Rozrachunek

484 34 1
                                    


Gdy Severus przekroczył wejście do budynku Ministerstwa Magii, zaskoczyło go dziwne doznanie. Trwało tylko ułamek sekundy, ale było niespodziewanie ostre, z braku lepszych słów mógłby je porównać do niewidzialnego skalpela, który przebiegł po wszystkich jego starych bliznach i zranieniach. Kolejną sekundę zajęło mu zrozumienie, co się stało: czar maskujący został zdjęty, wystawiając tatuaże na ręce i czole na widok publiczny.
Nawet nie zwolnił kroku, jednak idący obok Harry i Hermiona zatrzymali się na chwilę.
— Powinnam o tym pomyśleć — szepnęła Hermiona. — Urzędnicy stają się ostatnio coraz bardziej paranoidalni. Teraz nie można wejść do żadnego budynku mając na sobie jakiekolwiek zaklęcie... Prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa.
— To nie ma znaczenia — odparł Severus z roztargnieniem. Harry przyglądał mu się z jawnym lękiem, jak gdyby spodziewał się, że Snape zaraz zwinie się na podłodze, nie mogąc unieść ciężaru wspomnień. Pokonując chęć warknięcia na Harry'ego, Severus po prostu położył mu dłoń na ramieniu i szepnął:
— Harry, nie teraz. Skup się, proszę.
Potter kiwnął na zgodę głową i już po chwili wchodzili razem na salę sądową. Jak się okazało, przesłuchanie było zamknięte dla widowni. Severus zbadał wzrokiem pomieszczenie, rozpoznając członków Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów oraz stojącego od niedawna na jego czele Amosa Diggoryego.
W samym środku sali, na krześle oskarżonego, siedział Neville otoczony ze wszystkich stron przez strażników. Uniósł lekko głowę i uśmiechnął się do Severusa, jednak zaraz jego twarz ponownie przybrała pusty wyraz.
— Zaczynajmy — ogłosił Diggory, gdy cała czwórka zajęła miejsca. — Panie Longbottom, aby wszystko było jasne, to nie jest jeszcze rozprawa sądowa. Na razie tylko pana przesłuchujemy, aby zdecydować, czy istnieją dostateczne dowody do postawienie panu zarzutu napadu, porwania i zabicia magicznego stworzenia. Rozumie pan?
— Czy ja wyglądam na idiotę? — odciął się Neville z goryczą.
Diggory z dezaprobatą potrząsnął głową.
— Panie Longbottom, takie nastawienie panu nie pomoże — powiedział, na co Neville całkowicie obojętnie wzruszył ramionami. — Zanim zaczniemy omawiać wydarzenia zeszłej nocy, muszę pana zapytać o coś jeszcze — oświadczył Diggory po tym, jak ze zmarszczonymi brwiami przeczytał leżący przed nim pergamin. — Właśnie otrzymałem wyniki pańskich badań fizycznych i umysłowych. — Przerwał i zapatrzył się na Nevillea nawet nie mrugając. — Panie Longbottom, testy krwi wykazały, że jest pan odporny na Veritaserum. Jak do tego doszło?
— Myślałem, że to sprawa oczywista — odparł Neville oschle. — Pięć i pół roku temu kupiłem i zażyłem antidotum.
— Dlaczego pan to zrobił? — zapytał Diggory, tym razem bez oskarżenia w głosie.
— Ponieważ w tamtym czasie Ginny Weasley zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc. Była wtedy żoną Harryego Pottera, który, o czym nie wiedzieliśmy, został opanowany przez fragmenty duszy Voldemorta. Ginny bardzo się bała i chciała odejść. Zdecydowałem zabezpieczyć się tak bardzo, jak to możliwe na wypadek, gdyby mnie zatrzymano i przesłuchiwano w sprawie miejsca jej pobytu.
— Rozumiem — odparł Diggory. Jego mina odrobinę złagodniała. — Wtedy również zaczął pan brać lekcje oklumencji?
— To prawda — potwierdził Neville.
— Kim był pański nauczyciel?
— Stefan Christoff, mistrz legilimencji z Durmstrangu — odparł Neville z lekko zadowolonym uśmiechem.
— Hmm, nasze analizy wykazują, że pańskie umiejętności w tej dziedzinie są dość imponujące.
— Mam cholerną nadzieję, że tak — mruknął Neville. — Straciłem na te lekcje połowę spadku po babci.
— No tak — szepnął Diggory. — Takie poświęcenie dla przyjaciółki jest godne podziwu. Jednakże mnie osobiście nieco niepokoi. Skąd będziemy wiedzieć, że mówi pan prawdę, nie mając jakiejkolwiek możliwości zweryfikowania pańskich odpowiedzi?
Neville wbił w mężczyznę nieruchome spojrzenie.
— Myślę, że będziecie musieli mi zaufać. — Wśród zebranych rozległy się szepty, ale Neville w ogóle nie zareagował.
Severus zadrżał nieznacznie, niezdolny pozbyć się wrażenia, jakby ponownie przeżywał swój własny proces o zamordowanie Albusa Dumbledorea. Aż potrząsnął głową z powodu rażącej ironii całej sytuacji: Neville Longbottom został potępiony z powodu tych samych umiejętności, które on sam cztery i pół roku temu odpokutował prawie dwoma miesiącami w Dolinie Godryka.
— W takim razie zaczynajmy — powiedział Diggory cicho. — Mógłby pan własnymi słowami opisać nam, co się wydarzyło?
— Wczoraj zostałem na noc u Rona i Hermiony. Po sprzeczce z Ronem wyszedłem. Chciałem pospacerować, aby poukładać myśli. W końcu zdecydowałem, że aportuję się do Ginny i zostanę tam do rana. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, od razu wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Nieprzytomna Ginny leżała na podłodze, a skrzat, Stworek, nie żył. Pobiegłem poszukać dzieci, ale sypialnia Ala okazała się pusta. Odblokowałem sieć Fiuu i skontaktowałem się z pogotowiem aurorskim. Podałem im adres domu. Kazano mi utrzymać kontakt przez kominek, nie rzucać żadnych zaklęć i niczego nie dotykać. Dostosowałem się do ich prośby. Kiedy aurorzy przybyli, zostałem aresztowany. To wszystko.
Diggory spojrzał na niego niepewnie.
— Jaki był powód sprzeczki między panem a Ronem Weasleyem?
— Sprawy prywatne — odparł Neville defensywnie.
— To znaczy?
— Po prostu prywatne.
— Dobrze — powiedział Diggory. — O której godzinie opuścił pan dom przyjaciół?
— Nie jestem pewien. Wydaje mi się, że koło drugiej nad ranem.
— I co pan wtedy zrobił?
— Poszedłem na spacer. Chciałem poukładać sobie wszystko w głowie.
— Był pan zdenerwowany?
— Trochę — odparł Neville neutralnie.
— Jak długo pan spacerował, panie Longbottom?
— Godzinę.
— A potem, o trzeciej rano, udał się pan do domu Ginny Weasley? — spytał Diggory z odrobiną niedowierzania w głosie.
— Tak.
— Ginny Weasley spodziewała się pana?
— Nie.
— Czyli zamierzał pan ją odwiedzić bez zapowiedzi o trzeciej nad ranem? — kontynuował Diggory z rosnącym zdziwieniem.
Neville nie wycofał się.
— Taki miałem zamiar — potwierdził.
— Był pan jedynym strażnikiem tajemnicy Ginny Weasley? — zapytał Diggory, obserwując Nevillea ponurym wzrokiem.
— Tak.
— Czy do ostatniej nocy ujawnił pan adres jej domu komukolwiek innemu?
— Tylko aurorom, kiedy poprosiłem ich o pomoc w nagłym przypadku.
— A w ciągu ostatnich pięciu lat?
— Nigdy — powiedział Neville cicho.
