viii

453 48 24
                                    

San poczuł się nieco odrzucony. By ochronić się przed potencjalnym smutkiem i nie okazać krztyny emocji, postanowił udać, że nie absolutnie go to nie rusza.

Żył własnym życiem, chodził do szkoły, na treningi, skupiał się na nich dwa razy bardziej niż zwykle i co najważniejsze poprawił relacje z Juno. Teraz nawet wyglądała wiarygodnie, całował ją na korytarzu, zabierał na spacery i do kina, na wieczorne przejażdżki trzymając ją za rękę.

Za którymś razem jednak zauważyła pewną nieprawidłowość.

- San, dlaczego nie jeździmy już nad klify?

Bo tam ostatni raz widział się z Jungiem. Nie mógł jeździć do tego miejsca z Juno mając w głowie jego lśniące oczy, które w czerwonym świetle zachodzącego słońca stały się obiektem jego rozmyślań.

- Jakoś... Nie podoba mi się to miejsce.

- Nie, jest całkiem ładne, pojedźmy tam- zeskoczyła z maski samochodu, dokładnie z miejsca gdzie Wooyoung siedział wpatrując się w gwiazdy.

San nie mógł tego robić. Nawet jeśli w teorii zapomniał o chłopcu, to nie potrafił przebrnąć przez takie proste gesty. Opierał się jedynie nonszalancko o drzwi samochodu patrząc na nią z dystansem. Gdy zrozumiał jak głupio się zachowuje przewrócił oczami i podszedł do dziewczyny całując ją w skroń.

- Dobrze, następnym razem. Wskakuj do środka, trzeba wracać.

Tak kończyło się to za każdym razem gdy powracał ten temat. A mijały dni, potem tygodnie.

San wciąż w szufladzie trzymał dwie podłużne tabletki. Wyciągał je czasem, obracał w dłoniach, ale nic z nimi nie zrobił. Nie wyrzucił, broń boże nie wziął, leżały i czekały aż znowu zostaną wyjęte w celu ponownych oględzin.

Przytłaczało go to, chciał nawiązać z chłopakiem kontakt, chciał z nim rozmawiać i wiedzieć o nim więcej, patrzeć w jego mądre oczy i myśleć jak wyglądałyby w innym świetle, pod innym kątem, z innej perspektywy... Sam nie wiedział co się z nim działo, miał raczej dobre życie, spokojne i w miarę zaplanowane, a nagle zachciał czegoś innego, zakazanego. Coś co go intrygowało.

Nazywał się Jung Wooyoung.

Ale on nie pojawił się na kolejnej imprezie jego znajomych. Próbował wmówić sobie, że to przypadek, ale coś mówiło mu, że zwyczajnie go unikał.

- San, pojedziemy dziś na klify?- Spytała znowu Juno gdy leżeli bez celu w jego pokoju wpatrując się w sufit.

- Mam lepszy pomysł- Zaryzykował.

Też chciał czegoś od życia.

- Lepszy?- Podniosła się do siadu zdziwiona jego entuzjazmem.

- Tak, pojedziemy na wybrzeże wieczorem. W barach na plaży są potańcówki. Nie chcesz się rozruszać?

Uśmiechnęła się skuszona tym pomysłem, a potem przysunęła bliżej i ucałowała jego policzek.

- Bardzo chcę.

Chciał się rozerwać, nawet jeśli miała towarzyszyć mu Juno. Właściwie nie była taką kulą u nogi, była w końcu bardzo ładna, miała ładne ciało, długie włosy i gdyby nie San o jej względy walczyłoby całe miasteczko. Wiedział, że nie narobi mu wstydu i faktycznie, nigdy się na tym nie zawiódł. Założył więc koszulę w kolorowe paski, ona zaś krótkie szorty i falbankową bluzkę, pasowali do siebie nawet mimo różnic. Gdy zajechali na wybrzeże lśniącym samochodem zwrócili na siebie wszystkie oczy.

To ten Choi San i Hwang Juno, najlepsza para w mieście, potencjalni spadkobiercy połowy majątku tej dziury, jak z okładki. Trzymał ją za talię gdy szli po wąskim molo omijając grząski piasek. Gdy nie mogli dalej przeskakiwać między deskami, San jak prawdziwy dżentelmen wziął dziewczynę na ręce i przeniósł ją mimo wyraźnej odmowy. Zapiszczała cicho, a gdy odstawił ją na ziemię przy barze uśmiechnęła się zalotnie i pogładziła czarne loki.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now