xxvi

392 41 21
                                    

San dał się w końcu namówić na wspólne wyjście ze znajomymi na kolejną imprezę. Musiał przyznać, że z początku nie był zbyt chętny, ale gdy znalazł się w zadymionym salonie poczuł się znajomo. A uczucie to należało do tych przyjemnych rzecz jasna. Problem był jeden, Wooyoung też miał się na niej znaleźć.

Potrzebował pieniędzy i San go za to nie winił, ale bał się, że nie ciężko będzie udawać mu, że go nie zna.

- Chcesz?- Mark podał mu butelkę piwa.

San spojrzał przyjaźnie na miodowe piwo, tak dobrze mu w końcu znane i uśmiechnął się zadziornie biorąc butelkę.

- Brakowało cię na takich imprezach, wiesz San?

- Wiesz jak to jest- usiedli obaj na dużej sofie w centralnej części salonu.- Zerwałem z Juno, musiałem poukładać sobie kilka spraw.

- A Wooyo...

San położył palec na ustach przekazując przyjacielowi, żeby nie kończył myśli. Pokręcił głową i zaczesał włosy do tyłu.

- Pomógł mi ogarnąć sprawę z Juno, doszedł mi w końcu do podświadomości i dzięki temu wiem, że tak naprawdę nic do niej nie czułem. A tak poza tym jest po prostu w porządku, więc przestań się czepiać Mark.

Chłopak jednak nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu, a potem odezwał się znacznie ciszej.

- Wiesz z kim się zadawał. Ze starszym bratem Marshalla, który...

- Wiem. Dosyć stereotypów Mark, Wooyoung taki nie jest. On jest...

- Dobra dość- przerwał mu.- Jest tu.

W drzwiach stanął dobrze znany mu chłopak. Długie, czarne włosy opadały mu na twarz, ubrany był jak w noc kiedy się poznali, w podarte dżinsy i skórzaną kurtkę. Uśmiechnął się na widok Sana przez całą długość pomieszczenia, a jego srebrny kolczyk w dolnej wardze zalśnił.
Choć San dobrze go znał i wiedział jak wygląda, a nawet pamiętał każdy jego skrawek skóry na wylot, to w takich okolicznościach robił naprawdę wyjątkowe wrażenie. Znowu wyglądał tajemniczo i niedostępnie, jak wtedy.
Wooyoung przerwał ich kontakt wzrokowy i oparł się o ścianę w samym kącie. Kilka osób szybko do niego podeszło i San domyślił się, że Jung zarobił właśnie sporą sumę. Śledził go dokładnie oczami, każdy jego ruch, aż nie został zdzielony  po plecach.

- Ała?- Spojrzał na Marka jakby właśnie dokonał na nim największego aktu zbrodni.

- Gapisz się.

- Patrzę jak to wygląda.

- Co? Handel? Nie wpieprzaj się w to Choi, nie żartuj sobie- ton Marka stał się nagle bardzo poważny.

- Nie mam zamiaru- skrzywił się.- Po prostu patrzę. To jeszcze nie zbrodnia.

- Jeszcze- powtórzył za nim cynicznie.

San jednak dalej ukradkiem patrzył na Junga, a ten co jakiś czas odwzajemnił spojrzenie.
Starał się rozmawiać z przyjacielem, wypijał piwo za piwem rozkoszując się znanym mu smakiem. Nagle nawet alkohol zaczął mu smakować i to tylko przez starą stację i jej lokatora.
Gdzieś między wymianą zdań o szkolnych rozgrywkach, San dostrzegł, że Wooyoung zostaje wciągnięty przez grupkę naćpanych dziewczyn do tańca. Przyglądał się jak dotykają go po wytatuowanych rękach, a nawet włosach. Gdy grubsza blondynka dotknęła go po nodze, San wstał gwałtownie powodując, że jego przyjaciel o mało co nie spadł z sofy.

- Idziemy tańczyć Mark- oznajmił jakby to było oczywiste i ruszył przed siebie przyciskając się między ludźmi na parkiecie.

