Życie śmierc

755 62 0
                                    

W momencie, w którym ostatnie słowo opuściło usta Severusa, uśmiech Harry’ego zniknął.
— Nie jestem Tomem Riddle’em — powiedział z dziwnym, pełnym grozy spokojem.
— Pewnie, że jesteś, ty idioto — zripostował Snape znużonym głosem, napinając się w krępujących go więzach. — Nie rozumiesz, co się stało? Kawałki Voldemorta rozprzestrzeniają się w twoim mózgu, w twojej duszy, nawet teraz, kiedy rozmawiamy. Łączą się z tobą. Jesteś, biorąc pod uwagę wszelkie twoje intencje i zamiary, Tomem Riddle’em, któremu wydaje się, że jest Harrym Potterem.
Harry patrzył na niego z lodowatym wyrazem oczu.
— Zamknij się — rzucił i zacisnął gotowe do uderzenia pięści. — Po prostu się zamknij.
— A jeśli nie, to... co? — zakpił Severus. — Zranisz mnie? Odetniesz mi język?
— Nie łudź się, że tego nie zrobię — warknął Harry zimno.
— Och, oczywiście, że tak, we właściwym czasie — wysyczał Severus. — Rób, co chcesz, Tom. Nic mnie to nie obchodzi. Nie jesteś w stanie mnie przestraszyć. Nie obchodzi mnie, jak bardzo okaleczysz moje ciało ani cokolwiek, co mi zrobisz. — Spojrzał na napis na swojej piersi i uśmiechnął się szyderczo. — Bycie napiętnowanym jako zdrajca Harry’ego Pottera znaczy niewiele. Bycie zdrajcą Toma Riddle’a uważam za honor. — Potter wpatrywał się w niego jak oniemiały. Jego twarz pokazywała oznaki wewnętrznej walki, jak gdyby kolidujące ze sobą uczucia i myśli przepływały przez niego, a ich potoki uderzały i rozbijały się o siebie. — Naprawdę jesteś taki tępy? — rzucił Severus wyzywająco. — Nie mów mi, że nadal nie rozumiesz, co się dzieje. Fragmenty Toma Riddle’a żyjące w Harrym Potterze... Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętały, była moja zdrada. Kiedy zostały uszkodzone wystarczająco, aby przestać być horkruksem, związały się z Potterem i użyły jego wspomnień i umysłu, żeby się na mnie zemścić. Ponieważ zdradziłem Toma Riddle’a. I wiesz co? Mam to gdzieś.
Uśmiech ponownie pojawił się na ustach Harry’ego.
— Kłamca. Jesteś zbyt wielkim tchórzem, żeby się nie przejmować.
— Och, naprawdę? — zadrwił Snape. — Tak uważasz? Cóż, w takim razie cię wyzywam. Spróbuj sprawić, że się przestraszę. Spróbuj sprawić, że zacznę błagać. Nie uda ci się. I nawet więcej, nieważne, co zrobisz, jeśli o mnie chodzi, było warto za to cierpieć. — W jego płucach ponownie zabrakło powietrza. Mówił szybko i wściekle, jak gdyby podejrzewał, że słowa te mogły być jego ostatnimi. — Jeżeli pozostało w tobie jeszcze cokolwiek z człowieka, sugeruję, abyś zakończył to teraz w jedyny możliwy sposób. Zabij mnie. — Severus zatrzymał się na chwilę. — Chcesz tego, prawda? — spytał łagodnym, ale nalegającym głosem. Potter przyglądał mu się jak zahipnotyzowany, niezdolny odwrócić wzroku. W końcu jednak, tylko raz, kiwnął głową. — Zrób to, Harry. Przysięga Wieczysta zabije cię w następnej kolejności, ale co z tego? Harry Potter nigdy nie bał się śmierci i nie przejmował regułami. To jedyny sposób, aby wszystko zakończyć i uwolnić świat od nas obu. Wiesz o tym.
Twarz Harry’ego zmieniła się ponownie. Zamigotało na niej coś bardzo starego, bardzo znajomego i bardzo żywego, jak gdyby przedzierając się na powierzchnię pierwszy raz od tygodni.
I wtedy, niczym zachęcone wypowiedzianymi słowami, za sprawą jednego zaklęcia więzy puściły, uwalniając Severusa. Upadł na kolana, mocno uderzając o podłogę i krzywiąc się gwałtownie z powodu ostrego bólu. Kątem oka dostrzegł, że palce prawej dłoni Pottera kurczowo zaciskają się na Czarnej Różdżce... jednak Snape niespodziewanie zrozumiał, że znajduje się teraz bliżej niej niż kiedykolwiek wcześniej. Tylko kilkadziesiąt centymetrów od niego, niemal w zasięgu jego ręki.
To była jego szansa.
Ostatnia i jedyna szansa.
Bez zastanowienia, w ułamku sekundy, rzucił się do przodu.
Harry zawahał się na moment, po czym krzyknął:
— Drętwota!
Zaklęcie uderzyło w Severusa, ale nie przyniosło żadnego efektu. Najwyraźniej eliksir czujności Hermiony miał szersze działanie niż tylko utrzymywanie w stanie przebudzonym. Granger się nie myliła, rzeczywiście działał jak samoodnawiające się Rennervate i rzucona przez Harry’ego Drętwota nawet na chwilę nie spowolniła Snape’a.
Siła impetu zaskoczyła Pottera i już ułamek sekundy później Severus wyrwał z jego ręki różdżkę, cofając się natychmiast. Rzucał jedno zaklęcie wiążące po drugim, aż skrępowany Harry upadł na podłogę.
Dopiero wtedy Snape pozwolił sobie na odrobinę ulgi. Pierś, w miejscu niedawnej tortury, ciągle paliła, a ręce, po tak długotrwałym unieruchomieniu, ponownie zaczęły rwać ostrym bólem, ale przynajmniej zyskał trochę czasu. Nie był jednak pewien, jak wiele.
Ani na moment nie osłabiając uścisku na różdżce, wymierzył w siebie kilka podstawowych zaklęć leczniczych, tylko tyle, aby utrzymać się na nogach. Wezwał też swoją i szatę i ubrał ją w pośpiechu, nawet na chwilę nie odrywając oczu od swojego więźnia.
Poczuł się zaskoczony, kiedy zauważył, że zielone oczy analizują go w zamyśleniu.
— Fragmenty maleńkie jak pył? — zapytał. Severus bez słowa skinął głową. — Zabawne — szepnął Harry. — Myślałem, że znowu kłamiesz, a to jest dokładnie to, co teraz czuję. — Snape spojrzał na niego ze zdziwieniem. — W mojej głowie — wyjaśnił ochrypłym głosem. — Jak kurz... albo popiół... dokładnie... wewnątrz umysłu. Zawsze tam jest. Uporczywy. Zaślepiający. Ogłuszający. Tak pełen nienawiści... i wzgardy, do każdego... a szczególnie do ciebie. Nigdy się od niego nie uwalniam, ale... Czasami się unosi i wtedy... To wtedy nachodzą mnie te momenty przejrzystości... kiedy jestem prawie ludzki... znowu prawie normalny... Ale nigdy nie znika zupełnie... już nawet te krótkie chwile rzadko się zdarzają. Jednak gdy trwają... także nie jestem w pełni sobą... dalej gardzę innymi. Ponieważ to coś jest już prawdopodobnie częścią mnie samego. — Przesunął się nieznacznie, na tyle, na ile pozwalały mu więzy. — Wiesz, co musisz zrobić? Nie możesz tego uniknąć.
— Co? — warknął Severus. Próbował myśleć, bardzo intensywnie myśleć, jakie mają teraz możliwe wyjścia. Obezwładniony Harry Potter ciągle był ministrem magii, związany czy nie, posiadał kontrolę nad czarodziejskim światem. Zaklął po cichu. I co tak naprawdę mógł teraz zrobić?
— Zabić mnie, oczywiście. — Potter uśmiechnął się lekko.
Severus potrząsnął głową.
— Nieprawda. Panujemy nad sytuacją. Coś wymyślimy.
Harry zachichotał z rozbawieniem.
— Na przykład? Będziesz mnie trzymał pod działaniem środków uspokajających? A może w Azkabanie? Ucieknę, obaj o tym wiemy. Ucieknę, a potem przyjdę po ciebie i cię zabiję. Bardzo powoli i bardzo boleśnie. Ale zanim to zrobię, zabiję kogoś jeszcze i utworzę horkruks. — Jego spojrzenie stało się bardziej gniewne i ponure. — Nie istnieją żadne Przysięgi Wieczyste chroniące McGonagall, Neville’a czy... Hugona.
— Harry... — Severus przełknął ślinę. — Nie myślisz tego, co mówisz, prawda?
— Nie, jeszcze nie. Ale za tydzień, jak najbardziej. Nie pozwól mi dotrwać do tego momentu — przerwał na chwilę. — Zrozum, nie jestem idiotą. Wiem, czego od ciebie żądam. Wiem, że sam umrzesz godziny, jeśli nie minuty po mnie. Niewolnicza więź to sprawi. Ale... proszę...
Snape zadrżał lekko.
— Zabić cię? — powtórzył z odrętwieniem.
Potter desperacko pokiwał głową.