— Dlaczego dom pani Weasley znajdował się pod ochroną zaklęcia Fideliusa? Czyżby ona ciągle wierzyła, że Harry Potter stanowi zagrożenie?
— Po prostu chciała być tak bezpieczna, jak to możliwe. Można ją za to winić?
Diggory potrząsnął głową.
— Panie Longbottom, będę z panem szczery. Pański brak współpracy w niczym tu nie pomoże. Odkąd pan i pani Weasley podejrzewaliście, że Albus Syriusz Potter jest zakażony pozostałościami lub, jak mówią, pyłem z fragmentów duszy Toma Riddlea?
Severus poczuł, jak ręka Harryego zaciska się wokół niego. Siedząca obok Hermiona sapnęła cicho. Jak widać ministerstwo o wszystkim już wiedziało i Snape nie był w stanie nie zastanawiać się nad skutkami tego odkrycia. Czy oznaczało ono, że mają teraz jeszcze mniej czasu i muszą znaleźć Albusa, zanim zrobią to pracownicy ministerstwa?
— Cóż, nie wiem na pewno, czy Al jest zakażony — powiedział Neville. — To dobre dziecko, mimo że trochę kapryśne. Nie jest okrutny ani nic w tym rodzaju.
— Jak długo wiedział pan, że on używa wężomowy? — spytał Diggory.
Neville wzruszył ramionami.
— Dumbledore też ją znał — odparł obojętnie. — To o niczym nie świadczy.
— Naprawdę? — rzucił Diggory ostro. — W takim razie dlaczego zeszłej nocy zgodził się pan z Ronem Weasleyem, że krew Hugona Weasleya i Severusa Snapea znajdzie się na pańskich rękach, jeśli z powodu pańskiego milczenia wydarzy się coś złego?
Neville nie odpowiedział. Odwrócił głowę i popatrzył ponuro na Rona. Weasley bez mrugnięcia okiem odwzajemnił jego spojrzenie.
— Panie Longbottom — odezwał się ponownie Diggory. — Jak bardzo wpłynęły na pana wydarzenia, które miały miejsce w Dolinie Godryka w czasie, gdy razem z Hermioną Granger i Ronem Weasleyem próbował pan uratować życie Severusa Snapea i przywrócić porządek w czarodziejskim świecie?
— Co? — Neville skierował na niego nic nierozumiejący wzrok.
— Słyszał pan moje pytanie.
— Słyszałem, ale nie wiem, o co w nim chodzi.
— Ma pan koszmary? Albo halucynacje? Ma pan problemy w pracy? Nie potrafi pan opanować gniewu?
— Nie — odparł Neville z przygnębieniem.
— Nie — powtórzył Diggory. — Więc jak pan wyjaśni atak na Lee Jordana przed trzema laty? — Neville jedynie popatrzył na niego jak oniemiały. — Lee Jordan był jednym z tych, którzy cztery i pół roku temu ulegli pyłowi duszy Voldemorta. Zaatakował go pan, nie przypomina pan sobie?
— Tak — potwierdził Neville niechętnie.
— Cóż — zastanowił się Diggory. — Niewątpliwie bardzo pan tego pyłu nienawidzi, prawda? — Neville przygryzł wargę i uniósł wyzywające spojrzenie. — Nienawidzi go pan wystarczająco... aby zabić będące pod jego wpływem pięcioletnie dziecko, zanim stanie się potężne i niebezpieczne?
— Nieprawda! — krzyknął Neville. — Nikogo nie zabiłem! Kiedy dotarłem do mieszkania Ginny, dzieci już nie było!
— Nie? — spytał Diggory. — W takim razie kogo pan wynajął, aby to zrobił?
— Nikogo! Nic takiego nawet nie przyszło mi do głowy!
— Na pewno? — Diggory wpatrywał się w niego taksująco. — Czy pan to zrobił czy nie, kiedyś powiedział pan, cytuję... — przebiegł wzrokiem po leżącym przed nim pergaminie — Jeśli mógłbym cofnąć czas, wiedząc to, co wiem teraz, zabiłbym Harryego Pottera w dniu, w którym zranił dłoń Snapea Krwawym Piórem.
Neville spojrzał szeroko otwartymi oczami na przyjaciół. Hermiona potrząsnęła bezradnie głową, twarz Rona pozostała jednak niewzruszoną maską.
— Panie Longbottom. — Głos Diggoryego podniósł się nieznacznie. — Czy to pańskie słowa?
— To nie tak! — krzyknął Neville. — Harry był silny i pozbawiony kontroli! Al nie zrobił niczego złego! To tylko dziecko!
— Dobrze, dobrze — uspokoił go Diggory. — W takim razie proszę mi powiedzieć, czy rozpoznaje pan następny cytat: Trzy lata temu, w jednym z momentów, gdy był sobą, Harry powiedział, że lepiej by było, gdyby matka nigdy nie próbowała go ratować i pozwoliła mu umrzeć. Kłóciłem się z nim wtedy, ale teraz, po wszystkim, co się od tego czasu wydarzyło, jestem skłonny się z nim zgodzić. — Neville zacisnął pięści, ale się nie odezwał. — Wydaje mi się, iż wierzy pan, że lepszym wyjściem dla kogoś jest umrzeć jako niemowlę niż dorosnąć, niosąc ze sobą pył duszy Voldemorta i ryzykować, że stanie się niebezpieczny dla innych.
Gdy Neville rzucił jedno, ostatnie spojrzenie na Rona i Hermionę, coś w jego oczach umarło. Bez słowa pochował twarz w dłoniach.
— Neville! — krzyknęła Hermiona. — Powiedz im, że tego nie zrobiłeś!
— Panno Granger! — warknął Diggory. — Proszę nie przerywać przesłuchania. Jest pani tutaj tylko dzięki uprzejmości...
— Neville! — ponownie krzyknęła Hermiona. — Powiedz im!
— Panno Granger! — ostrzegł ją Diggory. — Jeszcze jedno słowo i będę musiał wyprosić panią z sali!
Hermiona nie zwróciła na niego uwagi.
— Neville, proszę!
Neville uniósł głowę i spojrzał na nią ponuro.
— Oszczędź sobie, Hermiono. Ty i Ron jasno daliście do zrozumienia, co myślicie, skoro tak chętnie podzieliliście się z ministerstwem moimi prywatnymi wypowiedziami.
— Ja ci wierzę! Neville, nigdy byś czegoś takiego nie zrobił...
— Dosyć! — Głos Diggoryego uniósł się o kilka decybeli. — Panno Granger, wyjdzie pani sama czy mam kazać panią wyprowadzić?
Hermiona zerwała się z miejsca i obrzuciła salę sądową pogardliwym spojrzeniem. Dwóch aurorów z różdżkami w rękach ruszyło w jej kierunku, ale zanim zdołali do niej dotrzeć, Hermiona odwróciła się i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
— Zamykam przesłuchanie — ogłosił Diggory. — Panie Longbottom, uważam, że mamy dostateczną ilość dowodów, aby postawić panu wszystkie wymienione zarzuty. Dodatkowo oskarżam pana o utrudnianie śledztwa. Pragnę także poinformować, iż w celu uniknięcia najwyższej przewidzianej przez prawo kary, w pana najlepszym interesie leży współpraca i pełne przyznanie się do winy. Jeśli dzieci ciągle żyją, nalegam, aby wyjawił pan miejsce ich pobytu i pozwolił nam zwrócić je rodzicom. Ja ze swej strony obiecuję, iż pańskie godne podziwu bohaterstwo podczas wojny zostanie wzięte pod uwagę przy ogłoszeniu wyroku. — Neville jedynie uśmiechnął się z goryczą. — Rozumiem — powiedział Diggory ze znużeniem. — Dzisiejsze przesłuchanie zostaje odroczone.
Severus starał się złapać z Nevilleem kontakt wzrokowy, jednak młody mężczyzna nie spojrzał na nikogo i bez słowa pozwolił się wyprowadzić.
