ii

561 62 41
                                    

Czekał na to cały tydzień. Impreza u Alexa miała być równie duża co ta u Lue.

Do tego czasu zdążył nawet pogodzić się z Juno, chyba oficjalnie znowu byli razem, chociaż ciężko stwierdzić, nie spotykali się poza szkołą zbyt często. W każdym razie nie mógł opuścić tej imprezy. Dlaczego? W zasadzie nie miał nawet pewności, że nowy nieznajomy się na niej pojawi, ale była to najlepsza i jedyna wręcz okazja by to sprawdzić.

Wchodząc do środka nawet nie liczył na to, że wpadnie na chłopca na samym początku. Przywitał się z kilkoma osobami, a potem wszedł do kuchni z zamiarem napicia się czystej wody. Siedział tam przez moment nie wiedząc czy ma iść tańczyć, czy oglądać samochody swoich kolegów na podjeździe. Ostatecznie zdecydował, że przyda się mu świeże powietrze, skierował się do garażu, ale stanął jak wryty widząc jak Juno z drugiego końca korytarza macha do niego ochoczo dłonią.

Co robić?

Jeśli da się jej wciągnąć w imprezę, to nie uwolni się od dziewczyny przez resztę nocy. Potem ta zaciągnie go do swoich koleżanek, a na końcu poprosi o odwiezienie do domu. Nie mógł na to pozwolić, nie tym razem. Zrobił ostry zwrot w tył trafiając znowu do kuchni. Jeśli jednak tam zostanie, ta szybko przyjdzie tu po jego krokach i tyle z ukrywania. W dodatku będzie musiał tłumaczyć się z tego uniku.

Rozejrzał się po pomieszczeniu łapiąc za losową kurtkę, która leżała akurat na krześle. Zarzucił ją na ramiona i poprawił kołnierz.

- San! Sannie!

Nienawidził tego durnego przezwiska. Zabrał się wraz z ukradzioną kurtką z kuchni, z niej trafił do długiego korytarza. Na jego końcu znajdowało się wyjście na ogród, ruszył więc wraz z powiewem wiatru. Na dworze impreza rozkręcała się równie żywo co w środku. Rozłożono nawet krzesła i rozpalono ognisko. San ominął je jednym skokiem szukając innego wejścia do środka. Obszedł budynek niemal dookoła, w końcu trafił na otwarte okno. Nie było wyjścia, musiał się wspinać. Ku własnemu szczęściu mógł złapać się za rynnę przyczepioną do ściany i jednym susem wskoczyć do środka.

Można było powiedzieć, że teraz trop się urwał. Jednak mimo szybkiego wejścia, upadł dość boleśnie na plecy przy lądowaniu. Poczuł ból w dolnej części pleców. Odgarnął włosy z twarzy i odetchnął głęboko. Dopiero wtedy mógł otworzyć oczy by natrafić na...

- Ah!- Krzyknął głośno widząc nad sobą parę szeroko otwartych oczu.

- Masz moją kurtkę.

To było jedyne co na powitanie powiedział mu obcy chłopak, którego imienia San wciąż nie znał.
Po chwili intensywnego wpatrywania się w niego, nieznajomy wyprostował się i podał mu rękę. Silna dłoń pociągnęła go do góry, San mógł w końcu wstać.

Otrzepał się z kurzu i skrzywił wciąż czując ból w lędźwiach.

- Myślałem, że do domu wchodzi się drzwiami- dodał patrząc jak San nie może pozbierać się po twardym lądowaniu.

- Zabawne. Kim ty w ogóle jesteś?- Zapytał w końcu ilustrując, że są w pomieszczeniu całkiem sami.- Pokój gościnny nie wygląda raczej na miejsce dobre do imprezowania.

- Nie wiem o czym mówisz, właśnie rozkręcałem tu imprezę- oparł się o zamknięte drzwi i zapalił papierosa.- Znowu przed nią uciekałeś? Myślałem, że się zeszliście.

- Tak, to dość skomplikowane i... zaraz. Skąd wiesz jak wygląda sprawa moja i Juno?

San mógł przysiąc, że widzi jak nieznajomy delikatnie się uśmiecha. Wyglądał inaczej niż ostatnio, czarne włosy związał w kucyka pozwalając by kilka niesfornych kosmyków grzywki opadło mu na oczy. Miał na sobie tylko koszulkę w kratkę i czarne spodnie. Wszystko dopełniałaby kurtka, która... która teraz leżała na ramionach Sana.

W pośpiechu nie otrzymując odpowiedzi zdjął  kurtkę i rzucił ją w stronę chłopaka. Dzieliło ich dobre kilka metrów, ale chłopak zdążył włożyć papierosa między wargi, złapał odzienie i jednym ruchem zarzucił je na samego siebie.

- Więc?

- Więc.

San chciał na niego nakrzyczeć.

- Skąd mnie znasz?

- Nie znam cię Choi- niemal wykpił go używając jego nazwiska, którym przecież nigdy się nie przedstawił.

- Gadaj co mówisz, albo...

- Albo? Daj spokój, usiądź, zrelaksuj się.

Wskazał na łóżko. San nie wiedział dlaczego, może z bólu pleców, a może z braku innych opcji przysiadł na twardym materacu łóżka w pokoju gościnnym. Dalej wpatrywał się w chłopaka, z którym tak naprawdę nie powinien raczej rozmawiać. Tacy jak on nie rozmawiają z takimi osobami.

Zanim jednak zdążył ponowić pytanie, nieznajomy podszedł do niego bliżej i usiadł na drugim końcu materaca. Wyjął z kurtki mały, foliowy woreczek, a z niego kolejnego skręta, którego rzucił w stronę Sana. Ten nie wiedząc nawet co łapie, nie pozwolił przedmiotowi upaść. Przyjrzał się skrętowi niepewnie i skrzywił się.

- Palisz czy nie?

- Ja miałem to w kurtce cały czas?- Spojrzał na niego zszokowany.

- Ukradłeś mi ją, więc tak. Co suszysz gały Choi- zaciągnął się dymem czując jak substancja przejmuje kontrolę nad jego organizmem.- Bierzesz czy nie?

- Masz... masz ogień?

Poczuł się jak dziecko gdy nieznajomy z rozbawieniem wyciągnął z kieszeni metalową zapalniczkę. Rzucił ją pomiędzy nimi, jakby specjalnie chcąc zobaczyć co San zrobi tym razem.

Ten odczekał kilka sekund, a potem zbliżył się do chłopaka niepewnie i patrząc mu prosto w oczy wziął zapalniczkę do ręki.

Nigdy nie palił zioła, rzadko kiedy nawet brał się za zwykle papierosy. Mimo to było coś w tym chłopaku, że chciał ulec jego prośbom. Czuł się jakby w razie odmowy stracić miał całą szansę na jakąkolwiek rozmowę.
Gdy zaciągnął się po raz pierwszy nie było aż tak źle. Inaczej niż zazwyczaj, ale całkiem do przeżycia. Dym smakował inaczej, był w stanie się przyzwyczaić. Powtórzył czynność kilka razy, a gdy miał pewność, że zadowoli swojego towarzysza odezwał się znowu.

- Powiesz mi kim jesteś?

- Po co?- Mówił jakby na niczym mu nie zależało. Od niechcenia, rozbawionym tonem głosu, nie zmieniło się nic od poprzedniego spotkania.

- Bo ty wiesz kim jestem. Chcę żebyśmy byli równi.

- Nigdy nie będziemy Choi- ton stał się poważniejszy.

- I tak się w końcu dowiem. Popytam ludzi, ktoś musi cię znać, nie wiem po co te tajemnice- chciał udać odważnego, ale wszystko zniknęło gdy chłopak zaczął się śmiać.

Pokręcił przecząco głową i znowu zaciągnął się skrętem.

- Wooyoung. Jung Wooyoung- odpowiedział swoim charakterystycznym tonem głosu.

Jung Wooyoung. Przykro to przyznać, ale San nigdy nie słyszał o takim nazwisku. Chłopak, którego można powiedzieć właśnie poznał, odgarnął kosmyki włosów z czoła i założył je za ucho. Dłonie miał poranione, wyraźne otarcia na kłykciach o dziwo do niego pasowały. San skrzywił się na ten widok wiedząc, że może to całkiem mocno boleć. Wooyoung jednak kompletnie się tym nie przejmował.

Jedno było pewne, nie posiadał ich gdy widzieli się po raz ostatni.

San nie mógł odwrócić od niego wzroku, igrający ze światem Jung Wooyoung był ja swój sposób pociągający, a tajemnice jakie wokół siebie rozsiewał sprawiały, że chciał chłonąć wiedzę o nim nawet bardziej.

- To miło mi cię poznać Wooyo-

- Ej będziesz to dalej palił?- Zignorował kompletnie powitanie wskazując na skręta w jego lewej dłoni.

San od razu popatrzył na trzymany przedmiot. Końcówka dalej lekko się tliła.

- No... chyba tak.

- Fajnie- pokiwał głową przetwarzając jego odpowiedź. Patrzył się na Sana jak na kompletnego idiotę, a gdy cisza zdawała się robić nienaturalna westchnął i kontynuował.- To będzie dwadzieścia dolarów.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now