26. „Już dawno powinien być martwy"

160 11 1
                                    

-Pójdę porozmawiać z Kolem, poczekaj tutaj. - powiedziałam Kai'owi i poszłam na spotkanie z pierwotnym.

Potraktowałam go tak jak wszystkich, którzy chcą czuć coś do mnie. Byłam jednocześnie zła na siebie i na niego. Na siebie bo nie powinnam pozwolić na sytuacje, w której się znaleźliśmy, na niego zaś dlatego, że chciał o tym rozmawiać. Seks z pierwotnym znaczył dla mnie tyle co nic. Nie czułam z tego powodu poczucia winy czy szczęścia. Po prostu się stało i tyle, nie ma o czym gadać.

-Hej, Kol, możemy porozmawiać? - powiedziałam stojąc pod drzwiami od pokoju pierwotnego.

To był tak oklepany tekst, że w środku śmiałam się sama z siebie. Jednak gdybym śmiała się na głos Kol prawdopodobnie nie otworzyłby mi drzwi.

-Wejdź. - otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich.

Jego pokój był w ciemnych barwach. Na środku stały dwa skórzane fotele na przeciwko, których znajdował się stolik a za nim kominek. Po prawo było duże łóżko a obok niego szafki.

-Więc... - zaczęłam odwracając się w jego stronę. -Nie był to błąd w moim życiu, chcę zaznaczyć. - uśmiechnęłam się niemrawo.

-Po prostu nie powinnam wylewać na Ciebie swoich emocji. - powiedziałam i założyłam za ucho przeszkadzające pasma włosów.
-Nie powinnaś. - oznajmił i podparł się o ścianę pocierając brodę z uśmiechem.
-Chciałabym też powiedzieć, że to nic dla mnie nie znaczyło. - rzekłam i zaczęłam robić dziwne miny.
-Nic, a nic. - odpowiedział i lekko zbliżył się do mnie.
-Nie chcę żebyś robił sobie jakąś nadzieje, czy coś. - wzruszyłam ramionami i założyłam ręce na piersi.
-Dla mnie nie ma nadzieji. - odpowiedział nadal z uśmiechem.
-Kol, wszystko w porządku? - zapytałam oglądając go od góry do dołu.
-Jak najbardziej. - powiedział i też zaczął robić dziwne miny, jak przed chwilą ja.

-Kol, dla wszystkich jest nadzieja. - podeszłam do niego i położyłam ręce na ramionach.
-Wiem, księżniczko. - odpowiedział i zaśmiał się w głos.
-Co? Mam coś na twarzy? - zapytałam zabierając ręce z jego ramion.
-Tak się tym przejęłaś, że gdybym Cie nie znał uwierzyłbym, że masz uczucia. - powiedział nadal się śmiejąc.
-Na pewno wszystko, okey? - zapytałam i znów założyłam ręce na piersi.
-Jesteś socjopatką, która zabiła więcej osób niż można zliczyć. - powiedział a ja poczułam się nieswojo.
-Tak, to prawda. - przyznałam mu rację i odeszłam trochę od pierwotnego.
-Mam ochotę wypić twoją krew, ale bym umarł. - powiedział i spojrzał na mnie nieobecnymi oczami. Coś było nie tak.
-Kol, co ty wygadujesz? - zapytałam i podniosłam jedną brew w geście zapytania.

Pierwotny nie odpowiedział mi. Po prostu wbił się w moją szyję i wypił kilka kropli mojej krwi zanim odrzuciłam go na drugą stronę pokoju.

-Głupcze! Co Ci przyszło do głowy?! - krzyknęłam a ten zaczął się panicznie śmiać.

-Umrzesz! Nie mogę ci pomóc! Słyszysz?! - krzyczałam przez co do pokoju wszedł Kai rozglądając się nerwowo.
-Co tu się stało? - zapytał patrząc na szczerzącego się Kola i na moją złą minę.
-Ten idiota wypił moją krew! - krzyknęłam wskazując na leżącego pierwotnego.
-Nie ma na to antidotum... - powiedział Kai patrząc na Kola.
-Kai, ja nie wiem czy będę zdołała wyciągnąć go z drugiej strony. - powiedziałam i spojrzałam na Parkera.
-Czemu się zabiłeś? - zapytał Kai podchodząc bliżej Kola, na którym już było widać skutki wypicia mojej krwi.

Jego skóra zrobiła się bardziej blada niż zwykle, widoczne były małe kropelki potu spływające po jego twarzy.

Kol nie odpowiedział, zaczął się śmiać. Jakby to nie był on.

PERFECTWhere stories live. Discover now