Kiedy razem z Ronem i Harrym opuścił budynek ministerstwa, Hermiona czekała na nich, krocząc nerwowo przy wejściu.
— Postawiono mu wszystkie zarzuty — poinformował ją Harry bez wstępu.
— Serio? — odcięła się Hermiona gorzko. — To cudownie. Straciliśmy jednego z nas, a nie jesteśmy ani o krok bliżej znalezienia dzieci niż rano. Harry, powiedz, że nie wierzysz w te bzdury o winie Nevillea.
— Szczerze mówiąc, sam teraz już nie wiem, co myśleć — przyznał Harry.
— Nie wiesz?! — wrzasnął Ron. — Czy to nie jasne?! On był jedyną osobą, która mogła to zrobić! Dlaczego ty zawsze bronisz zdradzieckich strażników tajemnicy? Do cholery, gdybyś tylko pozwolił Lupinowi i Syriuszowi zabić Glizdogona we Wrzeszczącej Chacie...
Oczy Hermiony zwęziły się niebezpiecznie, gdy uważnie wpatrywała się w twarz Rona.
— Widzę, Ron, że już zdecydowałeś, prawda? Czy właśnie dlatego tak chętnie podzieliłeś się z kumplami z ministerstwa treścią naszych prywatnych rozmów? Czy była to cena za to, że Percy pozwolił nam wziąć udział w tej farsie zwanej przesłuchaniem?
Ron spojrzał na nią ze złością, a jego dłoń zacisnęła się w pięść.
— Wcale nie musiałem płacić Percyemu za pomoc — rzucił z tłumioną furią w głosie. — Mój brat zrobił to dla nas, ponieważ jesteśmy rodziną.
— Och, jasne — odparła Hermiona zimno. — W takim razie wyjaśnij mi, skąd ministerstwo wiedziało tak dokładnie, co Neville powiedział, siedząc przy stole w naszej kuchni i wypłakując się nam, gdyż zrobił coś, na co ani ja, ani ty nie mieliśmy odwagi i rozumu?
Ron wzruszył obojętnie ramionami.
— Nie mam pojęcia, skąd wiedzieli. Skoro Neville wyznał coś takiego nam, równie dobrze mógł to powtórzyć komuś innemu.
— Słowo w słowo, Ron? Za jaką idiotkę mnie uważasz?
— Dlaczego masz do mnie pretensje? To z twojej winy Hugo zniknął! Mówiłem ci, że to niebezpieczne, aby został z Alem, ale ty uparłaś się, że nie ma w tym nic złego! Ty i twój...
— Przestań! — krzyknęła Hermiona. — Albusa prawdopodobnie i tak by porwano, nawet gdyby nie było z nim Hugona. Ale to nie ma dla ciebie znaczenia, prawda?
— Oczywiście, że ma — odparł Ron z goryczą. — Jednak tobie zawsze bardziej zależało na innych niż na własnej rodzinie.
Hermiona wbiła w niego pełne niedowierzania spojrzenie.
— Ron — odezwała się łagodnie. — Przepraszam. Chodźmy do domu... uspokoimy się i spróbujemy zastanowić...
— Do domu? Nie, ja mam dosyć. Już z tobą skończyłem.
— Co ty mówisz? — Hermiona wpatrywała się w niego bez zrozumienia.
— Mówię, że to koniec. Nigdzie z tobą nie pójdę. Nie mam sił i ochoty słuchać cię i pocieszać. Ani teraz, ani w przyszłości. Wszystko, czego chcę, to odnaleźć syna. A potem złożę do sądu wniosek o przyznanie mi nad nim pełnej opieki, ponieważ ty najwidoczniej nie jesteś w stanie zajmować się nim bez zajmowania się najpierw wszystkimi innymi. Czy to jest dla ciebie wystarczająco jasne?
Po tych słowach Ron aportował się z głośnym trzaskiem, zostawiając Harryego, Severusa i Hermionę stojących na środku ulicy w ogłuszającej ciszy.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz