Mroczna noc

1K 74 1
                                    

Sobota minęła spokojnie i bez zakłóceń. Harry spał do wczesnego popołudnia, a potem ponownie udał się na dworzec. Wrócił bardzo późno i poszedł prosto do łóżka, nie odzywając się do Severusa nawet słowem.
W niedzielę Potter także poszedł na King’s Cross, ale w domu pojawił się o przyzwoitej godzinie. Gdy tylko usiadł do kolacji, zabrzmiał dzwonek, więc wstał, aby otworzyć drzwi.
W wysokim mężczyźnie o nieznacznie okrągłej twarzy, który wszedł do pokoju, Severus z trudem rozpoznał Neville’a Longbottoma.
Harry poprosił, aby gość do nich dołączył, co Neville zrobił, przyglądając się swemu byłemu profesorowi z ostrożnością i strachem. Snape wykonał ruch, jak gdyby chciał wstać i wyjść, ale Potter potrząsnął lekko głową na znak protestu. Zjedli razem, podczas gdy Harry i Neville rozmawiali o jakichś zagadnieniach związanych z pracą, o narzekaniach Hermiony na temat nieludzkiego aspektu trzymania dementorów jako strażników w Azkabanie, próbach Longbottoma udoskonalenia Eliksiru Wielosokowego i zbliżającej się emeryturze Minerwy McGonagall.
Gdy skończyli kolację, Potter sprzątnął ze stołu. Longbottom ponownie rzucił Severusowi zalęknione spojrzenie, lekko się przy tym rumieniąc.
— Co? — zapytał Potter.
— To niemożliwe. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom, kiedy się o tym dowiedziałem — odparł Neville. — Na początku myślałem, że to jeden z głupich żartów George’a. Mam na myśli... to prawda?
— Prawda — odpowiedział Harry z nutką przechwałki w głosie. — Neville, co ci chodzi po głowie? — Longbottom wymamrotał coś pod nosem. — No dawaj, stary. Znamy się wystarczająco dobrze. Chcesz czegoś, prawda? — drażnił się z nim.
Neville wydał z siebie zakłopotane westchnienie.
— Mógłbym wykorzystać go do pomocy — mruknął niechętnie.
Potter obserwował go rozbawionym wzrokiem.
— Słucham?
Longbottom posłał mu urażone spojrzenie.
— Wiesz, o co mi chodzi. Minęło już sporo czasu, odkąd... udało mi się... dokonać przełomu w laboratorium. Mam na myśli...
— Neville, nigdy nie dokonałeś żadnego przełomowego odkrycia — powiedział Harry otwarcie i trochę niecierpliwie. — Twoje badania na temat ziołolecznictwa i eliksirów uzdrawiających zawsze były, w najlepszym razie, przeciętne.
— Wcale tak nie uważam — odparł Longbottom cicho. — Znam się na tym, co robię i uważam, że jestem błyskotliwy, po prostu ostatnio brakowało mi świeżych pomysłów lub intuicji. Z drugiej strony Hermiona — kontynuował z niesmakiem — wymyśla coś nowego każdego tygodnia... W tym tempie jej zespół dostanie nagrodę Srebrnego Krzyża zanim mój zdąży powiedzieć Waddawazi*.
Harry roześmiał się głośno z wyraźnym zadowoleniem.
— Neville... cholera, stroisz sobie ze mnie żarty. Ona poświęca badaniom półtorej dnia na tydzień, resztę czasu zabiera jej praca administracyjna. A ty ciągle nie możesz jej przegonić?
Longbottom zaklął pod nosem.
— Nie musisz tego powtarzać, Harry — wymamrotał. — Nie mam pojęcia, jak ona to robi. Wiem tylko, że choć raz chciałbym wygrać.
— I dlatego chcesz pożyczyć tłustowłosego gnojka, tak? — prychnął Potter. — Wykorzystać jego pomysły i umiejętności, aby pomogły w rywalizacji z zespołem Hermiony, bez przyznawania mu jakichkolwiek zasług? Jestem pod wrażeniem, Neville, to prawie... ślizgońskie.
— Zrozum, Harry — prosił Longbottom cicho i z desperacją. — Znamy się juz tak długo, ty i ja. Proszę. Co ci się stanie, jeśli on mi trochę pomoże? Chcę jedynie odrobinę wyrównać szanse. A poza tym... naprawdę chcesz, żeby całymi dniami siedział w Dolinie Godryka, przeglądając rodzinne albumy, kiedy ciebie nie ma?
Słowa te oczywiście poruszyły wrażliwą strunę, ponieważ Harry roześmiał się niewesoło.
— Zdecydowanie potrafisz właściwie argumentować, Neville. Więc dobrze. Zabierz go jutro o szóstej rano.
Longbottom zadrżał, słysząc propozycję.
— Harry, ja i pojęcie „szósta rano” nie zgadzamy się ze sobą już z samej zasady.
Potter prychnął śmiechem.
— Neville, jesteś takim leniwym gnojkiem. Nic dziwnego, że nie robisz postępów w badaniach. W każdym razie, w porządku. Hermiona i tak działa mi na nerwy, więc nie miałbym nic przeciwko zobaczeniu jej upokorzonej. Cóż... pożycz go, niech ci pomoże. Gwarantuję, że dobrze się spisze.
Severus słuchał całej rozmowy ze spokojem, skrywającym całe pokłady gotującej się w nim cichej furii. Czuł, jak żyła w pobliżu prawej skroni zaczyna mu pulsować, co działo się zawsze, gdy jego gniew znajdował się na granicy wybuchu. W głębi serca modlił się o szansę opuszczenia Doliny Godryka i robienia w ciągu dnia czegokolwiek innego, a dawana mu teraz możliwość była dobra jak każda inna. Rozumiał jednak, że... sam pomysł pomagania komuś, kto jest najwidoczniej zupełnie przeciętny, leniwy i pozbawiony skrupułów, i działać tym samym przeciw jednemu z dwóch ludzi na całym świecie, którzy mu wierzyli i go popierali, może okazać się nie do zniesienia. Nie, że miał zamiar poświęcić temu zadaniu dużo wysiłku, jednak mimo to sama sugestia napawała go obrzydzeniem. A słysząc, że Harry mówi o Hermionie Granger z niespodziewaną pogardą, jego wstręt się tylko potęgował.
Rzucił Longbottomowi szybkie, nieprzyjazne spojrzenie. Młody mężczyzna wyglądał, jakby właśnie miał zemdleć. Potter zauważył to i warknął z wściekłością:
— Och, do kurwy nędzy, Neville, dorośnij! Szkoła się skończyła i nie musisz już dla dodania sobie odwagi ubierać Snape’a w wyobraźni w szaty swojej babci.
Severus nie miał pojęcia, czym owa wizja była, ale nie miał zamiaru pytać.
Niedługo później Longbottom, wyglądając na bardziej słabego niż kiedykolwiek, opuścił ich mieszkanie.
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Harry podszedł i stanął blisko, górując nad ciągle siedzącym przy stole Severusem.
— Widziałem to spojrzenie — poinformował spokojnie. — Uważasz, że jesteśmy odrażający. Myślisz, że nasze zachowanie jest... nieetyczne... — rozważał kpiącym tonem.
Snape wzruszył ramionami.
— To, co myślę, nie jest szczególnie ważne — powiedział cicho. — Istotne jest, co pan Longbottom będzie sądził o sobie za pięć lat, opowiadając własnym dzieciom o nagrodzie Srebrnego Krzyża.
A potem nagle, zanim Severus miał szansę wstać, poczuł na sobie zaklęcie unieruchamiające go na krześle. Potter szybko i bezceremonialnie złapał je za oparcie i razem z Severusem pchnął w stronę stołu.
— Uważasz, że twoja pozycja uprawnia cię do wydawania moralnych osądów? — dopytywał się Harry. — Chyba zapomniałeś, kim jesteś. Myślę, że to najwyższy czas, aby ci przypomnieć.
Wyszedł na chwilę, a gdy wrócił, niósł ze sobą niesamowicie długi kawałek pergaminu i nieco znajomo wyglądające pióro. Severus patrzył na nie, rejestrując brak atramentu i jego warga z własnej woli zwinęła się szyderczo.
— Krwawe Pióro, panie Potter? — zapytał, unosząc brew. — Mam tylko jedno pytanie: dlaczego zabrało ci to tyle czasu?
Harry wyciągnął rękę w stronę twarzy Severusa i uniósł mu podbródek.
— Dziwne. Prawie zacząłem ci współczuć. Do dzisiaj.
— Cóż, nie mogę nawet wyrazić, jak bardzo się cieszę, że wrócił ci zdrowy rozsądek — powiedział Severus kpiąco.
Potter uderzył go w twarz, szybko, mocno i niespodziewanie.
— Pozwól, że przypomnę ci, czym jesteś — odezwał się łagodnie. — Jesteś zdrajcą. Mordercą. I tchórzem. Jesteś tchórzem, ponieważ spędziłeś całe swoje życie lawirując pomiędzy ciemną i jasną stroną, przekonując obie o swojej lojalności po to, aby ochronić własny tyłek bez względu na to, która z nich wygra. Jesteś mordercą, ponieważ rzuciłeś zaklęcie uśmiercające na człowieka, który cię kochał. I jesteś zdrajcą, ponieważ podczas gdy Dumbledore ufał ci wystarczająco, aby pozwolić wejść na teren szkoły, to pierwszą rzeczą, którą zrobiłeś, było przekazanie Czarnemu Panu podsłuchanego proroctwa, bez żadnego niezdecydowania czy wątpliwości. — Potter skrzyżował ramiona na piersi i patrzył na Severusa, nawet nie mrugając. — Wiem także, kiedy to się wydarzyło — ciągnął spokojnym głosem. — Wiem, kiedy nas zdradziłeś. Halloween wydaje się być twoim szczęśliwym dniem, Severusie. I to jest dokładnie to, co chcę, abyś napisał. Datę twojej zdrady. Wigilia Wszystkich Świętych roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego dziewiątego. Napiszesz to w takiej formie.
Severus uniósł na niego wzrok, niespodziewanie uświadamiając sobie, że jego determinacja, by zaprotestować i walczyć, zniknęła bez śladu. Po raz kolejny musiał skłonić głowę przed mrocznym poczuciem sprawiedliwości Harry’ego Pottera. W świetle tego, co zdarzyło się trzydziestego pierwszego października i patrząc na konsekwencje owych wydarzeń, kara nie była ani nieuczciwa, ani szczególnie okrutna. Severus jeszcze raz zrozumiał, że jego duma i arogancja ustąpiły miejsca całkowitemu i kompletnemu obrzydzeniu do samego siebie, które to stanowiło jego spuściznę przez ostatnie dwie i pół dekady.
Harry przyglądał się jego twarzy z uwagą. Widząc zmianę w jej wyrazie, rzucił zaklęcie usuwające więzy z prawej ręki Severusa.
— Pisz — powiedział. — Zajmie ci to całą noc, oczywiście, ale jest tego warte. Tysiąc wersów powinno przynieść pożądany skutek, o ile dobrze pamiętam. Może to w końcu pomoże ci zapamiętać, kim jesteś, co zrobiłeś i czy masz choć najmniejsze prawo do osądzania innych.
— Być może — odparł Severus obojętnie.
Dotknął piórem pergaminu i napisał:

Wigilia Wszystkich Świętych. Tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty dziewiąty.

Gdy tylko skończył, skóra na jego prawej ręce pękła z przeraźliwie ostrym uczuciem pieczenia. Severus z fascynacją patrzył na rozcięcie, które po chwili zaczęło się zasklepiać i uzdrawiać, pozostawiając po sobie ledwie widoczny zarys tekstu. Automatycznie zacisnął pięść dookoła pióra, bez wydawania z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Stojący obok Potter zaśmiał się cicho.
