xxv

424 45 14
                                    

San miał plan.

Jasne, że Wooyoung był jego małym sekretem i spotykali się głównie na stacji, albo wybrzeżu. Mimo to, chciał zabrać go do siebie. Pokazać mu swój pokój, wszystkie sportowe plakaty, a przede wszystkim posiedzieć w nieco ładniejszej scenerii. Nie było to łatwe, jego rodzice prędzej wpadliby w szał, a brat rzadko kiedy wychodził z domu pod ich nieobecność.

Dlatego San musiał wszystko ładnie ustawić. Wszedł do pokoju starszego brata bezpretensjonalnie i położył mu przed nosem pięćdziesiąt dolarów. Szatyn spojrzał na niego pytająco, na co San uśmiechnął się zadziornie.

- Weźmiesz to i znikniesz z domu na cały dzień.

- Bo?

- Bo chcę kogoś zaprosić i pobyć sam? Masz pusty dom większość dnia, więc odwdzięcz się raz na jakiś czas. Jest sobota, rozerwij się, znajdź przyjaciół- dogryzł mu.

- Dobra- mruknął.- Ale wracam o siódmej.

- Wszystko jedno, po prostu wyjdź stąd.

I osiągnął sukces.

Wooyoung natomiast nie był przekonany co do tego, żeby przyjść do Sana. Opierał się dość długo, ale w końcu został przekonany ciastkami. San już nauczył się, że nawet najtwardsze serce można złamać odrobiną cukru.
Przywiózł do siebie chłopaka, ale ten zamiast wysiąść z samochodu, został w nim i chował się za ciemnym okularami przed słońcem.

- Wooyoung, wypad. Jesteśmy na miejscu.

- To chyba nie jest najlepszy pomysł.

- Co ty, rodzice są na wyjeździe. Nie ma ich przez kilka dni, brata przekupiłem i nie zjawi się przed siódmą, dom jest pusty. Ładuj się do środka.

Wooyoung od ostatniej rozmowy czuł się ciągle niepewnie. Nie dał tego po sobie poznać, ale zaczął bardziej zwracać uwagę na to co San robi, na jego gesty, na wszystko co mówił i jaki miał przy tym wyraz twarzy. San wywoływał w nim radość i też trochę dlatego, że był niesamowicie dziecinny. Nie w ten zły sposób rzecz jasna, nie był nieznośnym bachorem, za to miał w sobie taką niewinność i dzieciństwo, które Wooyoung musiał zatracić bardzo dawno. Przebywanie z nim sprawiało, że sam zaczynał czuć się jak przed laty, zanim zaczął się ten cały syf.

Dom był przepiękny. Wooyoung rzecz jasna bywał często na imprezach bogatych ludzi, ale nie przesiadywał w nich sam podczas dnia. Teraz był tu zaproszony, mile widziany, a w dodatku nie mieli innego towarzystwa. Starał się nie pokazywać po sobie zbyt dużego podziwu. Mijał korytarze bez wyrazu, a gdy dotarł do pokoju Sana, oparł się nonszalancko o framugę drzwi i wyciągnął z kieszeni papierosa. Zanim jednak zdążył go zapalić, San złapał go za nadgarstek i papieros zawisł w powietrzu.

- Rodzice mnie zabiją Jung.

- Rodzice są naiwni jeśli myślą, że ich dzieci nie robią takich rzeczy w ukryciu- odparł, ale mimo to schował papierosa.

- Ja akurat zazwyczaj nie palę.

- Grzeczny chłopiec- dopiekł mu, ale San zarumienił się słysząc to z jego ust.

- Nie jestem znowu taki grzeczny.

- Czasem nie- Wooyoung ruszył w jego kierunku i popchnął go na łóżko, gdzie sam położył się obok chwilę później.- Ale w moich oczach jednak jesteś. I podoba mi się to.

- Podobam ci się, hm?- Połaskotał go po brzuchu, aż Jung nie zawył.

- Wcale nie!

San jednak nie rezygnował i łaskotał go dalej, aż nie zaczęli się szamotać na jego własnym łóżku.
Ostatecznie Wooyoung wygrał, podstępnie odwrócił rolę i tym razem sam dociskał Sana do materaca. Choi nie walczył, dał się obezwładnić, a za to mógł wpatrywać się w pełne pasji oczy Wooyounga, który nachylał się kilka centymetrów nad nim.

- Jakby ubrać cię w garnitur to wyglądałbyś nawet szykownie- uśmiechnął się zadziornie czując jak długie kosmyki jego włosów smagają go po twarzy.

- Nie żartuj sobie- prychnął i wstał przeciągając się.

