Substytut

850 69 7
                                    

Następnego ranka, gdy Severus zszedł na dół, Potter już na niego czekał, przygotowując się do wyjścia.
— Nie pójdziesz dzisiaj do Świętego Munga — powiedział spokojnie. — Zabieram cię ze sobą.
— Chcesz, żebym z tobą pracował? — zapytał Snape z namiastką uśmiechu na ustach.
— Poniekąd — odparł Harry, krzywiąc nieprzyjemnie wargi.
Do centrali ministerstwa udali się siecią Fiuu, a stamtąd za pomocą świstoklika przenieśli do Azkabanu. Gdy tylko znaleźli się w dużym pomieszczeniu, Potter rzucił kilka zaklęć. Severus poczuł, że jego ręce zostały związane za plecami, a na nogach pojawiły się kajdanki, przez które mógł poruszać się bardzo powoli, robiąc jedynie małe kroczki.
— Czy to naprawdę konieczne? — zapytał kpiąco. — Cóż takiego mógłbym zrobić, wydrapać sobie stąd drogę na zewnątrz pazurami?
Harry poklepał go po ramieniu, uśmiechając się ironicznie.
— To dla twojego własnego dobra. Mógłbyś się zdenerwować tym, co zobaczysz, a wszyscy wiemy, jaki jesteś popędliwy. Najlepiej będzie, jeśli nie damy ci okazji do zbyt impulsywnej reakcji i do zrobienia czegoś głupiego... Czegoś, za co musiałbym cię ukarać. — Ciemnozielone oczy spoglądały na niego z figlarnym okrucieństwem. — Nie cieszysz się, Severusie?
— Do szaleństwa — odparł Snape sardonicznie.
Przeraźliwy chłód przeniknął jego ciało, sięgając nawet kości, jednak Severus zignorował go i w absolutnej ciszy ruszył za Harrym przez przyćmione korytarze Azkabanu. W końcu zatrzymali się przed masywnymi drzwiami, które otwarli dla nich stojący obok strażnicy. Potter popchnął przez nie Severusa, po czym również wszedł do środka.
Duża, słabo oświetlona cela nie posiadała żadnych mebli, nawet łóżka czy krzesła. Jakiś człowiek, ubrany w cienkie więzienne szaty, stał nieruchomo, przykuty łańcuchami do jednej ze ścian. Jego twarz, zakrywał naciągnięty na głowę kaptur. Mimo to jego sylwetka wydawała się niepokojąco znajoma. Severus wbił w ofiarę przerażone spojrzenie, na przekór wszystkiemu mając nadzieję, że to jednak nie on.
Harry podszedł do więźnia i jednym szybkim ruchem zerwał z niego kaptur.
— Draco — szepnął Snape.
Młody Malfoy uniósł głowę i spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem. Jego bladą twarz pokrywały siniaki i zadrapania.
— Chrzestny ojcze — wymamrotał Draco. — Witaj.
— Co się stało? — zapytał Severus odrętwiale.
Potter uśmiechnął się z satysfakcją.
— Stało się to, że twój chrześniak został aresztowany pod zarzutem usiłowania morderstwa. Którego celem byłem ja. Niestety... — przerwał na chwilę. — Draco trochę się przeliczył.
Severus potrząsnął głową z niedowierzaniem, niezdolny pojąć, jak jego chrześniak dał się namówić na coś takiego. Chłopak, nawet w najbardziej mrocznym okresie życia, nie był w stanie zmusić się do zabicia Dumbledore’a, zamiast tego wybuchając głośnym płaczem...
— To prawda — powiedział Draco z rezygnacją. — Wszystko wyśpiewałem. Wiesz, cudowne właściwości Veritaserum.
Potter roześmiał się wyjątkowo łagodnie.
— Tak, a przy okazji, twoje zeznania bardzo mi się podobały. Były niezwykle zabawne. Teraz najważniejszym pytaniem jest, co z tobą zrobić. Może powinienem dać ci wybór? Co wolisz, Draco, pocałunek dementora czy Cruciatus, dopóki nie postradasz zmysłów?
Blada twarz Malfoya przybrała jeszcze bielszy odcień, przez co rany na skórze stały się wyraźniejsze.
— Potter... proszę...
Harry ponownie się roześmiał.
— Wiesz, zawsze byłeś wyjątkowo dowcipnym chłopcem. Pamiętasz nasz trzeci rok w Hogwarcie? Miałeś świetną zabawę z powodu mojego strachu przed dementorami. — Potter poklepał Draco lekko po policzku. — I kto się boi teraz? — Malfoy wściekle potrząsnął głową. Severus niemal zatrząsł się, widząc na twarzy chrześniaka kompletną panikę. Chłopak pociągnął cicho nosem, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. — Nie chcesz wybierać? — zadrwił Harry. — Zawsze możemy zrobić i jedno, i drugie. Najpierw Cruciatus, aż oszalejesz, następnie pocałunek, a potem jeszcze raz Cruciatus, żeby sprawdzić, jak działa na bezduszną powłokę. Co o tym myślisz, Draco? — Malfoy otworzył usta, jednaka niczego nie powiedział. Z jego ust wyrwało się jedynie zduszone kwilenie. Zadrżał gwałtownie, gdy dłoń Pottera powędrowała po jego torsie, zatrzymując się na brzuchu. — Nie chcesz umrzeć? — zapytał Harry ze złośliwym uśmieszkiem. Draco potrząsnął głową. Jego oddech był ciężki i nierówny. — Wiesz, mogę zmienić zdanie — powiedział Harry chłodno. — Mógłbym zacząć od innych sposobów karania, a potem przejść do Cruciatusa. Na koniec, jestem pewien, będziesz błagał o śmierć.
— Nie! — krzyknął Malfoy rozpaczliwie. — Proszę, nie...
Severus drgnął mimo woli. Nie był zaskoczony, że jego chrześniak w chwili przerażenia błaga o litość, chłopak nigdy nie był typem stoika. Jednak, mimo wszystko, był całkowicie zaskoczony faktem, że Draco w ogóle próbował popełnić morderstwo — politycznie zaangażowany także nigdy nie był. Rozumiał młodego Malfoya dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że nic nie obchodzi go tak mało jak to, kto rządzi czarodziejski światem, o ile on sam i jego rodzina zostaliby zostawieni w spokoju. A jednak teraz byli tutaj...
Dłoń Pottera przesunęła się między nogi Draco i zacisnęła. Malfoy jęknął głośno i zamknął oczy.
— Wiesz, istnieje sposób postępowania, który dość łatwo pozwala zredukować agresję u niebezpiecznych zwierząt. — Harry wykrzywił ironicznie usta, przesuwając palcami po intymnych częściach ciała Draco. — Właśnie tym jesteś, prawda, Malfoy? Małą, żałosną suką, która gryzie, a potem skamle, żeby uniknąć kary.
Draco szarpnął się gwałtownie, nie otwierając oczu.
— Proszę, nie...
— Racja — powiedział Harry stanowczo. — I nie sądzę, żebyśmy potrzebowali eliksiru odrętwiającego, prawda?
Severus walczył ze sobą, aby powstrzymać wymioty, kiedy fala mdłości z jego żołądka uniosła się i osiadła w gardle. Przełknął ślinę, zmuszając się do zachowania spokoju.
— Panie Potter — powiedział bardzo łagodnie. — Mogę porozmawiać z moim chrześniakiem na osobności? Proszę.
Harry skinął głową, w ogóle nie wyglądając na zaskoczonego.
— Oczywiście — powiedział swobodnie. — Nie musisz się śpieszyć.
Zanim Potter wyszedł z celi, jeszcze przez chwilę dotykał dłonią brzucha Draco. W końcu ciężkie drzwi zamknęły się za nim z hukiem.
Pozostawiony sam na sam z Draco, Severus nie wiedział, o co zapytać. Był pewien, że na pomieszczenie nałożono zaklęcie monitorujące, a nie chciał nakłaniać chrześniaka do powiedzenia czegoś, co jeszcze pogorszyłoby jego sytuację.
Malfoy szarpnął się w kajdanach i uśmiechnął żałośnie.
— Pytaj, o co chcesz — powiedział cicho, jak gdyby odgadując myśli Severusa. — W niczym mi już nie zaszkodzisz. Znają prawdę, do ostatniego szczegółu.
— Dlaczego? — szepnął Snape z niedowierzaniem. — Dlaczego coś takiego zrobiłeś?
— A co jeszcze mogłem zrobić? — zapytał Draco z goryczą. — Byłem w Durmstrangu. Śledziłem twój proces. Dowiedziałem się, że zostałeś jego własnością. Nie mam wątpliwości, że nie obchodzi się z tobą przyzwoicie, potrafię poznać Czarnego Pana, gdy go zobaczę. Więc co miałem robić? Nie jestem aż takim głupcem, żeby pojedynkować się z nim, skoro posiada Czarną Różdżkę. Nie zamierzałem również wracać do Anglii, a obserwując jego poczynania przez ostatnie pięć lat zrozumiałem, że wszyscy, którzy znajdą się blisko Pottera, stają się jego marionetkami... Dlatego... doszedłem do wniosku, że zwyczajny, oficjalny list bez adresu zwrotnego, nasączony trucizną, aktywującą się przy kontakcie i absorbowaną przez skórę... — Draco uśmiechnął się z rezygnacją. — Cóż, jak widać nie miałem racji, przepraszam.
Severus potrząsnął głową z absolutną rozpaczą.
— Idiota.
Chrześniak zerknął na niego żałośnie.
— Słuchaj, chodzi o to, że ty i Dumbledore byliście jedynymi osobami, którym naprawdę na mnie zależało. To znaczy rodzice też się o mnie troszczyli, ale... oni zawsze popychali mnie ku ciemności. Wy byliście jedynymi, którzy próbowali mnie od niej ratować. Naprawdę nie doceniałem Dumbledore’a, dopóki nie było za późno. I dlatego... Nie mogłem pozwolić ci skończyć jako zabawka nowego Czarnego Pana.
— Rozumiem — powiedział Severus ponuro. — Po tym, jak włożyliśmy tyle wysiłku, aby uchronić cię przed zostaniem mordercą, postanowiłeś kogoś zamordować, żeby spłacić w stosunku do nas swój dług. Jak myślisz, co się teraz z tobą stanie?
Draco zamknął oczy i z sykiem wypuścił powietrze przez zęby.
— Nie wiem — wymamrotał. — Nie chcę o tym myśleć. Jeszcze nigdy się tak cholernie nie bałem. Gdybym przewidział, że skończę, wybierając między pocałunkiem dementora a Cruciatusem, prawdopodobnie nie próbowałbym... nie próbowałbym nawet cię ratować — dodał gorzko. — Potter ma rację. Naprawdę jestem żałosny.
Powoli, robiąc tak małe kroczki, na jakie pozwalały więzy, Severus podszedł do chłopaka i stanął kilka centymetrów od niego. Związane za plecami nadgarstki sprawiały, że nie mógł nawet pocieszyć chrześniaka, kładąc mu rękę na ramieniu.
Draco szarpnął się w swoich kajdanach, wygiął głowę i lekko oparł czoło o policzek Severusa.
— To pewnie nie znaczy wiele w ustach kogoś takiego jak ja — szepnął żałośnie — ale jesteś dla mnie rodziną. Prawdziwą rodziną. I to był jedyny powód, dla którego to zrobiłem.
Snape westchnął i oparł się pragnieniu, by pocałować chrześniaka w jasne włosy. Gdyby byli obserwowani, nie chciał, aby Harry dowiedział się, jak bardzo jest do chłopaka przywiązany i wykorzystał to potem przeciwko nim obu.
— Posłuchaj, idioto — powiedział szorstko, cofając się. — Postarasz się bardzo, aby nie uczynić swojej sytuacji jeszcze gorszą. I być może, ale tylko być może, przeżyjesz, cały i zdrowy psychicznie.
Malfoy z rozpaczą potrząsnął głową.
— Nie ma szans. Ja już nie żyję, nie widzisz tego? On chce się pobawić swoją ofiarą, zanim ją pożre.
Usta Severusa wygięły się lekko w grymasie szyderstwa.
— Wiem. Ale nie sądzę, żeby to akurat ciebie chciał pożreć.
Odwrócił się i zostawił chrześniaka. Gdy dotarł do drzwi, zawołał Pottera.
Na korytarzu Harry spojrzał na niego ze złośliwym uśmieszkiem.
— W porządku?
— Musimy porozmawiać — rzucił Snape bez ogródek.
Potter posłał mu rozbawione spojrzenie.
— Niech zgadnę. Będziesz błagał o jego życie? A może o zachowanie niektórych części ciała? Albo zdrowego umysłu?