Severus nie uraczył go ani jednym spojrzeniem. Kontynuował pisanie, a rana na jego ręce otwierała się i uzdrawiała nieustannie, za każdym razem pozostawiając po sobie tylko nieznacznie wyraźniejszą bliznę. Jednak od tego momentu Severus już nie zaciskał pięści i nie przygryzał wargi, nie pozwalał sobie nawet na poruszanie mięśniami twarzy, mogącymi wyrazić jakikolwiek ból.
Harry przyglądał mu się przez około godzinę, nie odrywając od niego oczu i uśmiechając się lekko.
— Dobranoc, Severusie — powiedział w końcu, wstając od stołu. — Kontynuuj. Nie rób zbyt wielu przerw. Gdy nastanie ranek, chcę zobaczyć tysiąc napisanych wersów i trwały ślad na twojej ręce.
Po tych słowach poszedł do łóżka, zostawiając Snape’a unieruchomionego na krześle, z wolną jedynie prawą ręką.
Zapadł zmrok. Severus ciągle był sam, skrępowany, z niczym poza piórem, pergaminem, tańczącym w kominku ogniem i wspomnieniami.
Godziny mijały, a on ciągle pisał.
Pisał bez wahania, bez przerw, prawie urzeczony swoją werwą. W końcu nie był już pewien, kto wymierza karę, czy był to Harry Potter, czy to on sam karał siebie w sposób, który ostatecznie stanowił coś więcej niż pogardę do samego siebie. Czuł, jak krew spływa po jego ręce, plamiąc pergamin i stół, ale doznanie to nie zniechęciło go ani trochę. Stare wspomnienia wypływały na powierzchnię i pochłaniały go, odcinając od bólu i całkowitej bezradności wobec obecnej sytuacji.
Tej nocy przypomniał sobie wszystko bardzo dokładnie. Przypomniał sobie wezwanie Mrocznego Znaku, szarpnięcia i pragnienia, wlewające się za jego pośrednictwem wprost do umysłu, czego Severus, w najlepszym przypadku, był jedynie na wpół świadomy. Przypomniał sobie, jak usłyszał słowa proroctwa i po prostu wiedział, że musi te wiadomości przekazać... które wtedy wydawały się dość nieszkodliwe, ale jednak dostatecznie dramatyczne, aby zasłużyć na wspomnienie o nich Czarnemu Panu. Myśl, aby trzymać usta zamknięte, nawet mu wtedy nie przyszła do głowy. Skrawek informacji zdradzony w chwili bezmyślności i całe życie spędzone w żalu.
Być może, mimo wszystko, naprawdę umarłem od ukąszenia Nagini, pomyślał leniwie. Być może znalazł się w piekle, a Harry Potter, nieustannie zmuszający go do płacenia za zbrodnie i kpiący z niego, gdy to robił, stanowił jedynie wytwór jego wyobraźni.
Gdy nastał ranek, Harry zszedł na dół i zbadał jego pokrwawioną rękę.
— Dobra robota — powiedział z udawaną powagą. Rzucił kilka zaklęć czyszczących, przez co krew zniknęła ze stołu, a nawet ze skóry Severusa. Pozostała jedynie świeżo uzdrowiona blizna, świadectwo zdrady, która miała miejsce prawie ćwierć wieku temu.
Gdy Potter usunął więzy, Severus poruszył się i... został nagrodzony eksplozją bólu w szyi i ramionach. Zadrżał nieznacznie, po czym wstał i rozciągnął się, na co jego plecy i ręce zaprotestowały gwałtownie. Był zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, tak zmęczony, że mógłby spać cały dzień, a prawdopodobnie i to by nie wystarczyło.
Potter rzucił mu chłodne spojrzenie.
— Umyj się i przygotuj do wyjścia. Dzisiaj będziesz pracował dla swojego drugiego z kolei najmniej ulubionego ucznia. Przypuszczam, iż jeśli Neville ma choć trochę odwagi, za emocjonalne nadużycia, jakich dzięki tobie doświadczył, ukaże cię czymś więcej niż tylko uderzeniami linijką po ręce.

* zniekształcona forma zaklęcia Waddiwasi, którym odtyka się zaklejone dziury

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now