xxi

463 43 40
                                    

O dziwo, rodzice Sana nawet nie wspomnieli słowem o tym, że nie pojawił się na zajęciach. Dowiedział się potem jedynie, że dzwonił do nich Mark, ale ostatecznie nie podał nawet powodu.

San czuł się wygranym. Wszystko uszło mu na sucho. Jego brat jedynie kręcił nosem gdy spotykali się na korytarzu do łazienki, patrzył na niego z góry, mruczał coś, choć ostatecznie nawet się nie odezwał. Postanowił puścić to w niepamięć.

W dzień ignorował Juno, która wdzięczyła się mu przed nosem, a wieczorami zaglądał na stację tak często jak mógł. Mark przestał zadawać pytania, choć zachowywał się podejrzanie. Przyglądał się Sanowi, czasem miał wrażenie, że za nim jedzie, potem nagle jednak znikał. San był zbyt pochłonięty nowym przyjacielem by zwracać na to uwagę.

- Przywiozłem coś- rzucił na blat starej stacji siatkę kolorowych ciastek zanim Wooyoung zdążył pojawić się przy kasie.

Jung wziął do ręki prezent dostrzegając w nim małe gitary.

- Aleś ty hojny.

- Żebyś wiedział.

- Za co to?- Przejrzał go. Odłożył ciastka na ladę, sam podparł się dłońmi w pasie i czekał na tłumaczenia.

San uśmiechnął się zadziornie i przeskoczył ladę przyszpilając Wooyounga do ściany. Złapał go za żuchwę i ucałował zaróżowione usta.

- Zwariowałeś- Wooyoung zaśmiał się mu wprost w twarz.

- Tak, nie zaprzeczę. A ciastka kupiłem bo sam miałem na nie ochotę.  Wyglądały smakowicie- po omacku sięgnął po jedno i ugryzł gryf czerwonej gitary.

- Masz urojenia San.

- Bo?

- Bo- wyswobodził się z objęć wyższego i usiadł na ladzie.- Bo nie sprzedam się za ciastka.

- Może i nie, ale mam coś lepszego- wyjął z kieszeni świstek papieru i podał go koledze.

Ten przyjrzał się dokładnie prezentowi.

- Bilet na mecz.

- Tak, na mój mecz jutro.

- Nie mogę tego przyjął, on kosztował.

Wooyoung speszył się i odłożył bilet jak najdalej od siebie. Na stacji na moment nastała głucha cisza, słyszeli jedynie spokojne skrzypienie całego budynku i świsty wiatru. San tego nie lubił, bo Wooyoung jego zdaniem zbyt szybko zmieniał nastrój.

- No tak?- Zaśmiał się jakby to było oczywiste.- To nic takiego, mam zniżki. A poza tym chcę żebyś tam był.

- Bo?

Wciąż brzmiał smętnie, Choi tego nienawidził. Zmęczony jego zachowaniem zbliżył się i złapał go za uda silnymi dłońmi.

- Bo wtedy wygram.

- Niby dlaczego Choi?

- Bo chcę potem świętować z tobą wygraną.

*

Dzień meczu był dla Sana niczym specjalnym. Był dobry w tym co robił, nie miał prawa się pomylić. Jedynie obecność jednego gościa sprawiała, że przepełniała go adrenalina. Nie wiedział jak to będzie wyglądać, Wooyoung faktycznie przyjdzie? Nie zna raczej nikogo z jego znajomych, nie będzie się z nimi integrował, a jednak wyraził chęci by zobaczyć grę. San wypatrywał go wzrokiem podczas rozgrzewki, ale nie przychodził. Gdy stracił już nadzieję, na trybunach pojawił się niski chłopak. Ubrany w za dużą bluzę, luźne spodnie, schowany za burzą włosów. Palił leniwie papierosa odcinając się wyraźnie od reszty uśmiechniętych kibiców, w tym kolegów Sana.
San zatrzymał się w miejscu podczas rozgrzewki i spojrzał na nowego gościa. Wooyoung uśmiechnął się pod nosem i prychnął, Choi dostrzegł to mimo odległości.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now