Rozdział 13

2.4K 49 3
                                    

Jasmine

Siadam do biurka. Wróciłam już chwilę temu ze szkoły, a jako że mama ma dzisiaj dyżur dzienny, to zmuszona byłam sama przygotować sobie posiłek. Nie chciało mi się niczego specjalnego przyrządzać, więc zrobiłam gofry z bitą śmietaną. Jak dla mnie, obiad idealny. Mama z pewnością zbeształaby mnie za mój gust posiłkowy. Próbowałam nieraz gotować, ale nie bardzo mi to wychodzi. Nie nauczyłam się do tej pory przyrządzać obiadu. Za każdym razem mięso wychodzi z zewnątrz spalone, a w środku surowe. Nie umiem odmierzyć sobie czasu, więc ziemniaki nie są gotowe na odpowiednią chwilę, albo są już zimne. Jedyne co mi w miarę wychodzi, to surówki, których nie lubię.

Za to pieczenie wychodzi mi nieźle. Odkąd upiekłam pierwsze ciasto w swoim życiu, a było to, gdy miałam czternaście lat, nie umiałam się powstrzymać przed co dwudniowym testowaniem nowych wypieków znalezionych w Internecie. Po jakimś czasie mi przeszło, ale nikt nigdy nie narzekał na zrobione przeze mnie łakocie, więc rzeczywiście nie wychodzi mi to najgorzej, albo chcieli być po prostu mili i zjadali wszystko tego samego dnia.

Dzisiaj postanowiłam, że spróbuję coś porysować. Wolne popołudnie zmusza mnie do produktywnego wykorzystania czasu. Chwytam ołówek do ręki i zaczynam przerysowywać oko „krok po kroku" zgodnie z instrukcją, którą znalazłam na profilu rysowniczym.

Skupiam się, kiedy ołówek pierwszy raz spotyka się z papierem. Pociągam dłonią w jednym i drugim kierunku, ale moje myśli błyskawicznie odpływają.

Minęło kilka dni od naszego spotkania z Nicholasem. Ostatnio coraz więcej zaczęłam o nim myśleć. Sięgam pamięcią do września i analizuję wszystko od początku. Zaczynam od pierwszego tygodnia szkoły, kiedy do mnie zagadał na wychowaniu fizycznym. Nie pamiętam, aby przez poprzednie lata prowadził ze mną rozmowę niezmierzającą do tego, żeby mnie prosić o gotowe zadania. Zresztą nawet i takie sytuacje zaliczały się do rzadkości. W końcu osób w klasie jest wiele, a on chyba przywykł do tego, że dostanie notatki od każdego.

Przypomina mi się nasze spotkanie w D'espresso. To, jak nasze oczy się spotkały. Żeby było jasność, nawiązywanie kontaktu wzrokowego z innymi ludźmi nie jest dla mnie niczym niezwykłym, ale wtedy poczułam że coś nie gra. Wyczuwam takie rzeczy. Mam dobrą intuicję, która rzadko mnie zawodzi, pomimo, że wciąż jej nie ufam.

Tak jak wtedy, gdy Thomas wychodził z domu. Miałam wtedy jedenaście lat, a on siedemnaście. Prosiłam go, żeby w tym dniu spędził ze mną popołudnie, zamiast wychodzić na miasto. Zabawa z nim przestawała być dla mnie istotna, ale coś mnie kłuło w sercu, gdy opuszczał dom. To uczucie było delikatne, niemal nieodczuwalne. Zdałam sobie sprawę z niego dopiero kilka lat później.

Przypominają mi się wszystkie lekcje matematyki, na których na mnie patrzył. Wiem, kiedy to robi. On za to myśli, że skoro moje oczy nie krzyżują się z jego, to tego nie zauważam. Zauważam, dlatego z każdą lekcją coraz trudniej jest mi się skupić, gdy mam tego świadomość. A biorąc pod uwagę, że matematyka sama w sobie jest moją piętą achillesową, to nie znajduję się w dobrym położeniu.

Przypomina mi się szatnia przed meczem. Począwszy od momentu, gdy zauważyłam go przez szybę w oknie, aż po zniknięcie za drzwiami przebieralni. To, jak czuliśmy się w swojej obecności. Raczej jak ja się czułam. Ciężko stwierdzić co odczuwała druga osoba, nawet, jeśli się ma absolutną pewność swoich domysłów. Niezręczność i pociąganie. Wtedy tego nie umiałam nazwać, teraz to wiem.

Przypomina mi się, jak mnie pchnął, gdy próbowaliśmy zrobić nasz eksperyment chemiczny. To, jak jego ręce znalazły się na mojej talii. To, jak jego źrenice się powiększyły.

Część MnieWhere stories live. Discover now