Rozdział 3

3.3K 68 7
                                    

Jasmine 

- Kiedy to jest prawdziwe?

Trwa lekcja matematyki, a ja zamiast się skupić, z nudów piszę tekst  najnowszej piosenki Shawna Mendesa na marginesie zeszytu. Izoluję się na tyle, że słowa piosenki wybrzmiewają w moich myślach niczym z odtwarzacza.

Zazwyczaj tak mam, że na lekcjach przypominam sobie piosenkę której dawno nie słuchałam, a gdy już puszczę ją z odtwarzacza, to odechciewa mi się jej słuchać. Jak to możliwe, że w myślach brzmi lepiej niż w rzeczywistości? Być może dlatego, że matematyka jest na tyle nudna, że odpala mi się wyobraźnia. To bardzo rozsądne wytłumaczenie.

- Kiedy k jest równe 1 – wydobywa się pojedynczy, niepewny głos z sali. Na ostatniej lekcji w podziale godzin, niewiele osób ma jakikolwiek zapał do obliczeń matematycznych. Większość nie wie, co się wokół nich dzieje i nie powinno się ich za to winić.

- Dokładnie. Proszę dopisać, że k należy do rzeczywistych – nauczycielka zwraca się do Cadena rozwiązującego równanie. - Drugi warunek. Co z tym musimy zrobić?

Zastanawia mnie, co nauczycielka chce osiągnąć takimi pytaniami. Naprawdę sądzi, że przez to zmobilizujemy się do obliczeń? Nic z tych rzeczy. Sprawia, że częściej zerkamy na zegar. 

- Wydaje mi się, że musimy wymnożyć – mówi obojętnym tonem Caden.

- Dobrze, Caden. Wykorzystaj wzrór Viete'a. Wyciągnij trójkę przed nawias.

Wzdycham cicho, zapisując na bieżąco obliczenia widniejące na tablicy. 

- Dobrze – nauczycielka przytakuje - Podstawiaj.

W klasie słychać tykanie zegara. Z długopisem wiszącym nad zeszytem, obserwuję, jak wskazówka zegara kolejny raz zatacza koło.

- Teraz pomnożymy nawias przez trójkę do kwadratu.

Caden zapisuje. Notuję obliczenia do zeszytu, nic z nich nie rozumiem. Obawiam się, jak pójdzie mi nauka do testu końcowego. Powinnam być zmotywowana. Przecież nikt nie wytłumaczy mi tego kolejny raz. Nie rusza mnie jednak ta świadomość. Umieram z głodu, a w myślach mam tylko wczorajsze naleśniki z Nutellą. Ile bym dała, żeby teraz go zjeść, ten jeden Bóg wie.

- Jak widzicie, robi się banalne równanie kwadratowe. Sprawdźcie odpowiedź na samym końcu. Jest dobrze?

Nie dajcie się zmylić, że są banalne. To tylko opinia nauczycielki z pasją do przedmiotu po magisterce matematyki. W porównaniu z naszą marną wiedzą na temat tego przedmiotu i jeszcze mniejszymi chęciami do nauczenia się go, to równaniu z żadnej strony nie wygląda na banalne. 

- Tak – odpowiada chórem kilka osób, niczym mantrę.

Ostatnio nauczycielka zażyczyła sobie, żeby ustawić ławki tak, by tworzyły one półokrąg. Sądzi, że wtedy ma na nas lepszą widoczność. Pech chciał, że siedzę akurat w środku tego okręgu wraz z sześcioma innymi ławkami, które się nie zmieściły. Nie jest to najlepsze miejsce, ale zdążyłam się już przyzwyczaić.

Podpieram się łokciem o blat i znudzonym wzrokiem oglądam tablice ze wzorami wywieszone na ścianie. Szukam jakiejkolwiek rozrywki, a każda jest lepsza niż rozwiązywanie zagadnień matematycznych. Nigdy nie byłam dobre w te klocki i pogodziłam się z tym. Nieistotne, jak bardzo się starałam. Zdaje się, że królowa nauk nigdy nie umiała docenić moich starań, więc je porzuciłam.

