v

466 49 15
                                    

- Jaki diler?

Takie było pierwsze pytanie jakie zadał Alex w poniedziałkowy poranek stojąc przed salą chemiczną. Wydawał się nieco zdziwion, nieco wytrącon z równowagi, że San w ogóle pyta o tego typu rzeczy. Odchrząknął i przestąpił z nogi na nogę.

- Jung Wooyoung. Niższy ode mnie, długie włosy, skórzana kurtka. Nie wmawiaj mi, że nie wiedziałeś, że ktoś taki u ciebie był.

- Nie no- odwrócił wzrok i oparł się o ścianę.- Coś tam kojarzę.

- Niemożliwe, czyżby ktoś w końcu odpowiedział na moje pytanie?- Przewrócił teatralnie oczami podnosząc głos.

- Nie wiem za dużo w każdym razie. Tylko tyle, że ten gość pojawia się na większości imprez. Jest dość sprawdzonym źródłem, a jego towar zazwyczaj jest czysty.

- Zazwyczaj?

- To znaczy, że prawie zawsze- odparł zirytowan.- W każdym razie nie mówi o sobie za wiele. Mieszka i pracuje na stacji benzynowej na obrzeżu.

- Mieszka tam?

- Chryste San- złapał się za głowę i zmarszczyła czoło.- Za dużo pytań. Tak, z tego co wiem to w zamian za siedzenie za ladą może tam spać.

San czekał na rozwój sytuacji, ale Alex milczał. Spojrzał więc na niego pytająco.

- Czego chcesz? Nic więcej nie wiem. Myślisz, że ktoś taki będzie opowiadał o swoim życiu na prawo i lewo?

- Jasne- rzucił na odchodne wiedząc, że nic więcej się nie dowie.

Oczywiście nie zażył tabletek, które kupił. Nawet "sprawdzone źródło" specjalnie go nie przekonało. Nigdy nie był typem człowieka, który łatwo ulega takim nałogom. Wiedział jednak, że ma przynajmniej powód by tam wrócić.

Chciał już zaszyć się w kącie sali czekając na zajęcia kiedy z końca dostrzegła go Juno. Miał plan nawet by uciec, ale gdy dziewczyna zaczęła energicznie machać, dalsze ukrywanie się nie miało sensu.

- Sannie- uśmiechnęła się.- Dzwoniłam rano.

- Musiałem już pewnie wyjść z domu.

- Tak, odebrała twoja mama.

Jego mama. Przez chwilę nawet zmartwił się czy odbierając telefon na pewno była trzeźwa. Istniała w końcu możliwość, że to co wypiła w niedzielny wieczór jeszcze jej nie puściło.

- Tak?

- Tak, powiedziała, że mogę przyjść na obiad. Cieszysz się Sannie?

- Tak, jasne- mruknął, a gdy wydała się niezadowolona tą reakcją, przytulił ją lekko jedną ręką.

- Daj buzi- wymruczała wykrzywiając wargi w pełnym uśmiechu.- No San!

Musiał bardzo mocno się postarać by po prostu nie odejść. W ostateczności zmusił się by dać jej przelotnego całusa.

- Już będziesz zadowolona mała? A teraz idź na zajęcia, mam chemię.

Zaśmiała się nieśmiale i odbiegła na niskich obcasach do grupki chichoczących dziewcząt.

Jedyne o czym jednak San mógł myśleć to niski chłopak o długich włosach i zmęczonym spojrzeniu.

*

Obiad był ryzykowny. San nie lubił zapraszać nikogo do domu, głównie ze względu na rodziców i własnego brata. Jego rodzice dawno uznali, że ich małżeństwo nie ma większego sensu. Zostali w jednym domu z jednego powodu, gdyby któreś się wyprowadziło ludzie zaczęliby plotkować. Opinia to rzecz, która bardzo liczyła się w ich środowisku. To prawda, ojciec Sana był właścicielem prawie całego miasteczka, a jego matka idealnie odgrywała rolę wspaniałej matki, ale tak to wyglądało jedynie na obrazku.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now