Rozdział 55*

1.9K 27 0
                                    

Jasmine

Nicholas postanowił wykorzystać mnie i ostatnie dni wolności przed rozpoczęciem studiów. Nie zwracał uwagi na moje pełne natręctw myśli o tym, co muszę zrobić przed pierwszym dniem na uczelni. Nie było mowy o kompromisach w tej kwestii. Jest zdania, że powinnam wyciągać z życia jak najwięcej i przestać je brać zbyt poważnie. Uzupełniamy się więc jak jing i jang – ja, ze swoją idealnie uporządkowaną codziennością i opanowaniem oraz on, ze swoją spontanicznością – nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba w tym wydaniu. Właśnie za to go kocham – pokazuje mi inną stronę życia. Różnimy się, a te różnice są po to, by się nawzajem uzupełniać.

Nicholas niemal siłą wyciągnął mnie na pełne trzy dni beztroskiego, szaleńczego wypoczynku. Nadal nie mogę uwierzyć, że jest tuż obok - jego obecność dodaje mi skrzydeł. Tyle razy myślałam sobie, że już nigdy nie będziemy tacy, jak dawniej. Miałam rację – teraz jest znacznie lepiej. Kryzys z reguły naszego niepoważnego związku wzmocnił naszą dwójkę.

Obserwuję wodę, opalając się na jednym z leżaków. Właśnie skończyłam czytać książkę, którą męczyłam od dłuższego czasu, z wiadomych powodów. Fale na przemian unoszą się i opadają, powodując przyjemny szum. Rozkoszuję się błogim odpoczynkiem w ten upalny, sierpniowy dzień. Staram się nie myśleć o czekających mnie zmianach i zepchnąć w głąb siebie stres spowodowany studiami.

Sięgam po sorbet truskawkowy i piję go do momentu, aż z rurki nie przechodzi nic oprócz powietrza, dając mi do zrozumienia że napój się skończył. Podnoszę wzrok, a horyzont ukazuje chłopaków wracających z wypożyczalni sprzętów. Wszyscy trzej niosą pod pachami deski surfingowe, z tym że Nicholas dodatkowo w drugiej ręce trzyma dmuchanego flaminga.

Ten widok mnie rozczula ale i rozbawia. Jaskraworóżowy ponton w kształcie tego zwierzęcia tak bardzo do niego pasuje, że nie mogę się nie uśmiechnąć. Wtedy on podnosi wzrok i mierzy mnie żartobliwie gniewnym spojrzeniem. Z moich ust ulatnia się rechot, na co Nicholas krzyczy:

- Może nie będzie ci do śmiechu, jak wrzucę cię w środek tego morza! – zadziera głowę do góry, po czym dodaje – Bez tego flaminga, rzecz jasna!

- Nie zrobiłbyś tego – odpowiadam, kiedy jest blisko.

- Chciałem być miły. Ten flaming miał służyć temu, abyś się nie utopiła na śmierć, ale skoro cię to bawi...

- Wcale nie – przedrzeźniam go. – Bardzo ci pasuje.

- Nadal się śmiejesz! I nawet się z tym nie kryjesz! – oburza się i gwałtownie podnosi mnie z leżaka, na co reaguję piskiem. Nie spodziewałam się tego ruchu, a teraz Nicholas biegnie ze mną na rękach w kierunku morza. Zaczynam go kopać, błagając, by zostawił mnie w spokoju, ale tak naprawdę uwielbiam, kiedy się ze mną wygłupia.

Postawia mnie w końcu na nogi, ale nadal trzyma za talię. Nicholas milczy, więc i ja się nie odzywam. Nie wiem, przez jaki czas stoimy i zwyczajnie toniemy w swoich spojrzeniach. Te oczy są czymś, co mogę oglądać do końca swojego życia. Widzę w nich przyszłość, szczęście, miłość, aż w końcu – siebie.

Wymiękam, opuszając wzrok. Mimo faktu, że Hemsworth należy do mnie i oficjalnie zyskał miano mojego chłopaka, onieśmiela mnie. Zapewne nie zdaje sobie z tego sprawy, a ja mu tego nie powiem – miałby kolejny powód do śmiechu. Wodzę palcem po jego torsie, na co on wstrzymuje oddech. Czuję pod dotykiem jego twarde mięśnie.

Cisza między nami jest gęsta od napięcia. To ten rodzaj ciszy, której żadne ze stron nie chce przerywać, by móc upajać się swoją obecnością. Jest w niej coś intymnego - jak gdyby wokół nie było nikogo, a my nie usłyszelibyśmy niczego oprócz bicia naszych serc. To poufne wysyłanie uczuć w niewielką przestrzeń między nami sprawia, że nie pragnę niczego więcej - czuję się spełniona.

Część MnieWhere stories live. Discover now