Trwałość pamięci

523 31 0
                                    

Gdy Severus obudził się następnego ranka, promienie słońca wlewały się do pokoju, atakując wzrok nawet przez szczelnie zaciśnięte powieki. Wstał i ubrał się z małym uśmiechem, świadomy ruchów i dźwięków dobiegających zza drzwi. W kuchni ktoś, najpewniej Harry, przyrządzał śniadanie. Z piętra dochodziły dziecięce głosy, a Hermiona mówiła coś, ale tak cicho, że nie dało się odróżnić słów.
Kiedy wszedł do salonu, Ron wstał, aby go przywitać.
— Dzień dobry — powiedział i podał mu najświeższe wydanie „Proroka Codziennego. — Przeczytaj.
Severus spojrzał na nagłówki na pierwszej stronie: „RADA BEZPIECZEŃSTWA ARESZTOWANA, „SPISEK UJAWNIONY. Roześmiał się zupełnie radośnie i potrząsnął głową, nie kłopocząc się nawet czytaniem artykułów.
— Śniadanie gotowe — oznajmił Harry, a swąd spalonych tostów rozszedł się po całym domu. — Och... och...
— Zjem z przyjemnością — powiedział szybko Weasley.
— Tak szczerze, Ron, jest coś, czego byś nie zjadł ? — zażartował Harry.
— A tak szczerze, Harry, jest coś, czego byś nie spalił ? — odparował Ron, wchodząc do kuchni i odpychając Harryego na bok.
— No cóż, raczej nie jestem domatorem — powiedział Harry bez śladu skruchy w głosie. — Ale się staram, czy to się nie liczy?
Severus uśmiechnął się z zadowoleniem, słuchając, jak dwaj starzy przyjaciele sprzeczają się tak beztrosko.
Kilka minut później z piętra zeszła Hermiona z Alem i Hugonem.
— Dzień dobry wszystkim — powiedziała radośnie.
— Dzień dobry — powtórzył Snape spokojnie. Stojący u podnóża schodów Al zamarł na dźwięk głosu i wbił wzrok w jego twarz.
— Wszystko w porządku, kochanie — odezwała się delikatnie Hermiona, ściskając ramię Ala. — Nie bój się. Tutaj są tylko przyjaciele i rodzina.
Chłopiec pokręcił głową i uwolnił się z jej uścisku, ani na moment nie spuszczając wzroku z Severusa. Snape wstał i spróbował wymknąć się do pokoju gościnnego, jednak Al dostrzegł jego ruch i wydał z siebie krótki szloch, a potem pobiegł, wpadł na Hugona i ukrył twarz w jego ramieniu.
Hugo objął Ala, rzucił Severusowi przepraszające spojrzenie i poprowadził kuzyna po schodach na górę.
— Wybacz — rzucił Harry, przecisnął się obok Rona i także ruszył w kierunku schodów. — Porozmawiam z nim. Zacznijcie bez nas.
— Oczywiście — powiedziała Hermiona z odważnym uśmiechem i skinęła głową na Severusa. — Chodźmy. Musisz być głodny.
Severus przytaknął z roztargnieniem, po czym poszedł do kuchni i usiadł przy stole. Hugo dołączył do niego minutę później i bez skrępowania oderwał kawałek tosta z jego talerza.
— Hugo, zachowuj się — skarciła go Hermiona odruchowo.
— Ale on lubi, kiedy mu przeszkadzam — odparł Hugo szybko. — Ma wtedy pretekst, żeby groźnie spoglądać!
Hermiona pokręciła głową z rezygnacją, podczas gdy Ron zakrył usta, trzęsąc się ze śmiechu. Severus jednak ledwie wykrzywił wargi. Nie był w stanie myśleć o niczym innym niż wyrazie czystego przerażenia na twarzy Ala.
Po kilku minutach Harry wszedł do kuchni, uśmiechnął się lekko do Severusa i wziął talerz z jedzeniem.
— Nakarmię go — powiedział od razu. — Wybaczcie. Pewnie trochę mi to zajmie. — Severus zdołał się zmobilizować na tyle, aby skinąć mu głową. Harry pochylił się i pocałował go w policzek. — Nie martw się — dodał. — Jakoś się dogadamy.
— Jak? — mruknął Snape. I nie do końca było to pytanie.
— Nie mam pojęcia — przyznał Harry. — Ale coś wymyślimy.

Przez kolejne dwa dni Harry wykonał kilka iście ślizgońskich manewrów, żeby Severus i Al w ogóle nie musieli wchodzić sobie w drogę. Wydawało się to zadaniem żmudnym i skomplikowanym, ale Harry poradził sobie znakomicie, nie tracąc przy tym swojego entuzjazmu.
Severus z kolei większość czasu spędzał w pokoju gościnnym i kiedy nie było z nim Harryego, grał z Hugonem w szachy.
— Dlaczego Al cię nie lubi? — zapytał Hugo. — Czy on jest taki, jak kiedyś był Harry?
— Nie sądzę — odparł Snape szczerze. — Ale wydaje mi się, że coś w nim pamięta wydarzenia z przeszłości.
