Pokój gościnny

697 58 0
                                    

Przez następne dwa tygodnie Severus spędził większość czasu śpiąc w pokoju gościnnym Granger i Weasleya bez zażywania eliksiru bezsennego snu. Jego organizm ponownie otrzymał dużą dawkę naturalnego, głębokiego snu, lecz po trzech latach polegania na miksturze uzależnił się od niej. Bóle związane z odstawieniem eliksiru zaczęły się cztery dni później. Severus budził się sporadycznie, czując mdłości i jednoczesne zimno lub gorąco i dezorientację. Męczące sny również wróciły, ale fizycznie był zbyt wyczerpany, aby się nimi przejmować.
Hermiona cały czas pracowała w domu, obserwując go jak jastrząb, przynosząc różnorodne eliksiry, by załagodzić objawy i rzucając jedno lecznicze zaklęcie po drugim, żeby sprawić, aby poczuł się tak wygodnie, jak to tylko w tych okolicznościach możliwe. Normalnie byłby wściekły, że ktoś widzi go w takim stanie, ale teraz był na to zbyt chory i wyczerpany. Nawet drzwi do swojego pokoju trzymał lekko uchylone, aby Hermiona nie musiała pukać i budzić go za każdym razem, gdy wchodzi, a może po prostu dlatego, że w patrzeniu, jak kobieta pracuje, siedząc cicho przy kuchennym stole, wypełniając jakieś ministerialne dokumenty i rzucając ostrożne spojrzenia w jego kierunku, znajdował dziwne ukojenie.
— Nie powinnaś mi mówić, że to z własnej winy doprowadziłem się do takiego stanu? — warknął do niej.
— Z własnej winy? — szepnęła znużonym głosem. — Byłeś samotny, pozostawiony w jednym domu z psychopatą, a teraz jedynie zaczynasz wracać do zdrowia. Powiedz mi, gdzie tu jest twoja wina?
Severus nie był w stanie sprzeczać się z jej niepewną logiką, więc pogrążył się we śnie.
Gdy później się przebudził, usłyszał głosy.
— Cicho — szepnęła Hermiona. — Pozwól mu spać.
— Rzuć zaklęcie wyciszające — powiedział Neville.
— Nie. To byłoby niegrzeczne. Staraj się obniżyć głos.
— Racja — odezwał się Ron. — Jak on się czuje?
— Śpi — powiedziała Hermiona. — Cicho — powtórzyła.
— Ale co z nim?
Niespodziewanie Hermiona warknęła, tonem bardzo niskim, ale z nietypową dla siebie złośliwością:
— Co się z tobą, Ron, do cholery, dzieje? Możesz przestać pytać? Jeśli interesuje cię, jak on się czuje, to wsadź rękę do miksera i się dowiesz.
— Przepraszam — odparł Ron. — Powiesz mi chociaż, co mu dolega?
— Nie twój interes. Chcesz herbaty? Neville?
— Słuchaj, Miona — zaczął Weasley ze znużeniem. — Zawiodłem go. Wiem, nie musisz mi przypominać.
Hermiona westchnęła i Severus usłyszał, jak wyjmuje coś z szafki.
— Ty go zawiodłeś, Ron? — powiedziała z goryczą. — To nie ty zabrałeś jego świstoklik i uciekłeś, gdy on musiał wrócić do Toma Riddlea.
— Wszyscy go zawiedliśmy. — Głos Nevillea był daleki i zimny. — Ale nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Nie cofniemy czasu.
Hermiona pociągnęła lekko nosem.
— Pijecie herbatę czy nie? — spytała z wyrzutem. — Bo jak nie, to nie robię.
— Ja poproszę — powiedział pojednawczo Neville.
— I ja. Dziękuję, Miona.
Sądząc po dźwiękach, najwidoczniej napełniła filiżanki i usiadła. Reszta poszła jej śladem.
— A gdyby się jednak dało? — zapytała nagle. — Co byś zrobił inaczej?
Filiżanka uderzyła delikatnie o blat stołu.
— Jeśli mógłbym cofnąć się w czasie — zaczął Neville — wiedząc to, co wiem teraz, zabiłbym Harryego Pottera w dniu, w którym zranił dłoń Snapea krwawym piórem.
— Neville! — syknął Ron. — Daj spokój. To nie była wina Harryego, a żyjącego w nim pyłu Toma Riddlea. Harry nigdy o to nie prosił. Zrobił wszystko, co mógł. Zrobił to, czego oczekiwał od niego Dumbledore.
— To nie ma znaczenia — upierał się Neville. — Trzy lata temu, w jednym z momentów, gdy był sobą, powiedział, że lepiej by było, gdyby matka nigdy nie próbowała go ratować i pozwoliła mu umrzeć. Kłóciłem się z nim wtedy, ale... ale po wszystkim, co się od tego czasu wydarzyło, jestem skłonny się z nim zgodzić.
— Neville — odezwał się błagalnie Ron.
— Nie rozumiesz tego — szepnął Longbottom wściekle. — I nigdy nie zrozumiesz. Nie byłeś tam. Nie widziałeś.
— Co widziałeś? — spytała Hermiona drżącym głosem.
— Nie twój interes — warknął Neville.
Zaległa cisza. Jedynym dźwiękiem, jaki ją łamał, był ochrypły oddech Longbottoma.
— Neville — szepnął Weasley.
— Słuchaj, Ron, to już nieważne. Powinienem iść.
— Neville, zaczekaj — powiedziała Hermiona. — Nie wychodź w ten sposób.
— Zostaw mnie w spokoju i martw się o Snapea. To więź, prawda? To przez nią jest chory?
— Nie do końca — odparła Hermiona niejasno. — I... nic więcej nie powiem. Spytaj go sam, kiedy poczuje się lepiej, w porządku?
Neville wydał z siebie krótki, pełen urazy śmiech.
— Cholera jasna, Hermiona, co się z tobą dzieje? Kiedyś nie mogłaś pogodzić się ze zniewoleniem skrzatów, a teraz? Nie jesteś nawet zła, że on jest ograniczony tą perwersyjną, niewolniczą więzią, która uzależnia go od Harryego.
— Próbuję być praktyczna — wyjaśniła przepraszająco. — To nie moja wina, że więź jest trwała. Tak jest i już. Odzyskał wolność prawną i fizyczną, a co do strony magicznej i emocjonalnej, ze wszystkich sił staram się uszanować jego osobisty wybór. Bo to był jego wybór...
— Nieprawda! — szepnął Neville z wściekłością. — W Azkabanie Harry nigdy nie dał mu wyboru! Po prostu go sobie wziął. Jak mebel.
— Wiem i naprawdę próbowałam go powstrzymać! — powiedziała Hermiona cierpliwie. — Oboje próbowaliśmy, Ron i ja. A Dumbledore nie planował, że tak się to potoczy... chciał, aby profesor miał wybór, czy ją reaktywować...
— Jasne — odparł Neville z pogardą. —Twój ukochany Dumbledore jest tym, który zniszczył go jako pierwszy.
— Wtedy to naprawdę była decyzja Snapea. Chciał, aby magiczna moc pomogła mu zostać na właściwej drodze i poprosił o więź, przecież go słyszałeś — powiedziała ze smutkiem. — Nie było to coś, co ja bym poleciła, ale sam wybrał taki rodzaj związku...
— Wybrał? — przerwał jej Longbottom z drwiną. — Widziałaś jego wspomnienia. Popełnił błąd, Hermiono. Jeden pieprzony błąd. Gdy tylko to zrozumiał, przyszedł do jedynego człowieka, któremu ufał, błagając o możliwość naprawienia swojej pomyłki i uratowania kobiety, która była dla niego ważna. I co powiedział Dumbledore? Budzisz we mnie odrazę. Oczywiście, że Snape poprosił o więź. Wyciąłby sobie serce, gdyby to mogło w czymś pomóc. Oto jaki miał wybór.
Zaległa ogłuszająca cisza.
— Neville... wiesz, że zrobiłeś dla niego wszystko, co w twojej mocy? — odezwała się wreszcie Hermiona.
— Ja? — Głos Longbottoma uniósł się nieznacznie. — Ja? Byłem gorszy, niż którykolwiek z nich. Siedziałem i patrzyłem. Uśmiechałem się. Ja się, kurwa, uśmiechałem. Dociera to do ciebie?! — Hermiona syknęła, zmuszając go, aby zniżył głos. — Przepraszam — szepnął skruszony Neville, brzmiąc, jakby brakowało mu powietrza. — Po prostu... przykro mi... Cały czas jestem taki wściekły i nie potrafię się opanować. Chce mi się wrzeszczeć, ale... nie mogę.
— Dlaczego?
— Bo on tego nie zrobił. Był taki cichy. Nie zapłakał, nie krzyknął. Był jedyną ludzką istotą w tamtym domu.
— Nie, nie jedyną — powiedział stanowczo Ron. — Właśnie tak jest, gdy pracujesz jako szpieg. Masz coś, co oświetla ci drogę, gdy pogrążasz się w ciemności. Tym czymś dla Snapea była prawdopodobnie świadomość, że... wiesz. Pracuje dla Dumbledorea. Tak to działa. I nie zawsze możesz po prostu wyciągnąć miecz Gryffindora z tiary. Czasami musisz poczekać, żeby coś zdziałać. Poszedłeś tam, aby go uratować. I uratowałeś. A także, co by to nie było warte, tej nocy uratowałeś też mojego brata. Znokautowanie go i zostawienie na zapleczu sklepu było najlepszą rzeczą, jaką ktokolwiek dla niego zrobił w całym jego życiu.
— Wiesz co, Ron, w tej chwili gówno mnie twój brat obchodzi — warknął Longbottom z goryczą. — Muszę iść.
— Nie — sprzeciwiła się łagodnie Hermiona. — Zostań i posłuchaj, proszę.
— Czego? — spytał Neville nieznacznie miększym głosem.
— Cierpisz na zespół stresu pourazowego. Powinieneś spotkać się ze specjalistą.
— Nie, dziękuję.
— Neville, proszę... Koniecznie tego potrzebujesz. Przeszedłeś bardzo wiele przez ostatnie osiem lat. Harry prawie wysłał cię do Azkabanu, gdy próbowałeś opublikować ten artykuł o Snapie... Straciłeś przez to pracę jako dziennikarz... Potem odeszła Luna, a na koniec to właśnie ty byłeś jedyną osobą zdolną wyciągnąć profesora z Doliny Godryka, gdy tylko działo się coś złego... Widziałeś rzeczy, które nigdy nie powinny się zdarzyć... Byłeś Strażnikiem Tajemnicy Ginny, o czym nikt nie miał pojęcia... Trafiłeś do Azkabanu nie wiedząc, czy kiedykolwiek wyjdziesz... A potem, gdy wszystko się skończyło, znowu straciłeś Lunę. Neville... to zbyt wiele do zniesienia dla jednego człowieka.
— Nic mi nie jest — powiedział Longbottom z zakłopotaniem. — Nie jest tak źle. Słuchajcie. Przykro mi, że was zaniepokoiłem. Naprawdę nie chciałem. To tylko zmęczenie. — Wszyscy umilkli. Severus cicho i powoli uniósł się z łóżka i podszedł do drzwi. Przez niewielką szparę spojrzał na salon i widoczną za nim otwartą kuchnię. Neville, pochylony do przodu, siedział na krześle z łokciami opartymi o kolana. Ron i Hermiona stali obok i obejmowali go. — Przepraszam — szepnął Longbottom jeszcze raz. — Naprawdę przepraszam.
Wstał i uwolnił się z ramion przyjaciół.
— Och, Neville, daj spokój — odezwała się Hermiona. — Nie powiedziałeś niczego złego. A nawet jeśli, nie musisz przepraszać. Nasze uczucia nie są aż tak kruche, wiemy, kim dla ciebie jesteśmy. Jednak... — upierała się łagodnie — nadal twierdzę, że powinieneś zobaczyć się ze specjalistą.
— Po co? — spytał Neville z nagłym spokojem, w końcu ruszając do wyjścia. — Czy specjalista potrafi cofnąć czas?

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now