San też się podniósł i oparł o ścianę przy łóżku.

- Ale serio. Jak prawdziwy dżentelmen.

- Zapamiętaj to sobie raz na całe życie Choi San, nigdy nie zobaczysz mnie w garniturze- oznajmił, a San zaśmiał się pod nosem z tego jak niesamowicie uparty jest chłopak.

Ostatnio myślał o tym, że całe jego życie orbituje tylko wokół Junga. Spędza z nim całe dnie, jedzie na stację od razu po szkole i nie spotyka się z nikim innym. Nawet przestał chodzić na imprezy, i jedynie treningów nie opuszcza zdając sobie sprawę z ich powagi.
Nawet się tym specjalnie nie przejmował. Wooyoung mimo narzekań i ciągłego przypominania Sanowi, że ma go dość, nigdy nie odmówił. Wręcz czekał na niego, poświęcał mu całą swoją uwagę i pieniądze jakie zebrał. San ich nie chciał, miał swoje i to dużo więcej, a mimo to Jung chciał się odwdzięczyć.

- Malo znał twojego brata- dodał Wooyoung gdy leżeli w ciszy.- Chodzili razem na zajęcia, stąd cię kojarzyłem. Może nie od razu, miałem prawo cię nie poznać, ale na następnym spotkaniu już dobrze wiedziałem kim jesteś. Wszystko połączyło się w całość.

- Znali się? Mówił coś kiedyś o mnie?

Jung zmarszczył brwi patrząc się w sufit. Oparty był o własne ramię, ale pozycja ta sprawiała, że wyglądał jeszcze bardziej atletycznie niż zazwyczaj.

- Bardziej o twoim bracie, że jest całkiem w porządku chociaż często zgrywa snoba. O tobie wspomniał tylko raz. Że nieźle grasz w rugby oraz, że może załatwić nam bilety na mecz jeśli bardzo chcę zobaczyć.

- Mogłeś przyjść na mój mecz zanim kiedykolwiek mnie poznałeś?- Uśmiechnął się mimowolnie spoglądając na Junga z ukosa.

- Tak. Ostatecznie do niczego nie doszło, głównie dlatego, że Malo miał inne plany. A konkretnie to...- Nie do kończył zniżając głos, jakby nie chciał mówić o tym co naprawdę się stało.

- Ta, rozumiem- przytaknął zdejmując z ramion Wooyounga ciężar tej rozmowy.- Chociaż to było dwa lata temu, grałem dużo gorzej. Tylko bym się zbłaźnił.

Wooyoung zaśmiał się, ale szybko ucichł. W jego oczach San dostrzegł wtedy pewien żal, a może nawet zadumę nad całą sytuacją. Choi miał wrażenie, że w takich chwilach wyglądał jak ktoś całkiem inny niż na codzień. Jakby otwierał się przed nim i dopuszczał do mało znanej części siebie.

- Jung?- Zwrócił na siebie jego uwagę i położył się obok kolegi, stykali się ramionami wpatrzeni we własne oczy.

- Wybacz mi- szeptał.- Czasem robię się sentymentalny, ale obiecuję, że już o nim nie myślę. Malo Marshall nic dla mnie nie znaczy.

- Nie, Wooyoung- uspokoił go.- To nic złego jeśli za nim tęsknisz. Byliście blisko.

- San to nie tak- podniósł się i nachylił nieznacznie nad jego twarzą. Był zmartwiony, coś go gryzło. San go nie poznawał.- Nie myślę o nim. Myślę o tobie- ostatnie słowo wyszeptał jakby bał się powiedzieć to na głos.

- Nie będę niczego brał, już to zapewniłem.

San wstał i nerwowo zaczął układać rzeczy na biurku by tylko udać, że jest czymś zajęty. Wooyoung w osłupieniu patrzył na to wszystko w ciszy. Odczekał tak kilka długich sekund, aż nie uśmiechnął się sam do siebie i opadł znowu na miękką pościel Sana.

- Dzięki, że no... wiesz, jesteś tu. Dalej ze mną- plątał się w tym co mówił.

San odwrócił się do niego twarzą uśmiechnięty.

- Nie ma za co Jung. A teraz chodź na dół, kupiłem ciastka.

Wooyoung dawno nie czuł się tak ciepło na duchu. San kupił mu ciastka, jego ulubione łakocie, te z drogiej kawiarni, a na to nie zdobył się jeszcze nikt przed nim. I mimo, że nie umieli rozmawiać zbyt szczerze i otwarcie, to wciąż wiedział, że nie jest już na świecie całkiem sam.

geosmina . WoosanWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu