epilog

623 60 37
                                    

San był pewny w swoim życiu tylko dwóch  rzeczy. Śmierci i podatków. Wszystko co spotykało go po drodze uznawał za przypadki, zbiegi okoliczności, niespodzianki i inne losowe zdarzenia. Jednym z nich był Wooyoung.

Kiedy kończył szkołę, był znacznie spokojniejszy niż gdy ją zaczynał. Pamiętał, że pierwszego dnia pokłócił się z bratem o nowy kask do rugby. Ojciec sprawił go Sanowi, Jiyen natomiast uważał, że jako starszy syn powinien mieć do niego pierwszeństwo.

Teraz nie tylko w końcu pojednał się z bratem o wszystkie kłótnie, ale też czuł, że ma naprawdę szczęśliwe życie. Ojciec Sana wykupił starą stację i odnowił ją na tyle, że z upiornego zakątka stała się dobrym punktem dla wszystkich podróżników przejeżdżających przez miasto. Wooyoung uczciwie w niej pracował i pan Choi zdążył przekonać się jak uczciwym i pracowitym człowiekiem jest.
Otwierał się na ludzi, zbierał pieniądze, myślał tylko o przyszłości.

Wciąż nie byli akceptowani. Rzecz jasna nie stali się oficjalni przed całym miastem, to byłoby zbyt ryzykowne, ale dawni przyjaciele Sana dobrze wiedzieli z kim spędza każdą wolną chwilę i nie prawili już komentarzy.

Marshall się uciszył. Przyjechał któregoś wieczoru na starą stację i oddał wszystkie zdjęcia jakie miał. Tak naprawdę Wooyoung mu nie ufał i nie zdziwiłby się gdyby jakieś jednak zostawił, ale doceniał ten gest i ostatecznie rozstali się we względnym pokoju. Na tym się skończyło, więcej się nie spotkali.

Rodzice Sana nadal byli przeciwni. Nie utrudniali mu już życia, nie stawiali kłód pod nogi, ale mieli się na baczności gdyby tylko San zszedł na złą drogę.
Choć San długo myślał o wyjeździe, ostatecznie doszedł do wniosku, że w Monterey nie jest tak źle i chciałby tu zostać. Żyć w miejscu, z którym miał wszystkie te wspomnienia. Nie poruszał jednak z rodzicami jeszcze tego tematu. Któregoś dnia jednak, nastał przełom.

- San- jego matka mruknęła przygotowując obiad pewnego leniwego popołudnia.- Zaproś tego chłopaka na kolację. Nie miałam okazji go poznać.

San oderwał wzrok od gazety i spojrzał na matkę, która wciąż zajęta była mieszaniem sałatki.

- Mówisz poważnie?

- Rozmawiałam o tym z ojcem i uznaliśmy, że tak trzeba zrobić.

Więc zaprosił. Choć się bał, to nigdy nie czuł większej dumy z własnych rodziców.

Oczekiwał Wooyounga dość nerwowo. O czym będą w ogóle rozmawiać? Co jedli będą go obrażać? Co jeśli...

Jego relacja z Jungiem nigdy nie była lepsza jak przez ostatni czas. Gdy się spotykali, tym razem już legalnie, choć rzadziej, leżeli zazwyczaj na dachu stacji oglądając gwiazdy i siebie nawzajem.

- Ta wygląda jak twój tatuaż. Ten ze skorpionem- wskazał wysoko na nocne niebo.

- Ale jesteś pomysłowy Choi- zakpił, ale zaśmiał się w duchu.

- Tak to po prostu wygląda, Choi- uszczypnął go i oczekiwał wybuchu, który oczywiście nadszedł.

- W życiu za ciebie nie wyjdę jeśli wymyślisz sobie, że zacznę używać tego śmiesznego nazwiska.

Zdenerwował się, ale chwilę później San uciszył go pocałunkiem i znowu było w porządku.

Choć zachowywali się już swobodnie wobec siebie we własnym towarzystwie, to San wciąż bał się jak rozmowa wyglądać będzie przy jego rodzicach.

Ubrał białą koszulę, nawet zapiął na mankietach srebrne spinki, dawno się tak nie wystroił. Czekał niecierpiliwie, a gdy w domu zabrzmiał dzwonek, zerwał się z fotela w salonie i dotarł do drzwi w przeciągu sekundy. Drżącymi dłońmi otworzył zamek by spojrzeć na ukochanego.

geosmina . WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz