KSIĘGA 2-W dół

712 59 0
                                    

KSIĘGA 2-,, PUSTKA"

Był sam w dużym, przestronnym biurze Hermiony Granger. Analizował własną pracę, próbując znaleźć pomyłkę w recepturze eliksiru, którym się właśnie zajmował. Błąd musiał być podstawowy, skoro spartaczył miksturę w tak spektakularny sposób, jednak nawet dwa dni później Severus nie potrafił stwierdzić, co zrobił źle.
Potrząsnął lekceważąco głową. Nie wróżyło mu to niczego dobrego, podobnie jak pogarszające się zdrowie fizyczne. Oczywiście przewidział to, zarówno spadek sprawności umysłowej, jak i wyniszczenie ciała, ale z jakiegoś powodu łudził się, że będzie miał więcej czasu. Trzy lata w miarę normalnego życia, może nie ekstatycznie szczęśliwego, ale również nie całkowicie nieprzyjemnego. Prawdę mówiąc, przyzwyczaił się do bycia żywym i polubił to, więc czuł się urażony nieuniknionym, podkradającym się do niego niechybnym końcem.
Ciąg jego myśli przerwało stukanie w drzwi.
— Wejść — powiedział.
Do pomieszczenia, z szerokim uśmiechem na ustach, wkroczyła Hermiona Granger.
— Przepraszam, przegapiłam twoją dzisiejszą wiadomość.
— Twoja sekretarka powiedziała, że masz spotkanie z ministrem magii.
Hermiona natychmiast zmarszczyła brwi.
— Powiedziałeś jej, kim jesteś?
— Nie.
— A powinieneś. Zawołałaby mnie.
Severus uśmiechnął się lekko złośliwie.
— To nie było konieczne. Ale skoro już jesteś, to wykorzystam twój młody umysł i bystry wzrok przy szukaniu błędu w nowej recepturze.
Hermiona natychmiast odsunęła krzesło, usiadła przy biurku naprzeciwko Severusa i z namysłem przeanalizowała pergamin. Zmarszczyła lekko brwi, wzięła do ręki pióro i powoli kontynuowała czytanie jeszcze uważniej. Snape przyglądał jej się z zaciekawieniem.
— Tutaj — powiedziała w końcu. — Piołun i pocięty pazur Nandu reagują ze sobą w niestabilny sposób, gdy kwiaty tymianku dodamy przed bezoarem.
Severus zaklął cicho. Wiedział o tym, oczywiście, więc dlaczego na to nie wpadł? Czy naprawdę było z nim aż tak źle po zaledwie trzech latach?
Hermiona spojrzała na niego z niepokojem.
— Dobrze się czujesz?
— Tak. Czemu pytasz?
— Ponieważ kiedy ja popełniłam taki błąd w szóstej klasie, Gryffindor natychmiast stracił wszystkie swoje punkty — odparła rzeczowo. — Wyglądasz na niewyspanego. — Severus otworzył usta, aby zaprotestować, ale Hermiona mu na to nie pozwoliła. — Nie zaprzeczaj. Obserwuję cię. Nawet teraz, gdy rozmawiamy, zapadasz w mikrosen.
Severus burknął coś nieprzyjaźnie i zabrał jej pergamin.
— Dziękuję, że wpadłaś — powiedział, wskazując drzwi.
— Hugo za tobą tęskni — odezwała się Hermiona cicho. — Możemy do ciebie przyjść na partyjkę szachów?
— Kiedy? — spytał, nie starając się ukryć niechęci.
— Jutro wieczorem?
Zadrżał nieznacznie.
— To nie najlepszy pomysł. W moim domu jest bałagan, spędzam tam niewiele czasu. Może spotkajmy się w parku?
— Jasne — odparła. — Jutro?
— Dobrze. — Hermiona ciągle siedziała na swoim miejscu, patrząc na niego, ale nic nie mówiąc. W końcu stracił cierpliwość. — Albo powiedz to, co chcesz powiedzieć, albo wyjdź. Nie mam całego dnia.
— W porządku. Sypiasz?
— Tak.
— Masz koszmary?
— Nie.
Posłała mu jeszcze jedno niepewne spojrzenie.
— Cóż, w takim razie do jutra. Piąta, w parku Finsbury, w tym samym miejscu?
— Dobrze — zgodził się jeszcze raz.
