xxvii

386 44 26
                                    

San nie spojrzał nawet na Marshalla. Wbijał leniwy wzrok w tlące się światła ogrodowe posesji. Nikt nie mógł zepsuć mu jego humoru, który właśnie zbudował Wooyoung.

- To dość mocne oskarżenia. Na twoim miejscu uważałbym z ich rzucaniem- odparł mozolnie dając mu do zrozumienia, że nie jest szczęśliwy z rozmowy.

- Mój brat nie żyje i to przez tego pasożyta. Trzymaj się z daleka od spraw, które cię nie dotyczą Choi, bo może zaboleć.

San odepchnął się od barierki i spojrzał z góry na blondyna, ten zaś palił spokojnie papierosa wypuszczając co chwila z ust kłęby dymu.

- Jeszcze raz go tak nazwij i pogadamy w inny sposób.

San wiedział, że nie powinien był mu grozić. Mimo wszystko nie potrafił trzymać nerwów na wodzy, szczególnie po alkoholu i takim stanie w jakim był.

- Jak uroczo- zaśmiał się blondyn. Jego niebieskie oczy błysnęły w ciemności jakby chciał tym Sana przestraszyć.- Malo mówił dokładnie to samo. Bronił go tak zaciekle, a skończył równie marnie. Ostrzegam cię, nie mieszaj się w to bo całe miasto dowie się co po kątasz wyprawiasz z innym mężczyzną.

San nagle przetrzeźwiał. Cofnął się o krok do tyłu wciąż patrząc na rozwścieczonego Anthoniego, który wydawał się być wręcz dumny z tego co powiedział. Ze środka dochodził do jego uszu dźwięk imprezy, stłumiona muzyka i śmiechy ludzi, ale sam nie miał wtedy powodu do radości.

- Co, perspektywa się nagle zmienia? Odpuściłem mojemu bratu, ale tobie nie odpuszczę. Kapitan drużyny, ukochany syn, nadzieja dla miasta... ciekawe czy dalej nazywaliby cię tak gdyby wiedzieli jaki jesteś. Brudny, chory...

- Dlaczego to robisz, co? Co z tego masz?

- Jung Wooyoung nie zasługuje na szczęście. Odbierz mu je, albo zniszczę ci życie.

- Nie groź mi- odegrał się.- Kto ci uwierzy? Twoje słowo przeciwko mojemu.

Marshall zbliżył się do Sana, który ze stresu nie mógł się nawet ruszyć. Nachylił się nad jego uchem i szeptał.

- Chyba, że mam dowody.

San nauczył się w swoim życiu, że żeby nie zostać zastraszonym nie można pokazać, że się czegoś boi. Trudniej się jednak tego trzymać kiedy coś naprawdę zaczyna przerażać, jednak Choi robił wszystko by Marshall nie wyczuł w nim przegranego. Choć w duchu cały się trząsł, na zewnątrz patrzył Anthoniemu w oczy jakby chciał rozszarpać mu gardło.

- Mam ci wierzyć, że jakieś istnieją? Skoro nic nie zrobiłem, to nie ma dowodów.

Marshall jednak zaśmiał się cicho i wyjął z kieszeni zmiętą fotografie analogową, a na niej San dostrzegł samego siebie przyciśniętego do torsu Wooyounga na tyłach baru na wybrzeżu. Dotychczas chwila ta kojarzyła się mu jedynie z euforią i małym, prywatnym szczęściem. Teraz jednak... Teraz wywołała strach.

San chciał sięgnąć po zdjęcie, ale Anthony schował je szybko do kieszeni unosząc ręce w geście kapitulacji.

- Ah, nie tak szybko. Zrób co każę, albo zdjęcie trafi do twojej skrzynki pocztowej Choi. A jeśli jakimś cudem je dorwiesz to mam kopie.

San przełknął ślinę jakby miał w gardle odłamki szkła i obdarzył blondyna lodowatym spojrzeniem.

- Myślę, że się rozumiemy- dodał.- Miłej zabawy i pamiętaj- uśmiechnął się odchodząc.- Trzymaj się z daleka od narkotyków. Mogą naprawdę zniszczyć ci życie.

Puścił mu oczko i zniknął w tłumie. San jednak został na tarasie z poczuciem wielkiego zdezorientowania. Trzymał się barierki jakby zależało od tego jego całe życie i próbował uspokoić szaleńcze bicie serca. Był lekko mówiąc w ciężkiej sytuacji. Jasne, że nie dbał już o opinię własnych rodziców, ale wiedział też, że oni nigdy nie pogodzą się z faktem jaki jest ich syn. Zrobią wszystko by to zakończyć, włącznie z uprzykrzeniem życia Jungowi, a nawet wsadzaniem go za kratki. Potem wyślą Sana na drugi koniec kraju do jakiej odizolowanej od świata uczelni i takim sposobem oboje stracą siebie na zawsze. San był sceptykiem, to prawda, ale gdzieś tam była w nim chęć walczenia o ich relację, o to, żeby Wooyoung dostał życie na jakie zasługuje i nie widziało mu się teraz wybieranie pomiędzy tym co powinien, a co chce zrobić.

W obu przypadkach go straci.

*

Następnego dnia San nie zrobił tego co zwykle i nie pojechał na starą stację. Musiał poważnie przemyśleć co powiedzieć Jungowi i jak to rozwiązać. Jak się w ogóle nastawić, bo sam do końca nie wiedział co zrobi. Prawda była taka, że Marshall miał ich w garści, bez dwóch zdań w każdej chwili mógł zniszczyć im życie.

Choi wstał i z impetem uderzył całą siłą pięścią  w drewnianą szafę, a ta zachwiała się i kilka książek wypadło gablotki. Był wściekły, nie mógł pogodzić się z faktem, że świat wyrósł na taki, a nie inny i dlaczego jego uczucia do innego człowieka mogą wywołać tak wielkie zamieszanie. Dlaczego w ogóle ktokolwiek może szantażować go za to, że coś czuje.

Wooyoung był dla niego wyjątkowy, był paradoksalnie pomimo swojej ekscentryczności dla Sana ostoją spokoju. Miejscem, gdzie czuł się wolny i prawdziwy.

- Ej młody- usłyszał za sobą starszego brata, który niepewnie zaglądał do jego pokoju.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Słuchaj- chłopak wszedł skrępowany i zamknął za sobą drzwi.- Co jest z tobą ostatnio? Przywaliłeś w tą biedną szafkę tak mocno, że nawet u mnie zatrzęsło- uśmiechnął się, ale widząc minę Sana, szybko stał się poważny.

- Nie twoja sprawa. Co ja cie nagle obchodzę, co?

- Uspokój się- usiadł na łóżku i westchnął.- Chodzi o tego chłopaka? Jung... Jung jakiś. Przyjaźnicie się, hm?

- Skąd o nim wiesz?- Ruszył z wielką siłą na brata przyciskając go do materaca siłą. On jednak nawet się nie bronił.

- Widziałem was często. Poza tym ludzie gadają. Nie mam... Nie mam nic przeciwko jeśli to chcesz mi zarzucić. Ale wiem, że rodzice mogą mieć dlatego chciałem pogadać.

San spojrzał na niego nieufnie. Jiyen nigdy nie był dla niego dobrym bratem. Nie był też złym, ale w życiu nie przypuszczał, że przeprowadzą tak bliską rozmowę.

- Pogadać?

- San, możesz mi wiele zarzucić, ale pamiętam jak zachowywałeś się z Juno, a jak zachowujesz teraz. I wolę ciebie takiego- uśmiechnął się.- Jung nie jest najlepszym wyborem, to od razu mówię. Ma na pieńku z wieloma ludźmi, ale Malo był kompletnym idiotą. To on pociągnął go w dół, nie odwrotnie. Może ty go wyciągniesz.

San nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Jiyen nigdy nie był dla nie go tak otwarty i dobry jak wtedy.

- On jest... dobry dla mnie i nie chcę żeby rodzice zrobili mu krzywdę jeśli się dowiedzą.

- Tobie nie zrobią, ale nie mogę za niego ręczyć. W każdym razie nadszedł czas żeby przestać się gryźć i odpuścić San- wyciągnął do niego rękę, a ten prawie się wywrócił widząc ten gest.

Odwzajemnił go jednak i oboje w końcu doszli do porozumienia.

- To twoje życie San. Prowadź je jak chcesz, ale musisz uważać. Ludzie lubią wtrącać się tam gdzie nie powinni.

San powtarzał w głowie te słowa jeszcze na długo po ich rozmowie. Nigdy jej nie zapomniał, nie rozumiał dlaczego nagle jego brat tak po prostu się z nim pogodził, może wiedział więcej niż przypuszczał. Tak czy inaczej poczuł wtedy wsparcie jakiego potrzebował by iść dalej.

geosmina . WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz