Chwile miłosierdzia

714 63 2
                                    

Obudził go dźwięk dobijania się do drzwi. Severus westchnął. Nie miał ochoty ruszyć się ani nawet otworzyć oczu.
Moment później usłyszał głos dziecka, wykrzykującego „Alohomora!. Hugon. Zamek ustąpił z ostrym szczęknięciem.
— Hugo! — Z oddali dobiegł wściekły głos Hermiony. Brzmiała, jak gdyby biegła. — Przestań! Natychmiast oddaj swoją różdżkę! Jak mogłeś? — Coś upadło na podłogę. Drzwi otwarły się ze skrzypieniem, ktoś wpadł do środka. — Hugo, wracaj tu natychmiast! — odezwała się ponownie Hermiona.
— Ojej! — krzyknął dziecięcy głosik. — Muchy! — Głosik wyraźnie zadrżał. — Myślisz, że on nie żyje?
— Nie, ale ty zaraz zginiesz, jeśli do mnie nie wrócisz — powiedziała Hermiona surowym tonem. — Przysięgam, oddam cię Malfoyom do adopcji.
— I będę mieszkał we dworze? Super!
Mimo woli i nie otwierając oczu, Severus roześmiał się głośno. Wydobywający się z jego ust dźwięk był ochrypły i przerodził się w kaszel.
— Profesorze? — zawołała Hermiona. — Dobrze się czujesz?
Severus w końcu uniósł powieki, usiadł na kanapie i niemal natychmiast poczuł zawroty głowy. Właśnie miał powiedzieć coś naprawdę złośliwego i kazać jej odejść, ale Hugo podbiegł do niego i zarzucił mu ręce na szyję.
— Nie przyszedłeś do parku zagrać ze mną dzisiaj w szachy! — krzyknął. — Więc powiedziałem, że to my musimy przyjść tu i sprawdzić, co się z tobą dzieje.
Szachy? Dzisiaj? W ciągu ostatniej doby całkowicie stracił rachubę czasu.
— Ja... zapomniałem... praca — wymamrotał Snape, kompletnie upokorzony, patrząc na ciągle stojącą w drzwiach Hermionę.
— Mogę wejść? — zapytała.
Przytaknął, zaciskając wargi w cienkim, pogardliwym uśmiechu. Hermiona stąpała ostrożnie, przekraczając leżące na podłodze kupki ubrań i śmieci. Jej ciemne oczy wbijały się w Hugona bez odrobiny łagodności. Jej syn zadrżał, wspiął się na kanapę i schował za Severusa.
— Hugo — zaczęła bardzo spokojnie — teraz pójdziesz do kuchni i zrobisz tam nieskazitelny porządek.
Chłopiec wstał i skinął matce głową.
— Mogę dostać moją różdżkę?
— Trochę czasu upłynie, zanim ją znowu weźmiesz do ręki. Pod zlewem jest szmata i mydło.
Hugo wybiegł z salonu i już po chwili rozległ się dźwięk czegoś rozbijanego. Hermiona drgnęła przepraszająco.
— Co się z tobą dzieje? — spytała łagodnie, siadając obok Severusa.
— Po prostu cudownie! — zajęczał z kuchni Hugo. — Tu jest jeden wielki chlew!
— Chcę słyszeć, jak szorujesz! — odkrzyknęła Hermiona bez śladu wesołości. Ponownie skupiła uwagę na Severusie, lustrując go z niepokojem ciemnymi oczami. — Używasz eliksiru bezsennego snu — domyśliła się. Przytaknął, niechętny przyznać się na głos. — Przez cały czas?
Ponownie przytaknął.
— Z małymi przerwami... ale tak.
Hermiona wyciągnęła różdżkę i rzuciła na nich oboje zaklęcie wyciszające, aby Hugo nie mógł niczego podsłuchać.
— Eliksiru nie można stosować zbyt długo. Kilka tygodni, w najlepszym razie kilka miesięcy.
— Nie musisz się przejmować — powiedział spokojnie. — Kilka dni i wrócę do normalności. Daj mi tylko trochę czasu.
Pokręciła ze smutkiem głową, przyglądając się podłodze.
— To nie w twoim stylu — powiedziała w końcu. — Masz objawy dekompensacji.
Severus parsknął drwiąco, ale Hermiona pociągnęła nosem w sposób, który wydawał się niemal dziecinny i oparła się o niego, kładąc mu głowę na ramieniu. Przez jakiś czas nic nie mówili, jedynie obserwowali, jak Hugo w kuchni namydla szmatę i przeciąga nią po blatach.
— Powiedz mi, dlaczego? Co on ci zrobił? — zapytała wreszcie.
— Nic — szepnął Severus, wpatrując się we własne dłonie. Bez zaklęć maskujących blizny odznaczały się wręcz nieprzyzwoicie, niosąc ze sobą oznaki radosnego, młodzieńczego okrucieństwa. Hermiona zerknęła na niego z zaciekawieniem. — Jak dużo wiesz o niewolniczej więzi? — spytał.