— Może powinieneś iść teraz do domu i odpocząć — poradziła Hermiona cicho. — Wyglądasz jak duch.
Severus westchnął i postanowił ustąpić.
— Chyba masz rację. W tym stanie raczej nic pożytecznego nie zrobię.
Opuścił gabinet zaraz po Hermionie, udając się siecią Fiuu prosto do siebie. Będąc w domu, rozejrzał się po otoczeniu z pogardą. Jak mógł dopuścić, aby to zaszło aż tak daleko? Powiedział, że panuje tu bałagan. Niedopowiedzenie stulecia. Całe mieszkanie tonęło w brudzie, śmieciach, niezmytych naczyniach i stosach rozrzuconych po podłodze ubrań. Spojrzał do kuchni i westchnął. Muchy. Myszy. Posprzątanie wszystkiego za pomocą magii zabrałoby nie więcej niż dziesięć minut, ale jemu to wcale nie przeszkadzało. Cieszył się, że otoczenie dopasowało się do jego stanu umysłowego. Opadł na kanapę i wpatrzył się bezmyślnie w sufit.
Wszystkiemu winien był, oczywiście, eliksir bezsennego snu. Gwarantował on spokojny sen bez koszmarów i poza klątwą uśmiercającą był prawdopodobnie największą łaską, jaką mogła otrzymać udręczona dusza. Jednak nie nadawał się, aby go przyjmować przez czas nieokreślony. W jego skład wchodziły składniki, które nieźle stymulowały fazę REM, ale żaden ludzki umysł nie mógłby trwać wiecznie bez tego naturalnego, nie wywołanego sztucznie etapu głębokiego snu. Severus Snape wiedział o tym tak samo dobrze, jak każdy inny mistrz eliksirów czy uzdrowiciel, ale ciągle nie był gotowy, aby zrezygnować z picia wywaru i na końcu każdego dnia pogrążał się w czekającej na niego otchłani, w jednej chwili gotowej pochłonąć go i pożreć.
Wstał nagle z kanapy i poszedł do łazienki. Rozebrał się i, kierowany impulsem, pierwszy raz od dwunastu miesięcy zdjął z siebie wszystkie zaklęcia maskujące. Z drwiną obserwował swoje ciało w lustrze. Takie, jakie było naprawdę. Mroczny Znak na przedramieniu, niewolniczy tatuaż na czole, bliznę po krwawym piórze na ręce i napis ZDRAJCA wyrzeźbiony i wypalony na piersi. Posiadał też trzy inne pamiątki. Zanikająca, ledwo widoczna linia biegnąca przez palce lewej dłoni, gdzie linijka przecięła skórę i dwa znaki na pośladkach, jeden od łopatki, drugi od szpicruty. To wszystko — naprawdę nie tak źle, biorąc pod uwagę, że spędził miesiące jako ulubiona zabawka Toma Riddlea.
Blizny, jakie pozostawili po sobie Puszek i hipogryf zniknęły, podobnie jak ślady po ukąszeniu Nagini. Zostały uzdrowione w czasie, jaki spędził w śpiączce. Poczuł się urażony wątpliwą wspaniałomyślnością medyków ze Świętego Munga, ponieważ teraz jego ciało było niczym więcej niż prywatnym gobelinem Toma Riddlea, niezakłóconym żadnymi innymi śladami, mogącymi te wspomnienia zrównoważyć.
Nie wziął prysznica, jedynie ubrał się z powrotem i wrócił na kanapę. Zażył dawkę eliksiru i zaczął pogrążać się we śnie.
Koszmary, pomyślał z obrzydzeniem, przypominając sobie pytanie Hermiony. Po tym, co przeżył, z pewnością byłyby rzeczą normalną, ale dlaczego jego ciało i umysł miały poświęcać się i reagować prawidłowo na cokolwiek?
Nie, nie skłamał. Przez ostatnie trzy lata nigdy nie miał koszmarów.
Przy tych rzadkich okazjach, gdy próbował odstawić eliksir, z pewnością nawiedzały go sny — sugestywne sny o wydarzeniach w Dolinie Godryka. Ale nie były to koszmary.
Według niego były czymś gorszym.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now