xxxix

329 45 24
                                    

Wooyoung zawsze podświadomie szukał miłości. I to w wielu rzeczach, niekoniecznie w ludziach. Szukał jej w pogodzie, kiedy ta zachwycała go zachodami słońca, czy w muzyce, gdy rozpływał się w śpiewie ptaków, a nawet w morzu, które stało się miejscem gdzie spędzał najwięcej czasu.

Nie było tego po nim widać. Bezduszny, zimny, sarkastyczny, bezuczuciowy to właśnie cechy jakie przywdział by przetrwać na tym świecie. By obronić się przed śmiercią matki, jedynej osoby jaką go kochała, a potem przed ciężkim życiem z jakim się zmierzył. Po śmierci Marshalla, który jako jedyny się do niego odzywał zrozumiał, że miłość nie jest dla niego. Zawsze od niego ucieka, albo krzywdzi, zostawia na sercu zbyt duże rany i nie ma już nikogo żeby mu pomóc. Dlatego właśnie obiecał sobie, że nikt nie dowie się jaki jest, nawet on sam. Uwierzy w nową wersję siebie jaką stworzy i będzie tak żył, aż nie umrze z głodu, czy porachunków jakie ścigały go w tej profesji.

Dlatego kiedy stał na brzegu morza, włosy wpadały mu do oczu, a skwar drażnił w skórę, nie wiedział co powinien zrobić. Dla wielu ludzi taki wybór, byłby zapewne oczywisty, ale on nie miał wzorca, który by go tego nauczył. Kierował się tylko własnym sercem, które przez lata było tłumione i krzywdzone, jak miało nagle wybrać słusznie w tak trudnej decyzji?

Nie był co prawda sam, bo osoba, w którą naprawdę przelał te ostatnie pokłady miłości stała tuż za jego plecami. Nieśmiało odwrócił się w jego kierunku patrząc mu w zaszklone oczy. San zdawał się być niewzruszony, czekał na jego kolejny krok.

- Jeśli to zrobię- zaczął chwiejnym głosem.- To nic nie będzie takie samo.

San przytaknął, ale nie odezwał się nawet słowem.

- Stracę wszystkie pieniądze, tysiące dolarów. Moje jedyne oszczędności.

- Inaczej stracisz wolność. I mnie- dodał znacznie ciszej.

Wooyoung spojrzał na całą walizkę w dłoniach, a potem znowu na piękny widok. San nie pytał go o zdanie, zaciągnął do miejsca, gdzie pojechali po raz pierwszy, na te same klify, gdzie kąpali się w świetle księżyca. Bolały go wspomnienia, te piękne i ukryte głęboko w jego sercu. San wiedział co robi, specjalnie wybrał to miejsce mając na umyśle to, że Wooyounga to wzruszy. Teraz jednak był bezwzględny. Nie okazał nawet krztyny emocji.

- Co zrobię San? Co zrobię kiedy wypuszczę to wszystko w morze? Nie mam pieniędzy na życie, na jedzenie, nie mówiąc o niczym innym.

- Jeśli to zrobisz to obiecuję Ci pomóc. Kończę szkołę za miesiąc, wyprowadzę się, a rodzice dadzą mi część majątku bym tylko opuścił to miejsce i nie przynosił im wstydu. Obiecuję dać ci życie, ale najpierw musisz się na nie zgodzić.

Jung się bał, pierwszy raz w życiu naprawdę się bał. Ufał mu, ale skąd San mógł mieć pewność, że to w ogóle możliwe? Co jeśli go wystawi? Nie, to niemożliwe. San by go nie oszukał, to jego San, ten który przytulał go do serca, który naraził się gniewem rodziny by z nim być.

Znów spojrzał na morskie fale, które odbijały się od skalnej półki z charakterystycznym dźwiękiem. Nigdy nie sądził, że stanie przed takim wyborem.

- Ty musisz podjąć decyzję- ponaglił go San gdy wiedział, że czas się kończy i jeśli będą stać tu dłużej, to ich znajdą.- Nie będę cię przekonywać.

Wooyoung słyszał w jego głosie wahanie, chciał być ciepły, ale się powstrzymywał. Jung to rozumiał, w głębi wiedział, że tylko taka postawa zmusi go do walki o ich przyszłość.

Pomyślał więc o życiu jakie mógł mieć. Jeśli się uda i nikt nie znajdzie schowanych narkotyków, to po czasie może zapomną. Wróci do swojego życia jakie miał i będzie wegetował przez lata, aż nie zostanie zmuszony przez życie do innego zajęcia. Ale co będzie miał? Co będzie mógł dać Sanowi, co mu zaoferuje? Starą stację, narkotyki? Życie od zarobku do zarobku, szare oddychanie zamiast cieszenie się każdym nowym dniem? Nie, to się nie kalkulowało. San zrobił dla niego wystarczająco dużo, by zasługiwał na coś więcej.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now