Znalazł się jakieś trzy metry od Wooyounga, więc dał pociagnąć się muzyce i tańcu. Wooyoung szybko go dostrzegł, chciał nawet podejść, ale nie mógł.
Patrzył jak San z butelką piwa w ręku odchyla się lekko do tyłu i przeciera pot z czoła. Zrobiło mu się sucho w gardle, Choi uśmiechał się i wił w rytm muzyki, a kolorowe światła padały na jego perlistą skórę. Wooyoung nagle przestał tańczyć, był jedynie pociągany co chwila za ręce przez młode dziewczyny, jedyne o czym jednak myślał to San. Sposób w jaki czuł rytm, jak każdy jego ruch grał ze światłem, jak kilka kropel piwa spływa mu po szyi i kończy na koszulce.

Wooyoung przygryzł mocno wargę, poczuł nawet w ustach smak krwi zanim nie odpuścił. Podszedł więc bliżej i nachylił się nad Sanem, który czując jego obecność otworzył zamglone oczy. Ocierali się ramionami, zdawali się być w centrum wszechświata, choć pośród takiego tłumu nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi.
San uśmiechnął się zadziornie, Wooyoung za to poczuł jak brakuje mu tchu i niczym w zwolnionym tempie widział jak Choi igra z ogniem kusząc go sobą coraz bardziej.

Sanowi się to podobało. Ukryty przekaz miał niemal każdy jego ruch, bo coraz częściej muskał skórę dłoni Wooyounga, rzucał mu spojrzenia i był pewny, że to działa. Czuł się wielkim powiernikiem sekretu, bo wiedział o wszystkich tajemniczych tatuażach Junga, których nikt z zebranych nie mógł dostrzec. Dawało mu to dziką satysfakcję, sam fakt, że mógł wyobrażać je sobie pod warstwami materiału strasznie go podniecał.

Wooyoung, choć był trzeźwy, nie miał zamiaru przestawać. Mógł poczuć się na chwilę jakby był tylko normalnym chłopakiem, który przyszedł na normalną imprezę swoich znajomych. Który spotyka na niej kogoś takiego jak San i spędzą z nim każdą wolną chwilę, bez ukrywania się i okłamywania samego siebie. Przez ten czas Wooyoung zrozumiał wiele, a przede wszystkim fakt, że czuje do Sana coś więcej.

Tak, przyznał się w końcu przed samym sobą do tego, że żywi do chłopaka wiele nieodpowiednich uczuć. Od kiedy przespali się w tej przeklętej szatni, Jung nie mógł myśleć o niczym innym niż o tym jak San go dotykał. Wcale nie zachłannie i szorstko. Był dość delikatny, trzymał go uważnie, gładził go policzku jakby dbał o jego komfort. Nikt tak mu nigdy nie robił, to było zbyt wyjątkowe by o tym zapomnieć.

Wiedział, że będzie to ciężkie i właściwie wpadł w pułapkę, ale nie potrafił przestać.
Odruchowo nachylił się nieco bardziej nad tańczącym Sanem by sięgnąć po jego usta, ale wtedy właśnie uderzyła go rzeczywistość. Byli między ludźmi, którzy dobrze Sana znali. Nie mógł sobie więc na to pozwolić. Odsunął się grzecznie i zniknął w tłumie odchodząc od Sana z wielką tęsknotą.

San nie szybko się zorientował. Dopiero gdy otworzył w pełni oczy, to zrozumiał, że Wooyoung zniknął. Nie zdziwiło go to, uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie o niebezpiecznym tańcu i szybko wyszedł na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem.
Wciąż uśmiechnięty oparł się o barierkę przy tarasie i nabrał w płuca zimnego powietrza, które miało magicznie przywrócić go do porządku. Nie zorientował się nawet gdy ktoś stanął obok niego, aż nie usłyszał niskiego, chropowatego głosu.

- Myślisz, że jesteś wyjątkowy, hm? Z moim bratem też tak robił, aż go nie zabił rzecz jasna.

geosmina . WoosanWhere stories live. Discover now