— Och — mruknął Hugo. — Czemu nie może po prostu o tym zapomnieć?
— Takie rzeczy wymagają czasu — powiedział Severus cicho. — Wspomnienia bywają bardzo trwałe.
Hugo przytaknął ruchem głowy.
— Pamiętam pewne wydarzenia — szepnął, patrząc na szachownicę. — Jak mama przyszła ze świstoklikiem, aby uratować mnie od Jordanów — wyjawił szczerze. — Mama i tata wyjaśnili, że to nie była wina Lee, ale do tej pory go nie lubię.
Severus przytaknął z roztargnieniem, aby potwierdzić słowa chłopca i skupił się na grze.
W sumie dni upływały całkiem znośnie. Nocami, gdy Harry wsuwał się za nim do łóżka, tylko jego szaleńczy uścisk ramion zdradzał niepokój. Od czasu do czasu ciszę domu rozdzierał krzyk dziecka, a wtedy Harry wstawał i szeptał: „Zaraz wracam, po czym wychodził, aby zająć się Alem.
Trzeciej nocy Severus na pół śpiąc usłyszał, jak Harry spaceruje po salonie, po czym opada na kanapę ze znużonym westchnieniem. Chwilę później rozległ się odgłos czyichś kroków.
— Wszystko w porządku, Harry? — zapytała Hermiona łagodnie.
— Tak, jasne — odparł Harry obojętnie. — I będzie lepiej.
— Ale nie od razu — mruknęła Hermiona. — Chcesz herbaty?
— Nie, nie chcę żadnej cholernej herbaty — warknął Harry, ale zaraz się uspokoił. — Przepraszam. Chyba jestem bardziej nerwowy niż zwykle.
— To zrozumiałe. Rozmawiałeś już z Severusem?
— Nie — wymamrotał Harry.
— Musisz to zrobić — poradziła Hermiona rozsądnie. — Założę się, że cała sytuacja jego także martwi.
— Chyba celowo się ociągam — wyznał Harry nieśmiało.
— Nie powinieneś — ciągnęła Hermiona wytrwale. — Według mnie zupełnie jasne jest, że Severus i Al na razie nie mogą mieszkać w tym samym domu i...
— Wiem! — przerwał jej Harry. — Wiem.
— Mogę coś zasugerować? — spytała Hermiona cicho.
— Oczywiście.
— Zabierz Severusa na obiad do miasta i kilka godzin spędźcie sami, tylko ty i on. Porozmawiajcie. Obaj poczujecie się przez to lepiej.
— Na pewno — zgodził się z nią Harry.
— Gdy będziecie rozmawiać, poproś go...
— Zapomnij! — syknął Harry. — Nie będę go prosił o coś takiego. To zbyt wiele.
— Nie sądzę, żeby twoja prośba zdenerwowała go tak bardzo, jak ci się wydaje. — Łagodny głos Hermiony brzmiał smutno. — On kocha swój dom na Spinners End. Wiąże z nim wiele dobrych wspomnień. Być może będzie tam bardziej odprężony niż gdziekolwiek indziej...
— Odprężony? — powtórzył Harry z goryczą. — Wiesz, Hermiono, zachowujesz się, jakbyś wszystko wiedziała, ale o pewnych sprawach naprawdę nie masz pojęcia.
— Idź się przespać, Harry — powiedziała Hermiona delikatnie. — I, na miłość boską, zapytaj go. Zapewniam cię, że się nie zdenerwuje. Severus jest częścią także mojej rodziny i znam go lepiej, niż myślisz.
Minutę później Hermiona poszła na górę, a Harry wrócił do pokoju gościnnego i wsunął się do łóżka.
— Śpisz? — zapytał. Severus nie odpowiedział, jedynie objął go ramieniem i przyciągnął bliżej. — Kocham cię — szepnął mu Harry do ucha.
— Wiem — odparł Severus, ściskając go mocniej. — Wiem.
Harry zasnął niemal natychmiast, on jednak leżał przebudzony. Co dziwne, poczuł się znowu samotny.
Nigdy sobie nawet nie wyobrażał, że może być tak kompletnie sam w domu swoich przyjaciół, z człowiekiem, który go kochał, w jego ramionach. Jednak fakty przemawiały głośniej niż słowa, głośniej niż heroiczne, lekkomyślne działania i tym razem głośniej niż miłość. Wiedział, że Harry go kocha, ale on i Al nie mogli mieszkać razem. Harry najwyraźniej nie chciał poprosić go, aby wrócił na Spinners End... bo Harry uważał, że nie ma prawa prosić go o cokolwiek. I Severus nie miał zamiaru dopuścić, aby prosił. Harry musiał dokonać wyboru trudniejszego niż kiedykolwiek, a on nie chciał, aby czuł się winny za to, co zrobić musi. Kochanek czy syn? Wybór nie istniał — dobro dzieci zawsze było najważniejsze.
Najmniejsza rzecz, którą sam mógł zrobić, to ułatwić mu podjęcie decyzji. I nie chciał z tym czekać. Wstał cicho i przycisnął usta do czoła Harryego, ocierając wargi o postrzępioną bliznę. Nawet we śnie Harry uśmiechnął się, czując dotyk.