— O wszystko — zgodził się Severus ponuro. — Uwolnij go, a dam ci coś, czego w inny sposób możesz nigdy nie zdobyć.
Potter wyglądał tak, jakby zaraz miał się roześmiać.
— I cóż to takiego?
— Moją uległość — powiedział Severus stanowczo.
Teraz Harry roześmiał mu się prosto w twarz.
— Jesteś nikim. Jesteś ledwie istotą ludzka. Twoja uległość jest bezwartościowa.
Snape nawet nie mrugnął.
— Może. Ale nie zaprzeczysz, że nadal jej chcesz. — Zrobił krok do przodu i patrzył na Pottera nieruchomym spojrzeniem. — Wiem, czego pragniesz — powiedział ze spokojną pewnością siebie. — Chcesz widzieć, jak się czołgam. Chcesz widzieć, jak godzę się na swoje własne poniżenie. Chcesz, abym podporządkowywał się natychmiast, nieważne, jaki wydasz mi rozkaz. Chcesz, żebym akceptował wszystko, cokolwiek powiesz i przyznał, że zasługuję na każde okrucieństwo, z jakim mnie potraktujesz.
Harry wzruszył obojętnie ramionami. Severus nie potrafił powiedzieć, czy gest ów jest udawany czy prawdziwy.
— Cóż, na pewno go nie uwolnię — powiedział. — Obaj o tym wiemy. W ostateczności mogę mu oszczędzić pocałunku czy Cruciatusa. Zostawić jego ciało nietknięte pod względem fizycznym. — Zastanowił się. — Sądzę, że mógłbym też skrócić czas jego pobytu w więzieniu. — Uśmiechnął się lekko. — Odpowiada ci to, Severusie?
Snape kiwnął głową.
— Pięć lat.
— Dwadzieścia — odparł Potter stanowczo. — Kiedy wyjdzie, będzie w twoim wieku. — W jego głosie zabrzmiało coś nieodwołalnego. — Poza tym, długość pobytu w więzieniu nie podlega dyskusji, w tej sprawie niczego nie wynegocjujesz.
— Rozumiem — powiedział Severus niechętnie. — Skąd będę wiedział, że dotrzymujesz słowa?
— Pozwolę ci odwiedzić go od czasu do czasu.
— Raz na tydzień.
— Raz na miesiąc — odparł Harry. — Nie przeciągaj struny. Twoja oferta wcale nie jest tak spektakularna, jak ci się wydaje. Zaledwie interesująca.
— W porządku.
Potter spojrzał na niego z mieszaniną ciekawości i pogardy.
— To ciekawe. Właśnie na tym polega twoja propozycja? Że przyznajesz, iż zasłużyłeś na piekło za to, co zrobiłeś?
Severus gwałtownie przełknął ślinę.
— Tak.
Potter nie odrywał od niego wzroku.
— Będziesz nazywał mnie Panem.
— Dobrze — zgodził się Severus.
— Jeśli będziesz mi się opierał albo mnie zaatakujesz, biorę pod uwagę zerwanie umowy. Twój ulubieniec umrze, a ty będziesz na to patrzył. A potem i tak, bez względu na twój opór, zrobię z tobą to, co chcę. Rozumiesz?
— Tak, rozumiem.
Potter kontynuował z zadowoleniem:
— Żadnego fizycznego sprzeciwu, złośliwych komentarzy, spluwania w twarz. Posłuchasz każdego mojego rozkazu. Natychmiast. Bez wahania. Obojętnie, co to będzie. I nie popełnisz żadnego błędu, bo wtedy skrzywdzę cię, ukarzę i poniżę tak, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. — Severus nie był w stanie niczego powiedzieć, dlatego na potwierdzenie jedynie skinął głową, tylko raz, oddychając z trudem. Potter wydawał się wyczuwać jego niepokój, bo uniósł rękę i koniuszkami palców pogłaskał go po policzku. — A dzięki cudownym właściwościom niewolniczej więzi, mimo tego wszystkiego, oczywiście i tak będziesz mnie kochał — powiedział z rozbawieniem. — Prawda, Severusie?
Bryła w gardle praktycznie uniemożliwiła Snape’owi mówienie. Kiedy w końcu odpowiedział, jego głos zabrzmiał staro i wyczerpanie, jak gdyby należał do kogoś zupełnie innego.
— Wiesz, że tak.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now