37. „Nie szarp się"

150 12 2
                                    

-Kai? - szepnęłam i otworzyłam oczy po długim śnie.

Wczoraj wróciliśmy do domu gdy już wszyscy spali, więc nie spodziewałam się tego, że heretyk obudził się przede mną.

Spojrzałam w bok gdzie spał mężczyzna z lekko otwartą buzią i ręką zarzuconą na mój brzuch.

Znajdowaliśmy się w sypialni, która posiadała własną łazienkę. Jak się wczoraj okazało była to sypialnia Parkera. Pokój usłany był w ciemnych barwach. Ściany pokrywał ciemny turkus, a meble były czarne jak smoła. Pomieszczenie natomiast było o wiele większe niż moja sypialnia.

Powoli zdjęłam z siebie rękę bruneta i cicho podeszłam do komody, w której wczoraj upchaliśmy parę moich ciuchów.

Wyjęłam z szuflady czarne dresy i czarną luźną koszulkę.

Mówiłam już, że nienawidzę spodni?

Wracając, odwróciłam się by zobaczyć czy Kai nadal śpi, i tak jak oczekiwałam, spał.

Szybkim, lecz cichym krokiem ruszyłam do łazienki, gdzie od razu po rozebraniu się, wskoczyłam pod zimny prysznic.

Musiałam pomyśleć. W ciągu ostatniej doby stało się tak dużo. Urodziłam dwójkę dzieci, Hayley również i obie miałyśmy przedwczesny poród spowodowany czymś nadprzyrodzonym.

Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Nigdy nawet bym nie pomyślała, że kiedyś je będę mieć!

A teraz?

Teraz jedyne co pragnę to ich zobaczyć. Moje dzieci. Bliźniaki. Katherine po zmarłej przyjaciółce i Daniel po dziadku, którego oczywiście nie poznałam.

Tak bardzo chciałam ich przytulić, widzieć jak patrzą na siebie, jak machają niezgrabnie rączkami, jak ich zierenice rozszerzają się gdy mnie zobaczą, jak żyją...

Nie mogłam tego zrobić, bo ktoś mnie potrzebował. Potrzebowali mojej pomocy bo bez niej by zginęli.

Został jeszcze Kai. Pieprzony Malachai Parker, który jak nikt nigdy w całym moim życiu, zawrócił mi aż tak bardzo w głowie.

Bałam się okazać jakiekolwiek uczucia, bałam się, że tym zniszczę siebie. Uczucia zawsze były dla mnie tylko słabością, a miłość? Miłość była czymś na co nie można było mi sobie pozwolić. Była czymś nieosiągalnym, czymś zabronionym. Jednak stało się...

Pokochałam pieprzonego psychopatę.

-Je..! - chciałam krzyknąć gdy poczułam dotyk na brzuchu, jednak czyjaś dłoń przysłoniła mi usta.
-Ćśśś... - usłyszałam szept Kai'a, który wolną ręką ściągnął moje nadgarstki za moje plecy.

Chciałam się zapytać co on najlepszego wyprawia ale nie mogłam, szczelnie blokował mi usta.

-Widzisz, jednak udało się wziąć razem prysznic. - zaśmiał się i zdjął dłoń z moich ust.
-Zawału bym dostała. - oznajmiłam i próbowałam wyszarpać nadgarstki bez użycia wampirzej siły, jednak było to na marne.
-Nie szarp się. - powiedział Parker i odchrząknął słysząc poranną chrypkę.
-Bo co? - syknęłam i znów próbowałam wyszarpać nadgarstki z jego mocnego uścisku.
-Ostrzegałem... - zaśmiał się Kai i w wampirzym tempie przekręcił mnie w swoją stronę i przygwoździł do zimnych kafelek.
-I co teraz? - zapytałam patrząc na niego z chytrym uśmieszkiem.

**

-Chcesz naleśniki czy... - zapytałam Kai'a, wchodząc do kuchni gdzie jak się okazało również nikogo nie było.
-Gdzie oni wszyscy są? - zapytałam sama siebie i zaczęłam rozglądać się po kuchni szukając jakiejś odpowiedzi.
-Jest 7:32 nie dziw się, że śpią. - powiedział heretyk przez co spojrzałam na piekarnik gdzie pokazana była godzina.
-Dziwne. - podsumowałam i otworzyłam lodówkę by wyjąć z niej potrzebne produkty na naleśniki.
-Mogłabyś dzisiaj ze mną gdzieś pojechać? - zapytam nagle Parker, dziwnie z obawą.
-Jasne, gdzie tylko chcesz. - odpowiedziałam i połączyłam składniki, które teraz musiałam tylko zmiksować.
-Tak w ogóle, to czemu pytasz? Przecież zgodziłabym się chyba na wszystko co wymyślisz. - powiedziałam i spojrzałam na bruneta, który patrzył na mnie z głową opartą na dłoni.
-Nie wiem, tak jakoś. - odpowiedział krótko i uśmiechnął się leniwie.

