Złamany zbawiciel

1K 78 0
                                    

Harry nie uzdrowił go po ich sesji pytań i odpowiedzi, czym Severus nie przejął się zbytnio. Prawdę mówiąc, gdyby dano mu wybór, prawdopodobnie odmówiłby leczenia, które tylko stworzyłoby iluzję, że nic złego się nie dzieje. A Snape, biorąc pod uwagę swój wiek i życie, nie miał skłonności do iluzji żadnego rodzaju.
Następnego dnia wypadał piątek, drugi maja. Severus zbudził się jeszcze przed świtem tylko po to, aby sobie uświadomić, że w domu coś jest inaczej. Na dole panowała dziwna cisza, nie usłyszał nawet najmniejszego dźwięku, które jego wrażliwy słuch przeważnie wyłapywał. Żadnego poskrzypywania płytek podłogowych, trzasku ognia w kominku... po prostu nic. Pomyślał, że wyglądało to tak, jak gdyby na parter zostało rzucone zaklęcie wyciszające. Ubrał się szybko i zszedł na dół.
Potter siedział w salonie przy stole z głową schowaną w ramionach. Na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś, kto śpi, jednak jego barki drżały nieznacznie. Severus zrozumiał, że Harry płacze i rzucił zaklęcie wyciszające wokół siebie, aby go nie obudzić.
— Harry — powiedział głośno. Potter uniósł głowę i wbił w niego pełne złości spojrzenie. — Zdejmij zaklęcie.
Potter posłuchał, ciągle patrząc na niego groźnie.
— Czego chcesz? — warknął.
Severus odsunął krzesło i usiadł przy stole naprzeciwko niego.
— Porzućmy rolę oprawcy i ofiary i na moment stańmy się sobie równi. Jesteś do tego zdolny, panie Potter?
Harry spuścił wzrok i kiwnął nieznacznie głową.
— Na razie jeszcze tak.
— Świetnie — powiedział Severus spokojnie. — Pozwól mi spytać, co się z tobą dzieje? To nie jest twoje normalne zachowanie, musisz sobie z tego zdawać sprawę.
Górna warga Harry’ego zawinęła się szyderczo w sposób, z którego nawet Draco Malfoy byłby dumny.
— Boisz się?
— Bardzo — odparł Snape sucho. — Tylko że nie o siebie.
Rozległ się gorzki, pełen urazy śmiech.
— Niech zgadnę. Boisz się o mnie i moją duszę.
— Nie — odparł Severus obojętnie. — Jakkolwiek, bardzo martwię się o twoich przyjaciół i ludzi, którzy przebywają blisko ciebie. Niekontrolowany sadyzm u psychopaty to nic dobrego. A wiesz dlaczego, panie Potter? Bo on narasta. Obojętnie, jak dużo robisz, zawsze będziesz potrzebował więcej. Na jak długo wystarczy policzkowanie i Cruciatus? I jak długo potrwa, zanim znudzisz się mną i zdecydujesz, że nadszedł czas, aby zranić kogoś jeszcze?
Skrzyżował ręce na piersi oczekując, aż wcześniej wymienione zaklęcie uderzy go z pełną siłą prosto w pierś, ale Potter prawie się nie poruszył.
— Nie wiem — szepnął. — Jednak właśnie teraz nie zamierzam krzywdzić innych. Tylko ciebie.
— Podobnie jak nie zamierzałeś krzywdzić Ginny Weasley? — Severus drążył temat bez śladu oskarżenia w głosie.
— Nie skrzywdziłem Ginny — powiedział Harry ze znużeniem. — Ale... im dłużej byliśmy razem, tym bardziej się mnie bała. Chociaż mówiła mi, że nadal mnie kocha. Aż w końcu nie mogła znieść mojego towarzystwa... a jednak nie odchodziła. Nie potrafiłem pojąć, dlaczego. Dopóki nie zobaczyłem, jak płacze nad kołyską Ala... i zrozumiałem. Pewnej nocy powiedziałem jej, że może zabrać naszego syna i Stworka, jeśli chce odejść. Następnego dnia zniknęła. Bez słowa. — Zaśmiał się gorzko. — Kto wie, być może pozwolenie jej na odejście było ostatnią przyzwoitą rzeczą, jaką w życiu zrobiłem.
Severus patrzył na niego, powstrzymując cisnące się na usta słowa współczucia. Teraz nie była na to odpowiednia chwila.
— Powiedz, badałeś się w Świętym Mungu?
Harry ponownie się roześmiał, gorzko i boleśnie.
— Czy się badałem? Och, tak. W tamtym roku, z powodu nalegań Hermiony spędziłem pod obserwacją trzy tygodnie. I wiesz co? Nie jestem demonem, wampirem, wilkołakiem czy inferiusem. Nie działam pod wpływem czarnomagicznego zaklęcia, nie mam guzów na mózgu i, nawiasem mówiąc, nie jestem też wilą. Faktycznie testy medyczne pokazały, że dysponuję doskonałym zdrowiem i nie jestem niczym więcej niż nudnym człowiekiem.
Severus kiwnął głową w zamyśleniu.
— W porządku. Dobrze, że to zostało wykluczone. Czy przez ostatnie pięć lat pisałeś pamiętnik?
— Tak. — Harry zerknął na niego. — Dlaczego pytasz?
— Wróciłeś do niego, aby sprawdzić, czy są jakieś przyczyny twojego... stanu?
— Mój stan — powtórzył Potter gwałtownie — bierze się stąd, że przez Przysięgę Wieczystą jestem związany ze zdrajcą i mordercą. Jak to się ma do mojego stanu?
— Jasne, bez wątpienia jesteś kimś, kto wyciągnie z tego wszelkie możliwe korzyści — powiedział Severus ponuro. — Mimo to wydaje mi się, że zemsta, której chcesz na mnie dokonać, ma negatywny wpływ również na ciebie. Z tego powodu jestem skłonny wierzyć, że nie do końca jesteś sobą.
— Być może nigdy nie byłem sobą — powiedział Harry. — Być może byłem tylko taki, jak inni oczekiwali, abym był... Zawsze-tak-miły-pierdolony-Zbawiciel-czarodziejskiego-świata.
— Może — rozważył Severus. — Ciągle jednak wydajesz się dokonywać aktu nie bycia sobą na całkowicie nowym poziomie. Dlaczego?
Harry uśmiechnął się lekko.
— Myślałem, że to zupełnie oczywiste. Nienawidzę cię. Chcę, żebyś cierpiał.
— Oczywiście — zgodził się Severus. — Ciągle pozostaje jednak pytanie, dlaczego.
— ZABIŁEŚ MOICH RODZICÓW!!! — wrzasnął Harry, a jego głos rozniósł się po starym domu.
Snape nie dał się zastraszyć ani powstrzymać.
— Tak, to prawda. Ale to samo zrobił Peter Pettigrew, a mimo to obroniłeś go przed Lupinem i Blackiem. — Harry wzruszył ramionami z absolutną obojętnością. — W porządku. Wróćmy do pamiętnika. Czy notatki w nim są szczegółowe?
— Tak — odparł Potter zmęczonym tonem. — Niech zgadnę, chcesz go przeczytać?
— Nie śmiałbym o to prosić — zaprzeczył Severus. — Jednak sugerowałbym wysłanie go do przeanalizowania pannie Granger. Może ona znalazłaby coś, co przeoczyłeś.
— To znaczy? — rzucił Potter wyzywająco.
— Skąd mam wiedzieć? — warknął Snape. — Ostatnie pięć lat spędziłem w śpiączce tylko po to, aby po przebudzeniu zostać zniewolonym przez psychopatę. Uwierz mi, nie jestem w nastroju do teoretyzowania bez dostatecznej ilości informacji. Jakkolwiek mam niedorzeczną nadzieję, że przeżyję resztę mojego życia jako ktoś inny niż marionetka kolejnego Czarnego Pana.
Potter potrząsnął głową.
— Nie, robisz mi tylko wodę z mózgu.
— Nieprawda — odparł Severus. — Wtedy przemawiałbym do lepszej strony twojej natury. Mówiłbym ci, że matka nie po to poświęciła dla ciebie życie, abyś wyrósł na sadystycznego psychopatę. Mówiłbym ci, że Hugo zasługuje na odpowiedniejszy wzorzec do naśladowania, a Ginny i Al potrzebują prawdziwego Harry’ego — ostatnie słowa wymówił z dosadnym szyderstwem — który naprawdę się o nich troszczy. Ale nie usłyszysz ode mnie tych słów, ponieważ ostatecznie nie mają one aż tak dużego znaczenia jak fakt, że ty, panie Potter, jesteś nowym Czarnym Panem albo znajdujesz się niebezpiecznie blisko zostania nim. Możesz pogrążyć cały magiczny świat w chaosie, chyba że zaczniesz kontrolować swoje zachowanie. — Harry lekceważąco potrząsnął głową i spojrzał na Severusa z obrzydzeniem. Snape odwzajemnił się tym samym. Przez kilka sekund po prostu wpatrywali się w siebie w ciszy, po czym to Potter pierwszy uciekł spojrzeniem. — Podoba ci się to? — rzucił Severus otwarcie, nie kryjąc wyzwania w głosie. Nie wdawał się w szczegóły, obaj wiedzieli, czym jest owo to, co Harry zaraz potwierdził.
— Jaaasne — syknął Harry wyzywająco. — Lubię to. Lubię obserwować, jak próbujesz udawać dzielnego, choć ja dobrze wiem, że jesteś cholernie przerażony i gotowy płakać jak dziecko. I nie łudź się, sprawię, że zapłaczesz, a mnie będzie się to podobać. — Harry ponownie wbił w niego spojrzenie i kontynuował: — Lubię, jak krwawisz. Lubię, jak się krzywisz i drżysz, kiedy cię dotykam. Lubię patrzeć, jak próbujesz mi się podporządkować, mimo że nie możesz znieść każdej sekundy tego i... — Jego głos stopniowo cichł.
— I? — ponaglił Severus szorstko.
— I są momenty, kiedy sam siebie za to nienawidzę — szepnął Potter. — Jednak, uwierz mi, takie momenty są rzadkie. Ponieważ z całego serca wierzę, że zasługujesz na wszystko, co cię spotyka.
Harry wstał nagle i wytarł twarz rękawem. Rzucił na siebie zaklęcie, dzięki któremu z jego policzków zniknęła wilgoć i rumieńce. Gdy ponownie się odezwał, jego głos był już absolutnie spokojny, z pobrzmiewającą w nim zaledwie maleńką nutką sarkazmu.
— Nie będzie mnie przez większość dnia. Postaraj się za bardzo za mną nie tęsknić.
Severus spojrzał na niego.
— Idziesz na King’s Cross?
— Tak. A co? Chcesz pójść ze mną?
— Nie mógłbym wymyślić niczego lepszego na naszą drugą randkę — powiedział Snape bez śladu wesołości.
Harry uśmiechnął się smutno.
— W takim razie chodźmy.
Razem opuścili Dolinę Godryka jeszcze przed nadejściem świtu i udali się na dworzec. Na King’s Cross nie zastali absolutnie niczego ciekawego, mimo to Harry usiadł i czekał, patrząc na twarze mijających go ludzi. Severus przeszukał stację, próbując znaleźć ślady czegoś, co tak bardzo ciągnęło Pottera do tego miejsca. Na tyle, na ile był w stanie zrobić to bez różdżki, zbadał ławki, tory kolejowe i ceglaste filary, porozmawiał nawet ze sprzedawcą z samotnie stojącej budki z artykułami spożywczymi. Nie było tu niczego niecodziennego lub nadzwyczajnego, w zasadzie dworzec wyglądał dokładnie tak, jakim Severus go zapamiętał. Minął cały dzień, w czasie którego Snape szukał, a Harry czekał. Kilkoro ludzi rozpoznało Pottera i podeszło do niego, ale rozmowy nie trwały długo.
Do czasu, aż słońce zaczęło zachodzić, nic ciekawego się nie wydarzyło. W końcu Harry przespacerował się po całej stacji, rzucając Revelio i dokładnie analizując każdy jej fragment. Gdy wreszcie skończył i wyraźnie wyczerpany usiadł na ławce, było już dobrze po drugiej nad ranem.
— Mam dość — powiedział ze zmęczeniem, nieznacznie drżącym głosem. — Niczego tu nie znajdę. — Mimo tych słów, nie wykonał najmniejszego ruchu, aby wstać.
— Idziemy do domu? — zapytał Severus.
Harry rzucił mu szybkie spojrzenie.
— Jasne. Choć tam też nic na mnie nie czeka. Moja żona i syn odeszli, a... w zamian przez następne kilka dekad jestem zmuszony przebywać z kimś, kto zabił moich rodziców i mentora. — Uderzył dłonią o siedzenie ławki. — Cóż, nieważne. Już późno. Chodźmy do domu.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now