xxxii

359 41 15
                                    

Wooyoung długo myślał o tym co powiedział mu San tamtej nocy nad morzem. W czasie kiedy siedział w szkole, albo w domu bo jego rodzice w końcu wrócili z delegacji, Jung leżał otoczony myślami. Był mężczyzną, dorosłym, w teorii odpowiedzialnym za własne czyny facetem i San mu to dobitnie udowodnił.
Nie mógł skradać się przecież całe życie, nie mógł czekać aż szczęście przeleci mu między palcami jak przybrzeżny piasek. Może to co chciał zrobić było głupie i nie miało przyszłości, ale nadszedł czas by zaczął myśleć trzeźwo o swoich uczuciach.

Obudził się tamtego dnia pełniejszy życia niż zazwyczaj, a to już samo w sobie było dobrym znakiem. Wszedł do sklepiku na stacji szybkim krokiem, dosiegnął butelki soku malinowego z najwyższej półki stając na palcach i prawie się przewrócił. Przeklął przy tym swój wzrost i zawiązał w końcu sznurówki schodzonych trampków winiąc je o incydent.
O dziwo miał przy tym bardzo dobry humor, ubrał najładniejsze ubrania jakie miał, a w tym koszulę w paski, którą miał na sobie może zaledwie kilka razy. Chciał wyglądać jak najbardziej trzeźwo i potulnie gdy spotka już rodziców Sana.

Nie chciał się z nimi widzieć, ale to był musowy krok jeśli chciał dostać się do jego serca. Przejrzał się w lustrze, wyglądał całkiem przyzwoicie, chociaż ciemne tatuaże psuły całe wrażenie grzecznego dziecka. Nie miał jak ich jednak ukryć, były częścią jego i jego historii. Uśmiechnął się więc smutno zakładając kosmyk włosów za ucho. Uczesał je wtedy bardzo dokładnie, zrobił równy przedziałek, a nawet podciął końcówki starymi nożyczkami w łazience by wyglądały na bardziej zadbane. Zabrał się za zapinanie guzików, choć ręce nieco mu się trzęsły i wychodziło to co najmniej koślawo. Wziął więc głęboki wdech i udał, że chowa strach do kieszeni. Nigdy wcześniej się tak chyba nie stresował jak miał być całkiem szczery.

Na końcu uśmiechnął się niemrawo do własnego odbicia i złapał za leżące na blacie czekoladki. Co prawda zabrał je z witryny stacji, ale może odda za nie pieniądze jeśli zarobi. Miał nadzieję, że San doceni taki gest, nawet jeśli był nieco dziecinny i oklepany. Chciał tylko, by było mu miło.

Nie miał samochodu, rzadko transport był mu potrzebny bo nie zapuszczał się do centrum jeśli nie musiał. Podjechał kawałek autobusem, resztę przeszedł o własnych siłach wciąż zastanawiając się czy dobrze robi. Nigdy nikomu nie powiedział o tym co naprawdę czuje, nie używał takich słów i nie stawał sprawy tak jasno, ale dla Sana było warto, prawda?

Zatrzymał się przed dużym domem, w którym bywał i spojrzał na pięknie wypielony ogródek. Kwiaty wydawały się być tu znacznie bardziej kolorowe, słońce ładniej świeciło, zapach był słodszy, życie w takim miejscu jednym słowem było bardziej barwne. Nabrał duży wdech i podszedł bliżej wejścia, uniósł nawet dłoń by zastukać, ale zanim miał okazję to zrobić, te otworzyły się z głuchym trzaskiem i ktoś wypadł z nich szybko je za sobą zamykając.

- Wooyoung? Jung Wooyoung?

- Jiyen?

Chłopak jednak nie dał mu czasu do namysłu, odepchnął to od wejścia, a potem złapał za nadgarstek i odciągnął od domu. Wooyoung nie miał nawet takiej siły, by się mu sprzeciwić. Oszołomiony całą sytuacją, dał się bezwładnie ciągnąć do pobliskiego samochodu, do którego został siłą wypchnięty. Chciał zaczął się kłócić, ale wtedy maszyna została odpalona i kilka sekund później jechali już pędem od domu, który miał być celem Junga.

- Co ty do cholery robisz Choi?!

- Masz wielkie szczęście, że chciałem wyjść zapalić- odparł, ale głos wyraźnie mu drżał.

Wooyoung opierał się mocno o drzwi wyjściowe wpatrując się w starszego brata Sana jak w kryminalistę.