Spoglądam w bok, a wtedy oczy moje i Nicholasa się spotykają. Obydwoje zastygamy na krótką chwilę, aż w końcu odwraca szybko wzrok. Teraz wpatruję się w zeszyt i notuje. Nie wierzę. Czy teraz również powinnam uznać to za zbieg okoliczności? Moje serce zaczyna coraz szybciej bić.

Przenoszę spojrzenie z powrotem na mrs Murphy siedzącą przy biurku. Próbuję powrócić do zapisu na tablicy. W pośpiechu notuje drugi raz to samo zadanie. Może wydawać się to dosyć dziwne, ale nie umiem siedzieć w bezruchu po tym, jak z Nicholasem znów złapaliśmy się spojrzeniami.

Nauczycielka wzdycha pod nosem, gdy komputer po raz kolejny się zacina i musi uruchomić urządzenie ponownie. Nicholas się na mnie patrzył. Jak długo?

Rozlega się dzwonek. Wszyscy podnoszą się z ławek wypowiadając na odchodnym słowa pożegnania do nauczycielki. Idziemy z Larissą do szatni po książki na następną lekcje.

Korytarze naszej szkoły są wąskie, całkiem nieproporcjonalne do liczby uczniów, która się tędy przewija. Często padamy ofiarami korków zatłoczonej szkoły. Nieraz się zastanawiałam kto był architektem. Wyjmuje podręcznik do hiszpańskiego, a Larissa stoi oparta o ścianę obok mnie.

- Nie wiem które kupić – krzywi się, wpatrując się w telefon. Co rusz przesuwa palcem w jedną i drugą stronę, ale ja jestem myślami przy "boskim facecie" z naszego roku. – Które są lepsze twoim zdaniem?

Kieruję wyświetlacz w moją stronę.

- Ależ ty jesteś oryginalna. Naprawdę Larissa, zamierzasz wybierać obuwie z pośród dwóch najbardziej wychodzonych modeli na rynku?  – pytam, besztając jej gust.

Mierze ją wzrokiem.

- No co? To które lepsze?

- Według mnie, Air Force. Ale ma je co druga laska na mieście. Chcesz być taka sama jak wszystkie?

- Za bardzo mnie to nie interesuje. Wystarczy że mi się podobają.

- Nie mówię tego często, ale mądrze mówisz.

- Uwielbiam, jak mi schlebiasz – uśmiecha się.

- Masz zatem moje pozwolenie na kupno.

- I tak je kupie, niezależnie od tego czy tobie by się podobały. Nie musisz mi udzielać pozwolenia. – droczy się ze mną, chociaż wiem, że moje zdanie dużo dla niej znaczy. - Białe czy czarne?

- Białe. Zdecydowanie są lepsze.

Idziemy korytarzem do drugiego skrzydła budynku. Mijam się z Nicholasem. Przez ułamek sekundy patrzymy sobie w oczy, ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Larissa coś do mnie mówi, ale w ogóle się nie potrafię skupić. Przypomina mi się lekcja matematyki.

Wydawało mi się – rozwiewam w myślach swoje wątpliwości. Niekiedy mam jakieś urojenia.

- Dzisiaj poszłam spać o drugiej w nocy. Pisałam z Ian'em. Dużo nas łączy i poza tym jakoś... swobodnie mi się z nim rozmawia. Nigdy nie złapałam z żadnym facetem wspólnego języka. Co prawda byłam z Joshem, ale zawsze się czułam przy nim skrępowana. Nieswoja. Myślałam, że to normalne. Początkowe fazy związku i tak dalej. Mijały miesiące, a ja wciąż czułam, że nie możemy się porozumieć. Czuję się, jakbym znalazła bratnią duszę. Czy to głupie?

- Myślałam że się dobrze dogadywałaś z Joshem.

- Właśnie, tylko się dogadywałam. Miałam poczucie, że nie o wszystkim mogę mu powiedzieć. Rozważałam to co miałam mówić, czy pisać, jakby nie wszystko było odpowiednie.

- Cieszę się, że z Ian'em ci się udaje. Poznałaś już jego głos?

- Jeszcze nie. Na razie wolę to odłożyć. Nie chcę się spieszyć. A myślisz że powinnam?

- Nie myślę, co powinnaś. Na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. 

Jeszcze długo myślę o tym, jak twarz Larissy rozpromienia się na wspomnienie o Ianie. 

Część MnieWhere stories live. Discover now