— Ja też cię kocham — szepnął Severus łagodnie w ciemność.
Zupełnie bezgłośnie przeniósł się siecią Fiuu na wyspę.
Na miejscu, w chatce, spakowanie swoich rzeczy i zmniejszenie ich do odpowiednich rozmiarów nie zajęło mu więcej niż pół godziny. Gdy miał to już za sobą, poszedł na spacer na łąkę w pobliżu lasku, który zajmowały bazyliszki.
Słońce stało już wysoko na niebie, a miękki szum drzew poinformował go o obecności zwierząt. Usiadł na trawie i czekał, aż się pokażą. Kilka minut później jeden z bazyliszków wyszedł z lasu. Severus od razu poznał, że to przywódca grupy. Przez chwilę patrzyli na siebie w ostrożnym milczeniu, po czym stworzenie podeszło bliżej, drgającym ogonem zdradzając swoje zdenerwowanie.
Stali teraz oko w oko, patrząc na siebie uważnie. Bazyliszek syknął coś w wężomowie.
— Nie rozumiem, co mówisz — powiedział Severus. — Jednak jeśli się boisz, że cię stąd zabiorę, proszę, nie lękaj się. To jest twój dom. Już nigdy nie skażę cię na cierpienie związane z ponownym przesiedleniem.
Bazyliszek najwidoczniej go zrozumiał, bo zbliżył się i oparł głowę na jego kolanach. Severus pogłaskał go delikatnie, na co stworzenie wydało z siebie miękki, gruchający odgłos, który brzmiał niemal jak mruczenie.
— Nie wiem, czy wrócę — ciągnął Severus, zastanawiając się, czy bazyliszek nadaj pojmuje, co do niego mówi. — Gdybym ciągle chciał stać się częścią komercyjnej produkcji Remusinu, musiałbym przenieść cię jeszcze gdzieś indziej — wyjaśnił. — Ale szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Całkowicie. Jeśli o mnie chodzi, ktoś inny może zebrać wasz jad i pławić się w chwale odkrycia lekarstwa dla wilkołaków. Wszystko, czego chcę, to upewnić się, że masz dom.
Niespodziewanie bazyliszek uniósł głowę i spojrzał na niego jasnymi, skupionymi oczami. Pełen oburzenia krzyk wyrwał się z jego dzioba, po czym uciekł, machaniem skrzydeł wywołując fale na powierzchni wysokich traw.
Severus w milczeniu skinął mu na pożegnanie głową, wrócił do chaty i już bez dalszej zwłoki udał się na Spinners End.

Jego stary dom, na tak długo opuszczony i zaniedbany, powitał go dobrze znanym komfortem samotności. Trochę czasu zajęło Severusowi rozpakowanie bagażu i bardzo staranne poukładanie książek na półkach. Gdy już się z tym uporał, wędrował po pomieszczeniach bez celu. Hermiona miała rację, pomyślał. To było miejsce, do którego był przyzwyczajony, do którego należał, nie należąc do nikogo innego.
Tu nigdy nic złego mu się nie stało.
Tutaj żył, a życie, wbrew wszystkiemu, po prostu upływa.
Mimo to cierpiał, bardziej niż kiedykolwiek sobie wyobrażał, że to możliwe. W ciągu ostatnich lat bał się, że Harryego w pewnym momencie znuży intensywność ich związku, że się nim zmęczy, że zechce się rozstać... jednak nigdy nawet mu do głowy nie przyszło, że coś takiego może się wydarzyć, bo uratował jego syna... To nieuczciwe, pomyślał z niemal dziecinnym rozdrażnieniem, jednocześnie karcąc się za przywiązanie do złudzeń, iż życie w jakikolwiek sposób powinno być sprawiedliwe.
Jego bezmyślne spojrzenie spoczęło na leżących na stole szachach. Jak wiele razy grał w nie z Hugonem w ciągu ostatnich pięciu lat? Ile rozmów odbył z Hermioną i Ronem właśnie tu, w tym domu? Sądził, że ci młodzi ludzie, którzy związali z nim swoje życie, w jakiś sposób stali się rodziną. Ale był w błędzie.
Nie miał rodziny. Jedynie przyjaciół, osoby, które co prawda troszczyły się o niego, ale na koniec obowiązki oraz więzy krwi i ciała zawsze odnosiły zwycięstwo nad źle pojmowanymi długami życia i nad pozostałościami utwierdzonymi wspólnym doświadczeniem ciężkiej walki o przeżycie.
Znajomy ból dobrowolnie narzuconej sobie izolacji spłynął na niego momentalnie, Severus pogrążył się w nim, witając jak starego przyjaciela, który wiernie czekał na niego w domu.
Przygasił światła i poszedł do łóżka. Jeszcze przez długi czas nie mógł zasnąć, leżąc w ciemności, otoczony wyłącznie własnymi wspomnieniami. Wspomnieniami bólu, wspomnieniami przyjaźni, wspomnieniami miłości i samotności — każde z nich przepływało przez niego, stając się oczywistym i dobrze znanym.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now