeprosiny.
Wasza kochana Madi : )

Po napisaniu listu położyłam go na torsie Klausa i wyszłam.

-Kath? - zawołałam nie widząc nigdzie brunetki.

Nagle poczułam tępy ból szyi, ktoś skręcił mi kark...

**

Otworzyłam ospale oczy i gdy chciałam strzepnąć z twarzy niesforne kosmyki włosów, natrafiłam na przeszkodę. Byłam związana i osłabiona.

-Wstałaś. - usłyszałam zachrypnięty głos Kath. Spojrzałam powoli w jej stronę i wygięłam usta w uśmieszku.
-Wyglądasz okropnie. - zaśmiałam się na tyle ile pozwalało mi samopoczucie.
-Ty za to wyglądasz jak modelka. - sarknęła brunetka.
-Co się stało? - zapytałam w końcu i zaczęłam się rozglądać.

Znajdowałyśmy się w jakimś obskurnym barze, który na szafkach miał chyba z 5 cm kurzu. Obie z Pierce byłyśmy przywiązane do masywnych krzeseł. Nadgarstki miałyśmy przypięte, dosłownie, do krzesła. Duże, w kształcie zgiętego prostokąta, metalowe kawałki przypieczętowane czterema wielkimi śrubami, takie zabezpieczania posiadałam ja i Pierce na rękach i nogach. Mało  tego zostałyśmy owinięte łańcuchami nasączonymi werbeną.

-Gdy wyszłam z domu skręcono mi kark i tyle widziałam. - warknęła Petrova.
-U mnie tak samo. - westchnęłam.

-Dzień Dobry, śliczne. Czas na dużą dawkę werbeny do waszych żył. - nagle głos mężczyzny rozszedł się po pomieszczeniu.
-Kim ty, do cholery jesteś? - podniosłam głowę by spojrzeć na naszego oprawcę. Wysoki mężczyzna z oliwkową cerą, brązowymi oczami i ciemnymi włosami. Ten opis komuś mi odpowiadał ale nie mam pojęcia komu. Ktoś opowiadał o takim mężczyźnie, opisywał go.
-Lorenzo St. John - przedstawił się wystawiając dłoń w moją stronę. - no tak, wybacz. - zaśmiał się i cofnął dłoń.
-Czego od nas chcecie? - warknęła jak dotąd milcząca Katherine.
-Jesteś sobowtórem, a ona heretykiem. To proste, stworzymy inny wymiar i wsadzimy tam Mikaelsonów. - powiedział Lorenzo i wstrzyknął mi i Kath werbenę.
-Nie przyjdą po mnie. - szepnęła wampirzyca i usnęła. Na mnie werbena działała słabiej dlatego pozostałam przy świadomości.
-Po ciebie nie przyjdą, ale na pewno odbiją żonę braciszka. - powiedział patrząc na mnie i wyszedł.

Bycie „żoną" Kola miało pomóc mi a nie na odwrót. Mikaelsonowie powinni dotrzeć tutaj za około tydzień, o ile oczywiście zaczną mnie szukać. Utrudnieniem będzie dla nich moja odporność na magię i tygodniowe zaklęcie maskujące na Katherine. Kai będzie tutaj szybciej dlatego to on nas uwolni, mam nadzieje.

Teraz zaczęłam myśleć o tajemniczym Lorenzo. Ktoś na pewno opowiadał mi o nim tylko kto by to mógł być. Ostatnio rozmawiałam z Katherine, wcześniej z Klausem, a jeszcze wcześniej... Tak! To Damon!

-Lorenzo! - krzyknęłam na tyle ile miałam sił.
-Co tam, piękna? Zdecydowałaś się wydać rodzinkę? - zadowolony wampir wszedł do pomieszczenia. Znam go krótko ale coś musi być na rzeczy jeśli jest taki zadowolony. Plan z pierwotnymi ma około 30% szans na wypał, więc nie byłby taki zadowolony.
-Jesteś Enzo. Mówiono mi o tobie. - powiedziałam i obserwowałam jego reakcje. Ewidentnie się zaciekawił bo w wampirzym tempie postawił krzesło przede mną i patrzył na mnie wyczekująco.
-Mam nadzieje, że mówiono Ci o mnie same dobre rzeczy. - powiedział i zaczął kręcić sobie ma palcu moje włosy.
-Twój przyjaciel - momentalnie Enzo cały się spiął i zaprzestał na chwile kręcenia moich włosów. - Damon, jest on też moim przyjacielem. - powiedziałam mając nadzieje, że go to ruszy.
-Oh, piękna. Damon to Damon, wątpie żeby w ogóle zaczął cię szukać. - zaśmiał się po czym wyszedł.

**

No one pov

W rezydencji Mikaelsonów panował istny harmider. Pierwotni zauważyli porwanie Madeline oraz Katherine. Mało tego mała Hope, która powiązana była z heretyczką również odczuwała skutki zażywania dużej ilości werbeny. Hayley czuła się osłabiona, mała dziewczynka była trybrydą dlatego działała na nią roślina.

-Myśl racjonalnie! - krzyknął na Bonnie Klaus. Elijah opiekował się Hayley a Kol? Właśnie, Kol uznał, że to jego wina i upijał się w Mystic Grill. Jedynie Klaus działał, musiał to robić. W końcu jego dziecko powiązane było z heretyczką.
-Klaus, stresujesz ją. - powiedział Stefan do hybrydy.

W domu znajdowali się również bracia Salvatore z ich czarownicą Bonnie.

-Albo ją znajdziesz, albo cie zabije. - warknął prosto w twarz mulatce pierwotny hybryda.
-Nie rozumiesz, że jej magia jest za silna?! Zaklęcie maskujące! Nie mogę jej znaleźć! - w końcu wybuchła czarownica.
-W takim razie nie jesteś potrzebna. - powiedział i z zamiarem zabicia wiedźmy szedł w jej stronę. Jednak drogę zagrodził mu jego dawny przyjaciel, Stefan.
-Klaus, uspokój się. Pomyśl, co mówiła Ci zanim Katherine cie zabiła? - zadał mu pytanie wampir.
-Mówiła o Kai'u... - nagle szepnął Damon. - Kai, ma wrócić po dobie prosto do niej! Uratuje je! - wykrzyczał.

Kalus zaczął łączyć wątki i ze skwaszoną miną musiał przyznać Damonowi racje. Kai miał wrócić.

PERFECTWhere stories live. Discover now