Rozdział 26

1.9K 43 0
                                    

Jasmine

Przygotowuję się do olimpiady z geografii na koniec roku, dzięki której będę miała szansę na stypendium. Pani Murphy zostawiła mnie samą w klasie na czas przerwy, a sama wyszła do pokoju nauczycielskiego.

Zaproponowała mi miejsce w ostatniej ławce, skierowawszy krzesło tyłem do tablicy. Stwierdziła, że w ten sposób uczniowie innej grupy nie będą mi przeszkadzać. Właśnie wybrzmiał dzwonek na lekcje, a ja wertuję książkę natrafiając w końcu na wzór do potrzebnych obliczeń. W końcu ją znajduję. Przypominam sobie te, których ostatnio się uczyliśmy, ale przez ostatnie wydarzenia nie mogę się skupić. Mam pełną głowę myśli, a wzory zlewają się w jedną całość. Jestem pewna, że namieszam na olimpiadzie, czym zasmucę Panią Murphy, ale nie mogę się zmusić do skupienia.

Biorę pierwszą z kartek daną mi przez nauczycielkę. Zaczynam pierwsze zadanie, kiedy za sobą słyszę rozmowy wchodzących uczniów. Pani Murphy jeszcze się nie pojawiła, co powoduje, że w klasie panuje luźna atmosfera.

Wybita z rytmu, ponownie czytam polecenie zadanie kiedy ktoś kładzie ręce na moich oczach. Są duże, a ich temperatura ciepła. I już wiem, do kogo należą.

Przez moje ciało przechodzi przyjemny prąd.

- Zgadnij, kto to – odzywa się głęboki, męski głos, ale ja nie muszę zgadywać. Rozpoznałabym wszędzie. Nie mogłabym ich pomylić z jakimkolwiek innym. Zbyt wiele razy miewałam sny, w których prowadziliśmy obydwoje rozmowy.

Nie widzieliśmy się od czasu, kiedy się pocałowaliśmy. Ściślej - kiedy on mnie pocałował. Nie miałam żadnego wpływu na tamtą sytuację. Po prostu ujął moje usta w objęcia niczym swoją własność, a następnie wcisnął w nie swój język. Nie mogę udawać, że nie podoba mi się ta zaborczość.

Do brzucha dotarła już informacja o Nicholasie. Motylki fikają koziołki, a moje policzki płoną.

- Nicholas, zdejmij z moich oczów swoje dłonie, jestem zajęta – odpyskuję, wbrew temu, co myślę. Zwyczajnie się z nim droczę. I może nie chcę, aby wiedział o tym, jak bardzo działa na mnie jego obecność.

- A w czym niby? Co jest ważniejsze ode mnie? - kradnie krzesło z sąsiedniej ławki i przestawia je tak, by siedzieć obok mnie. Wydaje się przejęty moją groźbą, co wprawia mnie w delikatne uczucie satysfakcji. Poza tym, wygląda na dziwnie zadowolonego. Czy to nie on ostatnio się ze mną ostro pokłócił? Zaczynam podejrzewać, że to jego klon.

Jego dłoń ląduje na ławce, a ja wpatruje się w nią zbyt długo, niż można było uznać to za normalne zachowanie.

Mam wrażenie, jakbym znała dokładnie każdą linie papilarną tych palców i wiedziała, gdzie przechodzi każda z wypukłych żył na dłoni.

- Rozwiązuje zadania – rzucam niedbale, lekko zdezorientowana jego obecnością. Przenoszę wzrok z powrotem na wzory, ale teraz, wydają się mieszaniną dziwnych znaków.

- Nie widać – mówi, a ja spoglądam na kartkę przed sobą. Uświadamiam sobie, że jest pusta. Jak dotąd nie wykonałam na niej żadnych obliczeń. Niczego. Wydaje mu się, że zmyślam. Trzymam długopis nad kartką nie wiedząc, jakiej odpowiedzi się ode mnie oczekuje w zadaniu, mimo że przeczytałam je już trzy razy.

- Jak mam się skupić skoro panuje tu taki wrzask? – bronię się.

- Może ja ci pomogę? - jego oferta jest kusząca, ale wolę udawać, jakbym w ogóle nie brała jej pod uwagę.

- Nie sądzę, żebyś... – przerywam, gdy staje za mną i zakłada ręce na mojej klatce piersiowej. Opiera podbródek na jednym z moich ramion i zagląda do kartki. Moje serce przestaje bić. Nie jestem przyzwyczajona do jego bliskości. Zachowuję za to resztki rozsądku, by go upomnieć.

Część MnieWhere stories live. Discover now