xviii

402 43 43
                                    

- Zostań dzisiaj.

Sana zaskoczyły te słowa. Wooyoung wydawał się bardzo przekonany o słuszności swojego pomysłu. Wpatrywał się w gwiazdy na niebie, San jednak skubał skórkę przy paznokciu nie mogąc się uspokoić.

- Zostać? Nie wiem... jutro są zajęcia, mam na rano.

- Wyjdziesz rano. Chyba, że twoi rodzice...

- Mogę poprosić Marka. Na pewno się zgodzi mnie kryć.

- Właśnie, Mark. On chyba nie był zadowolony z tego, że mnie widzi.

San skrzywił się na to wspomnienie.

- Nie, nie bardzo. Zaczepiał mnie potem w szkole, mówił coś o reputacji bla bla- udał zuchwały ton kolegi.- Niegroźny, ufam mu. Rok temu przyjaźniliśmy się z Alexem i Mattem, nawet można powiedzieć dość mocno. Ale potem zmarł Malo Marshall, na pewno kojarzysz. Brat Anthoniego, a to był najlepszy kumpel Matta. Przestał się do nas odzywać, nie wiem dlaczego. Chyba chciał skupić się na pomocy Marshallom, potem się wyprowadził.

- Jasne- Wooyoung nagle stał się pochmurny.

- Nie ma co gadać o przykrych rzeczach. Gdzie masz telefon? Zadzwonię zaraz do Marka i wszystko się załatwi.

- San ja nie chcę być powodem, dla którego zostawią cię znajomi.

San zatrzymał się w połowie drogi do środka. Odwrócił się, ale Wooyoung wciąż siedział do niego tyłem wpatrzony w ostatnie podrygi słonecznych promieni.

- Co?

- Nie chcę, ja... Jestem złym człowiekiem. Inaczej, zajmuje się złymi rzeczami, a ty jesteś dobrym chłopcem. Masz perspektywy i dużo różnych możliwości. Nie rezygnuj z tego, nie chciej życia jakie mam ja. Wydaje ci się sielankowe, ale takie nie jest.

- Nie uważam, że jest. Lubię cię bo- wzruszył ramionami- bo jesteś fajny. Czuję, się z tobą dobrze. Nie ma to wspólnego z tym co robisz. Po prostu nie zwracam na to uwagi. Mógłbyś być w bliźniaczej sytuacji do mojej i nic by to nie zmieniło.

San nie miał prawa tego zobaczyć, ale Wooyoung się uśmiechnął. Bardzo szczerze.

Choi jednak zniknął w środku w celu wykonania rozmowy. Wooyoung nie chciał mu przeszkadzać, pozwolił by zszedł tam sam, on tymczasem wpatrywał się w powoli pojawiające się na niebie gwiazdy. Był trochę na siebie zły za to co ze sobą zrobił. Obiecał sobie nie niszczyć komu życia, a tymczasem robił to z kimś kto na to nie zasługiwał. Zazwyczaj co prawda nie miał takich głębokich przemyśleń, ale był w dość ciężkiej sytuacji.

San nie wracał, nawet jeśli Wooyoung z dachu widział jego samochód, to znaczy, że nie uciekł. Zszedł jednak kilka minut później, już na korytarzu słyszał, że San rozmawia z kolegą przez telefon przy wejściu. I faktycznie, opierał się o ścianę przyciskając słuchawkę do ucha.

- Mark, nie proszę się o krycie mojej własnej dupy każdego dnia, tylko ten jeden raz. Co? Nie mogę ci powiedzieć gdzie jestem i o to nie pytaj- zamilkł na chwilę, a potem westchnął.- Tak, z Jungiem i co? To mój kolega, mogę z nim siedzieć ile chcę. Wypiliśmy po piwie i nie chcę wsiadać do auta, to wszystko. Naprawdę? Jesteś wielki.

Zanim jednak zdążył skończyć rozmowę, Wooyoung podszedł do niego po cichu od tyłu i położył mu dłoń na klatce piersiowej przyciskając do siebie mocno. San podskoczył w miejscu i prawie krzyknął z zaskoczenia dusząc w sobie dźwięk.

- Nie, to nie do ciebie- oznajmił wprost do słuchawki.- Zobaczyłem szczura. W każdym razie dzięki, jestem ci dłużny. Do jutra.

Odłożył słuchawkę na hak i odwrócił się natrafiając na twarz Junga.

- Teraz jestem szczurem, hm?

- Zawsze nim jesteś Jung.

- Szczury są dość wszechstronne, w zasadzie się nie pomyliłeś- uśmiechnął się zadziornie I przygryzł metalowy kolczyk w wardze.

Sanowi zrobiło się bardzo gorąco.

Złapał za nadgarstek Junga, który dalej spoczywał na jego klatce piersiowej i podniósł go wysoko. Natarł na niego całym ciałem zmuszając go do oparcia się o ścianę. Wooyoung przez chwilę nie zorientował się o co chodzi, ale nie lubił robić wrażenia pasywnego, więc oddał uśmiech zaciskając pięść.

- Co teraz zrobisz?

- Skoro mam tu spać to właściwie opcji jest dużo.

Wooyoung wybuchł głośnym śmiechem.

- Napij się czegoś, wyluzuj.

- Mam jutro zajęcia.

- To na nie nie idz- wzruszył ramionami jakby było to oczywiste.

Właściwie San tego potrzebował. Adrenaliny, wolności i zrobienia czegoś totalnie nieodpowiedniego. Puścił Wooyounga, który udał pewnego siebie, ale gdy tylko Choi odwrócił się do niego plecami, przetarł bolący nadgarstek. Czasem zapominał, że San był sportowcem i miał nieco więcej siły niż by się zdawało. Przeklnął pod nosem bezgłośnie.

- Coś nie tak?

- Absolutnie- przybrał kamienny wyraz twarzy.- Co chcesz? Wybieraj.

Włączył podświetlenie lodówki z napojami, a ta zabarwiła się na wszystkie kolory tęczy.
San i Wooyoung spojrzeli sobie w oczy, a potem Choi sięgnął po jedną butelkę.

- Wiśniowe, malinowe, jabłkowe?

- Mówiłem- wzruszył ramionami.- Lubię je. Ale najlepsze jest miodowe- wskazał na butelkę o jasnym odcieniu.

- Jung, w życiu nie powiedziałbym, że gustujesz w słodkich alkoholach.

Wooyoung zaśmiał się pod nosem i włożył ręce do kieszeni.

- A czego się spodziewałeś?

- Że popijasz do snu jakiś mocny bourbon.

- To są dość drogie alkohole- odchrząknął.- Zresztą nie przemawia to do mnie nawet gdyby było mnie stać. Podbieram piwa bo tego raczej nikt tak nie liczy, są zbyt tanie. Co jakiś czas wrzucam do kasy kilka dolców, nigdy nikt się nie przyczepił.

- Wezmę miodowe- był gotowy nawet w tej prostej kwestii zaufać koledze.

Nie minęło kilkanaście minut gdy kończyli już pierwsze butelki. San usiadł na posadzce przy blacie, na którym na wznak położył się Wooyoung. Uśmiechał się patrząc w sufit mglistym wzrokiem i myślał o tym co właśnie robią.
To nie tak, że jedno piwo go upiło, absolutnie. Ale po czwartym...

- Pokaż mi czym się zajmujesz.

- Nie ma szans Choi. To są...- czknął cicho niczym małe dziecko.- To poważne rzeczy.

- Masz czkawkę- zaśmiał się San.

- Co? Nie.

- Masz czkawkę pijacką- śmiał się coraz głośniej.- Pokazuj mi te prochy Jung Wooyoung, jestem ciekawy.

Wooyoung niezgrabnie zeskoczył z blatu i gestem ręki pokazał Sanowi, by ten szedł za nim. Zaprowadził go do pomieszczenia gdzie wcześniej nie byli. Prowizoryczna łazienka, z prysznicem dla jednej osoby, toaletą i wąską szafką z umywalką, nad którą wisiało do połowy zbite lustro z jedną żarówką.

Wooyoung wyjął z szafki małą walizkę, jakimś cudem zmieściła się tam bezproblemowo. Czarna walizka spoczęła na zlewie. Zanim jednak Wooyoung zabrał się za otwieranie, mimo przycmionego umysłu spojrzał na Sana bardzo poważnie.

- Jedną zasada. Nigdy nic nie bierzemy.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now