Epilog

318 11 7
                                    


Powiedz mu!

Krzyczały moje myśli. Właśnie jechaliśmy z powrotem do rezydencji Mikaelsonów.

Wszyscy byli zdenerwowani, jedynie Kai zachowywał spokój ducha.

Wiedziałam, że nie każdy może wyjść z tego cało. Mogłam zginąć ja albo Kai, albo nawet kolejny pierwotny.

Byłam tchórzem, cholernym tchórzem, który boi się uczuć.

-Spokojnie, babeczko. - powiedział Parker i położył swoją dłoń na moim trzęsącym się udzie.
-Możemy tam zginąć, Kai. - powiedziałam i położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
-Daj spokój, złego diabli nie biorą. - zaśmiał się i zaczął kciukiem masować moje dresy.

Spojrzałam na niego, wtedy gdy on akurat też to zrobił.

Dalej zrób to!

-Nie jesteś zły, tylko skrzywdzony. - powiedziałam na co się zaśmiał.
-Może i tak. - odpowiedział i spojrzał na drogę.

-Kai... - zaczęłam a do moich oczu naszły łzy.

Nigdy nie powiedziałam nikomu kocham cie. Było to dla mnie ważne słowo. Bardzo ważne.

Kocham cię.

-Uważaj na siebie. - dokończyłam gdy akurat wjechaliśmy na posesje rezydencji.
-Obiecuje, babeczko. - powiedział i zaparkował by po chwili wystawić w moją stronę mały palec.

-Ty też, obiecujesz? - zapytał i potrząsnął palcem na co się uśmiechnęłam, i położyłam swój palec na jego.
-Obiecuje. - powiedziałam i oboje zacisnęliśmy palce na znak danej obietnicy.

Mam nadzieję, że żadne z nas nie złamie tej obietnicy...

**

-Uspokój się! Nie możesz iść tam od tak! - krzyknęłam na Klausa, który chodził zły jak osa po pokoju, po tym jak dałam mu do zrozumienia, że pójście bez planu na spotkanie ze starą wiedźmą i jej pomocnikami jest bezsensowne.
-Nie mów mi co mam robić. - warknął i zaczął iść w moją stronę dlatego wstałam z kanapy i hardo uniosłam głowę.

Jednak nie spotkałam się z rozwścieczonym spojrzeniem hybrydy, bo ktoś stanął tuż przede mną.

Oczywiście mając na myśli kogoś, mówiłam o Kai'u.

-Jesteś głupi jeśli myślisz, że uda nam się wygrać z twoją ciotką bez planu. - powiedział Parker a ja stanęłam obok mężczyzn patrząc jak mierzą się wzrokiem.
-Potrzebujesz nas. - powiedział Parker, a Hope, która nadal była ze mną połączona zaczęła płakać.
-Nazywam się Klaus Mikaelson! Nie potrzebuje nikogo! - krzyknął i włożył rękę prosto w tors bruneta łapiąc za jego serce.

Hayley cicho pisnęła i zasłoniła dziewczynce oczy.

Kai nie będąc dłużny hybrydzie, złapał go za przedramię wysysając z niego magię.

-W tej chwili zabieraj łapy od jego serca. - warknęłam i wygięłam rękę tak by wykonać zaklęcie na złamanie kości blondyna.

Po chwili można było usłyszeć trzask i głośne sapnięcie hybrydy.

-Klaus, potrzebujemy ich. - powiedziała Hayley uspokajając Hope.

Nik słuchając Hayley wyjął dłoń z klatki piersiowej Kai'a, pomagając sobie drugą ręką.

-Elijah, to też nasz przyjaciel, Klaus. - warknęłam i wymierzyłam w jego stronę palca.
-To mój brat! - krzyknął przez co mała Hope zaczęła bardziej płakać. To uspokoiło Klausa na tyle by już więcej nie podnosił głosu.
-Zamiast się wykłócać, powinniśmy ułożyć jakiś plan. - powiedziała Hayley przez co przymknęłam na chwile oczy.

PERFECTWhere stories live. Discover now