.64

331 21 10
                                    


dzisiaj mam dla Was brzydki rozdział. tak tylko uprzedzam.

____________________________________

Patrzyła na budynek, który z każdym krokiem sprawiał, że robiło jej się coraz słabiej. Mężczyzna zadzwonił do drzwi, które po chwili zostały otwarte, a dziewczyna została wprowadzona do środka. Nagle zdała sobie boleśnie sprawę, gdzie była i przed kim stała.

- Jack?- Zapytała szeptem, ledwo poruszając ustami czując jak blednie.

- Ivy... Wiedziałem, że w końcu cię znajdę – Powiedział szatyn cichym, ale pewnym głosem. Dziewczyna przyjrzała się jego twarzy. Trochę się zmienił od czasu kiedy uciekła. Nigdy nie był specjalnie przy kości, ale teraz jego policzki były jeszcze bardziej zapadnięte. - Wiesz, że szukałem cię wszędzie? Kazałem przeszukać każdą cholerną dziurę, ale ciebie... nigdzie nie było. - Zrobił kilka kroków w jej stronę. Mimo, że nie lubiła być tą słabszą, to mimowolnie spuściła głowę, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Jakby pogodziła się z tym, co miało się stać. Była pewna, że chłopak albo ją uderzy albo wyciągnie pistolet lub nóż i ją zabije. Wzrok miała wbity w podłogę i naprawdę starała się nie pokazać mu, jak bardzo się boi. W polu jej widzenia pokazały się jego czarne buty. Szatyn zatrzymał się zaraz przed nią, tak, że czuła ciepło pochodzące od jego ciała. Była przygotowana na ból, ale on nie nadchodził.

- Co się z tobą stało, mała? - Zapytał cicho i złapał ją lekko za brodę, żeby dziewczyna spojrzała na niego. Tak dawno nie patrzyła w jego szare tęczówki naznaczone ciemniejszymi plamkami. Tak bardzo nie chciała ich już nigdy więcej widzieć. Chciała tylko tych ciepłych, czekoladowych oczu.

- Nie wiem... - Chłopak otoczył ją ramionami i przyciągnął mocno do swojego ciała. Ze zdziwienia, niepewnie go objęła i wtuliła twarz w koszulkę szatyna. Pachniał tak jak to zapamiętała, mieszanką jakichś perfum i papierosów.

- Dlaczego uciekłaś? - Usłyszała znowu jego cichy głos zaraz przy uchu. Co miała mu powiedzieć? Nienawidzę cię? Miałam cię dość? To jakby sama prosiła się o ból.

- Nie wiem... zostawiłeś mnie samą i... a potem było za późno, żeby wrócić... bałam się, że będziesz na mnie zły... - Mówiła w jego koszulkę zaczynając płakać. Łzy, które opuszczały jej oczy wcale nie były oznaką jej tęsknoty za chłopakiem. Były wyrazem opuszczającej jej nadziei, że kiedyś uwolni się od szatyna. Została przyciągnięta jeszcze mocniej do torsu Jacka.

- Chodź ze mną.

- N-nie jesteś zły? - Zapytała cichutko, odklejając się od lekko wilgotnego materiału i zwracając swoją zapłakaną twarz w górę.

- Byłem. Byłem tak wściekły, kiedy nie znalazłem cię w domu, że... nieważne. Potem jedyne czego chciałem to cię znaleźć. - Ivy poczuła jak jego ciało zgięło się, napierając na nią, a jego dłonie zacisnęły się na jej udach. Stopy dziewczyny oderwały się od ziemi, gdy Jack wyprostował się. Trzymał ją za uda zmuszając, żeby oplotła jego pas nogami. Ręce oparła na jego ramionach. - Wiesz... przez jakiś czas myślałem, że jak tylko cię znajdę to cię zabiję... ale... chyba nie byłbym w stanie. Tylko ciebie nie mógłbym zabić. - Dodał tak cicho, że gdyby jego usta nie znajdowały się zaraz obok jej ucha, na pewno by tego nie usłyszała. Zaczął iść powoli przez korytarz aż doszedł do drzwi, które pchnął. Po chwili zgiął się, a Ivy poczuła pod plecami coś miękkiego, ale chłodnego. Musiał położyć ją na łóżku. Spojrzała niepewnie w oczy Jacka, którego twarz znajdowała się parę centymetrów nad jej. Zanim zdążyła zaprotestować albo wykonać jakikolwiek ruch, poczuła jego ciepłe wargi. Nie, nie całuj mnie idioto, nie jestem twoja.

Addicted to chocolate. | z.m. [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now