— Podstawowe rzeczy, jednak...
— Wiesz, że wieki temu, kiedy niewolnictwo było w czarodziejskim świecie czymś normalnym, do tradycji należało umieszczanie na biczach i innych narzędziach do karania specjalnych zabezpieczeń, które gwarantowały, że tylko sam właściciel był w stanie uzdrowić zadane przez siebie rany?
Hermiona zbladła lekko.
— Czytałam o tym, ale...
— Domyślasz się, dlaczego?
Przez moment patrzyła na niego bez zrozumienia.
— Żeby wymusić coś w rodzaju pojednania? — domyśliła się w końcu. — Aby nakłonić niewolnika do przyjścia do swojego pana w pokorze i proszenia o uleczenie?
— Dokładnie — potwierdził Severus.
— To samo odnosi się do... ran na duszy?
— Oczywiście, że tak — odparł szyderczo. — W każdej więzi. I na tym właśnie polega niewolnictwo.
Hermiona ujęła jego pokrytą bliznami dłoń i ścisnęła ją delikatnie.
— O czym śnisz? — zapytała.
Severus zmarszczył brwi, ale nie zabrał ręki.
— Masz świadomość, że jeśli powtórzysz coś komukolwiek, to cię uduszę?
Przytaknęła zdecydowanie.
— Niczego innego nie oczekuję.
— Chwile — powiedział ze znużeniem. — W Dolinie Godryka były chwile... miłosierdzia. Czasami w środku absolutnej deprawacji... nieprześcignionego okrucieństwa... ręka na moim ramieniu, sporadyczne zaklęcie uzdrawiające, uprzejme, zupełnie nie na miejscu słowo. I... — Jego głos ucichł i Severus z zakłopotaniem spuścił wzrok.
— Czyli to właśnie ci się śni — szepnęła Hermiona. — Chwile miłosierdzia. I budzisz się, czując za to do siebie nienawiść.
— A kto by nie czuł? — warknął z goryczą. — Jakby nie wystarczyło, że zostałem zredukowany do ludzkiego wraku, pragnącego pieszczot i litości, więź skazuje mnie, abym szukał tej litości u człowieka, który zdzierał ze mnie skórę. — Wbił w nią twarde spojrzenie. — To się nie wydarzy.
Hermiona nie zaprotestowała. Wstała z kanapy, jednak nie puściła jego dłoni.
— Pójdziesz z nami? — spytała.
Severus popatrzył na nią ze złością.
— Nie widzę sensu...
— W porządku — zgodziła się. — Ale naprawdę musimy zacząć odzwyczajać cię od eliksiru. To prawdopodobnie nie będzie przyjemne. Po trzech latach do wszystkiego dojdzie jeszcze uzależnienie fizjologiczne. Sądziłam, że lepiej zrobić to w zaciszu mojego domu niż w Świętym Mungu.
— Po prostu daj mi spokój — mruknął. — Wiem. Masz rację. Ale poradzę sobie sam.
— Dlaczego? — zapytała gorzko. — Czy sam nie zrobiłeś już wystarczająco dużo, podczas gdy nikt na tym świecie niczym ci się nie odwzajemnił?
— Jestem do tego przyzwyczajony — odparł z prostotą.
— Wiem — zgodziła się. — Ale proszę... — Jej spojrzenie skierowało się na syna, który stał przed lodówką i z przerażeniem na twarzy szturchał palcami bryłę pleśni. — Za włamanie się do twojego domu zarobił miesiąc szlabanu — powiedziała z psotnym uśmiechem. — Pozwól mu przejść karę ze świadomością, że było warto.
Severus skrzywił szyderczo usta.
— To szantaż emocjonalny.
— Oczywiście — zgodziła się zuchwale. — Działa?
— Tak — przyznał niechętnie.
Kilka minut później razem opuścili Spinners End. Sierpniowe słońce zbliżało się do horyzontu, jego ostatnie promienie odbijały się w ciemnej wodzie. Szli ulicą do stojącego nieopodal, obrzydliwego latającego samochodu Weasleyów. Obserwowali, jak Hugo beztrosko podskakuje, kopiąc śmieci zaścielające brzeg rzeki.
— Wiesz — szepnęła Hermiona — gdy tak na niego patrzę, przychodzi mi do głowy, że to naprawdę się skończyło.
— Co? — spytał Severus z roztargnieniem.
— Wojna — odparła. — Skończyła się. Zatrzymałeś pazur i uratowałeś królestwo. — Severus mruknął coś niewyraźnie. Hermiona pogłaskała go po rękawie i po raz drugi tego dnia ujęła jego dłoń i ścisnęła ją mocno. — Dziękuję.
— Dziękowano mi już wystarczająco — powiedział oschle, nagle czując się o wiele starzej niż na swoje czterdzieści sześć lat. — Dostałem cholerny Order Melina Pierwszej Klasy.
— Nie, nie za to. Dziękuję, że zgodziłeś się pójść z nami. Tęskniliśmy za tobą.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now