-Swoją drogą... - zaczął i wstał z krzesła przez co zaczęłam obserwować każdy jego ruch.
-Zgodziłabyś się na wszystko? - zapytał i stanął za mną przez co cała się spięłam.
-Jakby nie był to jakiś głupi pomysł to czemu nie? - odpowiedziałam i wylałam gotową masę na patelnię. 
-Nikt nigdy nie robił mi naleśników. - oznajmił heretyk z krótkim śmiechem.
-Zaszczyt dla mnie być tą pierwszą osobą. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Nigdy nie myślałem, że będzie to dla kogoś zaszczyt. - powiedział mężczyzna przez co cicho się zaśmiałam.

A ja nie myślałam, że komuś uda się mnie w sobie rozkochać.

-To chyba jasny znak, że z twojego myślenia nie wychodzi nic dobrego. - odpowiedziałam i precyzyjnie przekręciłam naleśnika, napawając się jego idealną stroną.
-Ależ masz cięty języczek o poranku. - westchnął i stanął tuż obok mnie by mieszać masę na naleśniki.
-Zostaw. - syknęłam i klepnęłam go w rękę by odłożył łyżkę. Jednak poskutkowało to jedynie tym, że również zostałam klepnięta w rękę.

Po chwilowej przepychance, wylądowałam w salonie na kanapie, pod Kai'em.

-I co teraz? - zapytał i zaśmiał się mi prosto w twarz.
-Ty... - syknęłam jednak moją wspaniałą wiązankę słów przerwał Elijah, który stanął na schodach z dziwną miną.
-Nie chciałbym przeszkadzać, ale nie każdy w domu jest pierwotnym wampirem. - powiedział i spojrzał w stronę kuchni gdzie ja, i Kai po chwili pobiegliśmy by ugasić naleśnika.

-Naleśnika, Elijah? - zapytałam i wyrzuciłam zawartość patelni do śmietnika.
-Podziękuje, lecz Hayley z chęcią zjadłaby śniadanie. - odpowiedział i stanął w progu kuchni.
-Tylko nie spal tego naleśnika. - szepnął Kai przez co zmroziłam go wzrokiem.

**

-Więc, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam bruneta gdy po wyjeździe z miasta nadal nie powiedział dokąd jedziemy.
-Tajemnica. - powiedział i spojrzał na mnie przelotnie.
-Ugh! Nie lubię cię. - krzyknęłam i bardziej rozłożyłam swoje kończyny na fotelu co spotkało się ze śmiechem heretyka.
-Ja za to cię lubię. - odpowiedział i wyjął ze schowka lizaka, na którego widok aż oczy mi się zaświeciły.
-Ja ciebie też. - zaczęłam się przymilać do mężczyzny, skacząc wzrokiem to na niego to na słodycz.

Nagle heretyk otworzył lizaka i wsadził go sobie do buzi, co spotkało się z moją niezadowoloną miną.

-Nie masz drugiego? - zapytałam i przysunęłam się bliżej mężczyzny i położyłam dłoń na jego dłoni, która leżała na dźwigni zmiany biegów.
-Chyba nie. - powiedział, sepleniąc przez to, że nie wyjął lizaka z ust.
-Boże! - warknęłam i odsunęłam się jak najdalej od mężczyzny patrząc przez okno.
-Nie próbuj mną manipulować. - oznajmił i po chwili samochód szarpnął w lewo przez co ja nie zapięta poleciałam w stronę mężczyzny.
-Wiem, że to lubisz. - syknęłam i wyjęłam mu z buzi lizaka uśmiechając się zwycięsko.
-Masz specjalnie przywileje w moim życiu więc nie nadużywaj ich. - powiedział i spojrzał na mnie przelotnie.
-Bo co? - zaśmiałam się i zmieniłam mu bieg o mało co nie spalając skrzyni biegów.
-Bo ja tak mówię. - odpowiedział i położył dłoń na gałce bym już jej nie ruszała.
-Ja też mówię wiele rzeczy. - oznajmiłam i oblizałam lizaka z uśmiechem.
-Nic Ci nie powiem, nie ma szans. - od razu powiedział gdy przejrzał mnie na wylot.
-Ale ty jesteś. - warknęłam i ze ściągniętymi brwiami zajęłam się lizaniem lizaka.
-No wiem, że jestem świetny, przystojny, zabawny, troskliwy i Ci się podobam. - odgryzł się i skręcił w leśną drogę.
-Ja wysiadam! Chcesz mnie zgwałcić w lesie! - krzyknęłam prawie uduszając się lizakiem.
-Przecież wiem, że to lubisz. - powiedział przez co zmarszczyłam oczy patrząc prosto w jego oczy.

PERFECTWhere stories live. Discover now