Język przeszłości

662 47 3
                                    

Następny ranek, co było do przewidzenia, okazał się pełen niezręczności i napięcia. Obaj zaspali, przez co Severus spóźnił się do pracy. Nie mieli dzięki temu chwili czasu na upokarzającą introspekcję czy wymuszone przeprosiny. Gdy tylko uświadomili sobie, która jest godzina, pospiesznie ubrali się, rzucili na siebie zaklęcia czyszczące i siecią Fiuu przenieśli się do Świętego Munga.
Severus odbył zwyczajowe poniedziałkowe spotkania tak szybko jak to możliwe, po czym rozpoczęli szczepienia, które zajęły im pół godziny. Kilka dodatkowych fiolek Snape spakował do futerału, aby Harry mógł je zabrać na wyspę hipogryfów.
Zaraz potem aportowali się do rezerwatu, gdzie czekało już na nich osiemnaście bazyliszków zamkniętych w dużej klatce, gotowej do załadowania na statek. Stworzenia były dość spore, największe z nich rozmiarami prawie dorównywało psu, w którego zmieniał się Syriusz Black. Budowa głów, tułowia i łap upodabniała je do ptaków, choć ich skrzydła nie posiadały upierzenia. Faktycznie były pokryte łuskami, prążkowanymi, gadzimi, przypominającymi te ze skrzydeł smoka. Ogony bazyliszków zdobiły bardzo długie, ponad metrowe kolce. Severus dobrze wiedział, że właśnie w nich znajduje się tak cenny jad, podobnie jak w łuskach otaczających pazury, skrzydła i dzioby.
Wypełnianie dokumentów nie trwało długo. Harryemu udało się zadbać o wszelkie formalności bez jego udziału. Gdy tylko wszystkie papiery zostały podpisane, obaj podeszli do klatki, aby zbadać zwierzęta.
Bazyliszki okazały się fizycznie zdrowe, ale ich stan był daleki od dobrego. Kilka z nich zbiło się w ciasną grupkę w najdalszym kącie klatki, trzymając się jeden drugiego. Pozostałe uderzały mocno ciałami o metalowe pręty, sycząc przy tym z wściekłością.
Patrząc na nie, Severus niemal zadrżał. Widok tych przerażających stworzeń, bliskich obłąkania i raniących się w daremnych próbach ucieczki z więzienia, sprawił mu ból. Zwierzęta były zawzięte, silne i odporne, a jednak to właśnie ich odporność sprawiła, że stały się tak wysoko cenione i doprowadziła je do zguby.
— Może powinniśmy odejść — powiedział z zażenowaniem. — Wątpię, czy tu się na cokolwiek przydamy. Sądzę, że nie uspokoją się, dopóki nie będą na wyspie.
— Poczekaj — odparł Harry, podchodząc do klatki.
Jeden z bazyliszków naparł na kraty i spojrzał na niego, wyraźnie zaskoczony, iż niczym niechroniony człowiek nie został sparaliżowany jego wzrokiem.
— Cześć — powiedział Potter, siadając na ziemi. — Wszystko będzie w porządku. Jeszcze tylko pięć dni.
Bazyliszek syknął przeciągle, po czym wydał z siebie długi, głęboki dźwięk, który niewątpliwie był wężomową. Harry pochylił głowę, słuchając uważnie.
Kiedy stworzenie skończyło, spojrzało na Harryego, jak gdyby żądając odpowiedzi.
Potter uśmiechnął się łagodnie.
— Nie — odparł po angielsku. — To nie będzie nowe więzienie. To dom, obiecuję. — Bazyliszek przeanalizował go z oczywistym sceptycyzmem, odsunął się jednak od prętów.
Kilka minut później klatka została załadowana na statek, który niebawem odpłynął. Harry wstał i otrzepał brud z kolan. Severus obserwował go w zamyśleniu, czując, jak ogarnia go dawny strach.
— Co się stało? — zapytał Potter.
— Myślałem, że nie używasz już wężomowy — powiedział Severus spokojnie.
— Bo nie używam — odparł Harry. — Ale nadal ją rozumiem. To pamięć deklaratywna, jak sądzę.
Severus mruknął pod nosem. Odpowiedź powinna go uspokoić, w zamian jednak jego strach przybrał na sile, ponieważ wiedział dobrze, skąd się brała ta szczególna umiejętność.
— Nigdy o tym nie wspomniałeś.
— To... nie przyszło mi do głowy. Nie pomyślałem, że może ci przeszkadzać. Przeszkadza?
Dekady spędzone przy boku Czarnego Pana, w czasie których Severus słuchał tych dźwięków z jego ust, pozostawiły swój ślad. Sam fakt, że Potter rozumiał wężomowę, nie wystarczył, aby Severusa wyprowadzić z równowagi, jednak myśli towarzyszące temu nagłemu odkryciu były niepokojące.