- Gdzie mnie zabierasz?

- Gdziekolwiek, byle nie jechali za nami.

- Albo mówisz co się dzieje, albo wysiadam z jadącego samochodu.

- Ale ty jesteś uparty Jung! Rodzice wiedzą.

- Co wiedzą?- Drążył.

- Ktoś zostawił w skrzynce zdjęcia, masę zdjęć. Sana i ciebie. Oni wszystko wiedzą, a gdybyś wszedł wtedy do domu, to zabiliby cię na miejscu.

Wooyoung wbił wzrok w niekończący się przed nimi asfalt i już nie liczyło się to gdzie jest. Było za późno.

*

San przeżywał istną katorgę.

Śnił mu się wtedy świat idealny, bez ludzi, którzy go nienawidzili, bez Marshalli, bez Juno i jego własnych rodziców. Sen był idealny, a kiedy został z niego brutalnie zbudzony, myślał przez chwilę, że jest prawdą.

Nie był.

Został siłą wyciągnięty z łóżka i rzucony na zimną podłogę własnego pokoju. Stał nad nim ojciec, patrzył morderczym wzrokiem i oddychał głośno jak stara lokomotywa. San już wtedy wiedział, że coś jest na rzeczy, ale wciąż był zbyt zaspany i przytłoczony pięknym snem, by domyślić się co było powodem tej pobudki.

Za plecami ojca dostrzegł matkę, całą we łzach, zakrywała usta jakby wzbraniała się przed powiedzeniem kilku słów za dużo.
Znów spojrzał na ojca, ten odezwał się niskim głosem.

- Nie mam już syna.

Dostrzegł w jego dłoni plik zdjęć. Jego ojciec od razu zauważył gdzie powędrował wzrok syna i rzucił zdjęcia wprost na jego przerażoną twarz. Fotografie rozsypały się wokół Sana.
Utrwalone były na nich wszystkie najcudowniejsze wspomnienia jakie miał. Zdjęcia robione były z oddali i ukrycia, ale dobrze pamiętał kiedy były zrobione. Jedno z nich spadło mu na dłonie, wziął je do ręki i przyjrzał się żałośnie. Siedział z Wooyoungiem na dachu stacji w upalny dzień opalając roześmiane twarze. Jung rzymał go za policzek i całował po szyi delikatnie, tam gdzie San najbardziej lubił.

Podniósł wzrok na własnych rodziców.

- Jesteś skalaniem własnego nazwiska San- wysyczał.

- To nie tak, nie rozumiecie- krzyczał chcąc się rozpłakać. Wiedział jednak, że to jedynie pogorszy jego fatalną sytuację, z której nie było wyjścia.

- To nie tak? A jak w takim razie?!- Krzyk dudnił mu w uszach.- Co ma to wszystko oznaczać? Chcesz taki być? Ohydny, wynaturzony...

- Wooyoung to dobry chłopak- chciał jakkolwiek ratować coś co było już dawno jedynie ruiną.

- Dopilnuję, by nigdy się już z tobą nie zobaczył.

- On nic wam nie zrobił- mówił wciąż klęcząc.- Zostawcie go w spokoju.

- Zniszczył nam syna. Bezwstydnie zwszmacił- odparł bezemocjonalnie.

- Z nim czy bez i tak bym taki był- powiedział odważnie.- Nikt nie zmieni tego jaki jestem. Wooyoung tylko pokazał mi jak świat potrafi być dobry i wesoły. Że są na nim chwilę, kiedy kocha się własne życie, to jest coś czego nigdy od was nie dostałem- przyznał.

Jego matka załkała cicho odwracając się do nich plecami.

- Pozbędziemy się go, a ty nie będziesz miał nic do powiedzenia- zagroził mu.

- To ucieknę.

- Nie uciekniesz przed konsekwencjami swoich czynów. I tego dopilnujemy.

Drzwi od jego pokoju zamknęły się z głuchym trzaskiem, przez chwilę myślał nawet, że kompletnie wyłamali zamek. Rozejrzał się po pokoju gdzie leżały wszystkie zdjęcia jego i Wooyounga. Wszystkie te chwile, które trzymał szczelnie zamknięte w sercu musiały być świadkami tak okropnych słów. Poczuł jak łzy spływają mu po policzkach, a gardło powoli siw zaciska.

Wiedział, że jego rodzice się na tym nie zatrzymają.

*
No jednak drama

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now