— Nie, nie przeszkadza — odparł spokojnie. — Jednakże sprawia, że zastanawiam się, jakimi innymi językami Toma ciągle się posługujesz.
Harry spuścił głowę i uciekł spojrzeniem.
Severus obserwował go uważnie. Nie potrzebował legilimencji, aby zrozumieć mowę ciała, szczególnie tak jasną i oczywistą. Cała sylwetka Pottera była napięta, a jego twarz zasnuwał słaby cień winy. Snape wiedział, że poruszył czułą strunę.
— Jak wiele Toma Riddlea ciągle w tobie jest, Harry? — zapytał z całkowitym spokojem.
— Nie jestem pewien, jak na to pytanie odpowiedzieć — odparł Potter z wahaniem, nie unosząc wzroku.
Severus nie odrywał od niego taksującego spojrzenia.
— O czym śnisz?
Harry zadrżał.
— To nieistotne.
— Właśnie widzę.
Stali blisko siebie. Harry wyciągnął rękę, aby go dotknąć, ale Severus odsunął się jak oparzony. Przez kilka chwil patrzył na Pottera, nie czując nic poza absolutną, oślepiającą wściekłością. Jednak wściekłość tę skierował głównie na samego siebie. Już zdążył wzgardzić sobą za to, iż otworzył się i ujawnił tak wiele — więcej, niż kiedykolwiek w swoim życiu — a kiedy usiłował spytać o coś, co było istotne i ważne, spotykał się ze ścianą oporu i zaprzeczenia.
Nie mogłaby istnieć potężniejsza i bardziej upokarzająca pamiątka niewolniczej więzi, jakkolwiek teraz już życzliwej i nieaktywnej. Z roztargnieniem przypomniał sobie, że nie miał tajemnic. Jego umysł był jak otwarta książka — wszelkie najbardziej osobiste wspomnienia zostały obejrzane przez wszystkich członków Wizengamotu trzy i pół roku temu i uznane za niedostateczny dowód niewinności. Nie posiadał nic prywatnego, nic tylko swojego. Nawet jego ciało zatwierdzono i oznaczono na liczne sposoby.
Sam Harry z kolei stanowił terytorium niezbadane, co było, oczywiście, przywilejem Pana. Właściciel miał prawo do wiedzy o swoim niewolniku bez konieczności ujawniania czegokolwiek o sobie.
Spojrzenie Harryego przesunęło się powoli, aby spotkać oczy Severusa.
— O czym myślisz? — spytał Potter łagodnie.
— O czym? — odparł Snape chłodno. — Być może zastanawiam się, dokąd to wszystko zmierza. Kiedy... znów będę musiał użyć dla ciebie Krwawego Pióra.
Harry popatrzył na niego z bólem w oczach.
— To nie tak — powiedział.
Severus prawdopodobnie powinien mu współczuć, widząc udręczony wyraz jego twarzy, lecz nie znalazł w sobie takiego uczucia.
— O co więc chodzi? — spytał spokojnie.
Nastała długa cisza. Harry zagryzł dolną wargę, wyglądając, jak gdyby starał zmusić się do odpowiedzi, ale nie był w stanie tego zrobić.
— Świetnie — rzucił nagle. — Pytaj o cokolwiek, co chcesz. Odpowiem.
— Jesteś sadystą? — zaczął Severus.
— Nie.
— Lubisz upokarzać albo zawstydzać innych?
— Nie.
— Jesteś psychopatą?
— Według skal Świętego Munga nie jestem.
— Zapomnij o skalach. Jak sądzisz? Istnieją psychopatyczne rysy na twojej osobowości?
— O ile wiem, to nie — odparł Potter cicho.
Severus zatrzymał się na moment, po czym zmienił lekko sposób przesłuchania.
— Lubisz wygrywać, za wszelką cenę? Bardziej niż lubiłeś wcześniej?
— Tak — odpowiedział Harry, drżąc nieznacznie.
— Lubisz mieć rację, bez względu na wszystko?
— Tak.
— Lubisz posiadać władzę, polityczną, magiczną, osobistą?
— Tak — odparł Harry niechętnie.
Severus patrzył na niego i zastanawiał się, czy kontynuując tę rozmowę kompletnie oszalał? Czy nie spędził już wystarczającej ilości czasu jako sługa ludzi zaślepionych władzą? Co dobrego mogło wyniknąć z tej rozmowy?
— O czym śnisz, Harry? — spytał łagodnie.
Potter uśmiechnął się z goryczą.
— Wiesz, nie za bardzo jestem w stanie kontrolować swoje sny.
— W takim razie nie rozumiem, dlaczego nie chcesz o nich rozmawiać — rzucił Severus głosem ociekającym sarkazmem. — A może śnisz o mnie, klęczącym przed tobą?
Harry cofnął się, jak gdyby został uderzony, odpowiedział jednak cicho:
— Czasami tak.
— Podoba ci się to?
Potter spojrzał na niego z absolutnym bólem w oczach i tylko skinął głową. Severus na chwilę oniemiał, zaszokowany szczerością wyznania.
— Dlaczego? — spytał, kiedy wreszcie odzyskał głos.
Harry wzruszył z rezygnacją ramionami.
— Też się nad tym zastanawiałem. I najlepsze wyjaśnienie, jakie przyszło mi do głowy, to że dzieje się tak, ponieważ przez pięć lat w moim mózgu gościł Tom Riddle, przez co mój umysł uzależnił się od przyjemności powiązanej z władzą. Zawsze tak było, ale... nie do tego stopnia. — Uniósł wyczekujące spojrzenie, więc Severus skinął głową, aby zachęcić go do kontynuowania. — Wiem, że to niebezpieczne — powiedział cicho. — I jeśli to coś warte, nie jestem z tego dumny. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby uniknąć pokus. Nie sięgam po władzę. Próbuję żyć zwyczajnie. Żadnej pracy na wysokim stanowisku. Żadnej polityki. Żadnych Insygniów Śmierci. Kiedy... tamto się skończyło, oddałem Kamień Wskrzeszenia Nevilleowi, a pelerynę-niewidkę Ronowi i Hermionie. Teraz jestem tylko... ja i hipogryfy.
— To wyjątkowo godne podziwu — skomentował Severus oschle. — Dlaczego nie uznałeś za właściwe powiedzieć mi choć słowa?
Harry wciągnął głęboko powietrze.
— Całkowicie szczerze, ponieważ nie chciałem, abyś czuł się przymuszony, z braku lepszego określenia. Abyś nie myślał, że musisz spełniać fantazje czyjegoś uszkodzonego umysłu. Abyś nie uważał siebie za kogoś niewystarczającego, będąc takim, jakim jesteś.
— Rozumiem. Milczałeś dla mojego własnego dobra — podsumował Snape gorzko. — Dumbledore dobrze cię wyszkolił.
Podejrzewał, że to śmieszne z jego strony, że odczuwa to jako ból i zdradę, ale nieważne, jak bardzo się starał, nie potrafił myśleć inaczej. Uświadomił sobie, że mimo wszystko zaczął Potterowi ufać i wierzyć, iż mieli szansę na związek, w którym możliwa byłaby wzajemność i współpraca, przynajmniej jeśli chodzi o osobiste sekrety.
Harry przyglądał mu się z zainteresowaniem.
— Przysięgam — powiedział łagodnie — że nie mam zamiaru zranić cię czy zakłopotać w jakikolwiek sposób. To coś, co czuję, nie jest temu nawet bliskie.
— W porządku — odparł Snape z wymuszonym spokojem. — Więc czym jest to, co czujesz?
— Nie jestem zbyt dobry w wysławianiu się, a to niełatwo wyjaśnić — szepnął Harry. — Z braku lepszych słów, to ciepło... i wdzięczność... — Jego głos na chwilę zamarł. — Pragnienie, aby się odwzajemnić. Chronić. Szanować. Nie wiem, jak lepiej to wytłumaczyć.
— Sprawiasz, że wszystko brzmi niemal życzliwie — powiedział Severus. — Kto mógłby mieć coś przeciwko ciepłu, opiekuńczości i wdzięczności? — Harry nie odrywał od niego pytającego spojrzenia. — Słyszałem te słowa już wcześniej. Teraz nie mają dla mnie większego znaczenia.
— Cóż, chciałeś wiedzieć — powiedział Potter ze znużeniem. — Więc... co teraz? Odejdziesz?
Severus zmarszczył brwi.
— Nie. Ty to zrobisz — odparł stanowczo. — I nigdy więcej nie postawisz stopy na Spinners End bez mojego wyraźnego zaproszenia.
— To jest... oczywiście — zgodził się Harry cicho.
— Nie pokazuj się w Świętym Mungu, chyba że będziesz potrzebował opieki medycznej. Inaczej zapewniam, że jeśli złapię cię na kręceniu się w pobliżu miejsca mojej pracy, będziesz wymagał opieki medycznej.
Wargi Pottera drgnęły nieznacznie, układając się w mało wesoły uśmiech.
— Zgoda — powiedział pokojowo. — Nie naruszę ponownie twojej przestrzeni osobistej, obiecuję. Odwiedzisz mnie znowu?
— Odwiedzić cię? — rzucił Severus pogardliwie, cedząc słowa z zimną wyniosłością. — A w jakim celu? Tak bardzo cię pociągam, Harry? Czy to moja słabość i niedoskonałość czynią mnie w twoich oczach takim atrakcyjnym? Czujesz się potężny w towarzystwie kogoś, kto nigdy nie będzie w stanie ci się sprzeciwić, jeśli tylko uprzesz się lub naciśniesz odpowiednio mocno?
Oczekiwał, że Potter zaatakuje go albo odwzajemni się w inny sposób, Harry jednak tylko uniósł wzrok i spojrzał na niego z życzliwością w oczach.
— Powiedz mi — zaczął łagodnie — czy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zrobiłem cokolwiek, aby cię zawstydzić lub zranić? Byłem okrutny albo bezmyślny? Próbowałem cię wykorzystać? — W jego głosie nie zabrzmiał żal czy oskarżenie. W rzeczywistości słowa zdawały się nieść ze sobą jedynie chęć poznania prawdy, nic poza tym.
Severus pochylił głowę, prawie zażenowany swoim wybuchem.
— Nie — odparł z niechęcią. — Byłeś dla mnie... dobry.
Harry wydał z siebie krótkie westchnienie ulgi.
— Zapewniam cię — powiedział stanowczo — że nie miałem ani intencji ani chęci, by zachować się w stosunku do ciebie w jakikolwiek inny sposób.
Severus zmusił się do słabego uśmiechu.
— Obawiam się, że dobre intencje mojego Pana nie są dla mnie w tym momencie wystarczające. Mój były Pan — podkreślił z nutka pogardy — miał mnóstwo dobrych intencji, z których po wojnie nie wyniknęło dla mnie nic dobrego.
— Tak, rozumiem — zgodził się Harry niechętnie. — Cóż, istnieje coś, co mogę zrobić... gwarancje, które mógłbym ci zaoferować? Nie chcę cię stracić — dodał łagodnie. — I pragnę zrobić dla ciebie wszystko, co dobre.
Ostrożnie i niezdecydowanie Harry uniósł rękę i dotknął jego twarzy. Severus ze znużeniem spuścił głowę, ale nie cofnął się przed kontaktem. Chłodne palce pogłaskały go po policzku, wchłaniając żar upokorzenia, wściekłości, wstrętu do samego siebie i desperacji, każdym muśnięciem przekazując otuchę.
— Kocham cię — powiedział Harry cicho. — Błagam, pozwól mi cię kochać. To wszystko, o co proszę. To wszystko, o co kiedykolwiek poproszę.
Severus z przerażeniem uświadomił sobie, że instynktownie, bez zastanowienia wychyla się ku pieszczocie swojego Pana. Był chętny i gotowy uwierzyć w każdą oferowaną w ten sposób obietnicę czy zapewnienie. Odsunięcie się kosztowało go wszelkie siły, jakie posiadał.
— Świetnie — powiedział ostro, zaskoczony, że w ogóle jest do tego zdolny. — Odwiedzę cię na wyspie za dwa tygodnie. Nawiążemy wtedy pewne przymierze. Jeśli zawiedziesz, możesz być pewien, że już nigdy więcej się u ciebie nie pojawię.
Z twarzy Harryego nie schodził wyraz kompletnego zakłopotania.
— Jakie przymierze? — spytał niepewnie, jak gdyby bojąc się, że zostanie za swoją niewiedzę zrugany.
Severus postanowił nie wyprowadzać go z błędu.
— Pomóż mi to zrozumieć — zażądał. — Masz ludzką istotę, która jest z tobą związana magicznie i emocjonalnie, a jednak nigdy nie zadałeś sobie trudu, aby zbadać więź, którą dzierżysz w rękach?
— Nie — przyznał Potter bez wahania. — Żeby być uczciwym, nie sądziłem, że to ma znaczenie... od czasu wydarzeń na Kings Cross.
— Taki rodzaj naiwności nie wzbudza we mnie zaufania do mojego właściciela — odparł Severus spokojne.
— Nie jestem twoim właścicielem! — warknął Harry gwałtownie, po raz pierwszy od ich ponownego spotkania podnosząc na Severusa głos.
— Oczywiście, że nie — zgodził się Snape z drwiną, czując dziwne zadowolenie, że wreszcie udało mu się doprowadzić Harryego do okazania gniewu. — Dlaczegóżby szlachetny Gryfon miał przyznać, że posiada władzę nad innym człowiekiem? O wiele przyjemniej jest żyć w błogim zaprzeczeniu i myśleć, iż dobre intencje i ciepłe uczucia mają moc, by rozwiązać problem.
Potrząsnął kpiąco głową i odszedł, nawet się za siebie nie oglądając.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now