— I to jak najszybciej. Chciałbym umrzeć, gdy jestem w takim stanie... bardziej sobą niż Tomem Riddle’em. — Uśmiechnął się leciutko. — Zrobiłbym to sam, w jednym z tych momentów przejrzystości umysłu, ale pył... nie pozwolił mi się zabić... Wiem, próbowałem... tak wiele razy... jednak nie byłem w stanie nawet niczego zaplanować... W chwili, gdy byłem gotowy, to coś... pył czy popiół... opadało znów i zmuszało mnie do zmiany zamiarów. — Skrzywił pogardliwie usta. — Instynkt, jak sądzę. Wyglądało to po prostu tak, jak gdyby pieprzony horkruksowy pył wiedział, że chcę ze sobą skończyć i... strasznie bał się śmierci. Dokładnie tak, jak Tom Riddle. — Harry westchnął lekko. — Wiesz, sześć miesięcy temu, w jednym z takich momentów, zdołałem poprosić Ginny, aby mnie zabiła. Żeby zrobiła to nagle, niespodziewanie. Przestraszyła się tak bardzo. Objęła mnie, rozpłakała się i powiedziała, że mnie kocha. Głupia dziewczyna. Gdyby naprawdę mnie kochała, posłuchałaby.
— Harry — zaczął Severus bardzo cicho. — Pomyśl. Wcale nie musisz umierać. To nie byłoby w porządku. Skrzywdziłeś sam siebie próbując ratować innych. Nie jestem kimś, kto oferuje fałszywą nadzieję, ale naprawdę wierzę, że powinniśmy poczekać i poszukać rozwiązania, a nie posuwać się do desperackich kroków.
— Nie czekaj — powtórzył uparcie Harry. — Zabij mnie.
— Jestem pewien, że Hermiona...
— Do diabła z Hermioną! — krzyknął Potter. — Nie czekaj, aż ona wróci i spróbuje mi pomóc! — Spojrzał na Severusa błagalnie. — Spójrz... Chwile takie jak ta stają się coraz rzadsze. I krótsze. To pierwszy moment świadomości własnego ja, jaki mam od trzech tygodni. Może być moim ostatnim. Nie chcę czekać. Nie chcę czekać, aż ten pył... uniesie się znowu i... pochłonie to, co ze mnie zostało... być może już na zawsze. Pozwól mi odejść teraz. Pozwól mi umrzeć, gdy... gdy jestem właśnie taki... — Uśmiechnął się z desperacją. — Może wtedy moja mama rozpozna mnie, kiedy się spotkamy... Proszę.
Snape kiwnął głową na zgodę, tylko raz, jednak ciągle nie mógł się poruszyć. Patrząc teraz na Harry’ego, widział jedynie kruchego nastolatka, tego samego, którego pięć lat temu sam wysłał do Voldemorta po śmierć.
Potter nie spuszczał z niego zamyślonego spojrzenia.
— Dumbledore naprawdę poprosił cię, abyś go zabił? — zapytał. Severus przytaknął bez słowa. — Jeśli tak, to... może właśnie dlatego połączył nas ze sobą — powiedział Harry. — Na wypadek, gdyby coś poszło źle z fragmentem... żebyś był wystarczająco blisko, by móc to rozpoznać i... zrobić dla mnie to, co zrobiłeś dla niego. — Snape potrząsnął głową. Nawet w chwili największej złości nie przyszło mu na myśl, że Albus byłby zdolny skazać go na to piekło po raz drugi. Jednak wpatrzone w niego zielone oczy żądały odpowiedzi i działania, a wargi poruszyły się i wydobył się spomiędzy nich błagalny szept: — Proszę...
Dokładnie tak, jak u Albusa sześć lat temu.
Severus wyciągnął różdżkę, skierował ją na Pottera i wymówił zaklęcie uśmiercające.
Strumień zielonej energii uderzył. Harry zadrżał lekko i znieruchomiał, jedynie jego oczy pozostały otwarte, a na ustach wciąż błąkał się niewielki uśmiech.
Snape stał przez kilka minut jak sparaliżowany, bardziej oszołomiony niż przerażony tym, co przed chwilą zrobił. Jego rolą była ochrona Harry’ego, opieka nad nim, oddanie za niego własnego życia. A zamiast tego go zabił.
Udręka, jaką poczuł, była tak przytłaczająca, że ogarnęła całe jego ciało. Nagła słabość we wszystkich kończynach sprawiła, że musiał usiąść. Kierowany impulsem, osunął się na podłogę, wziął Harry’ego w ramiona i zakołysał nim rozpaczliwie.
Docisnął usta do jego czoła, uświadamiając sobie, że pierwszy raz od dekad po twarzy spływają mu łzy. Łkał nad chłopcem, siedemnastoletnim chłopcem, jakiego pamiętał z przeszłości, tym samym, który poszedł na pewną śmierć, kierowany słowami kogoś dwa razy od siebie starszego i wrócił, bez nadziei, złamany i uszkodzony nie do naprawienia, zniszczony przez ostatnie popioły wojny, która nie była jego wojną.
— Harry — szepnął. — Wybacz mi.
Niemoc narastała, rozpościerając się po całym jego ciele, jak gdyby wyłączając komórkę po komórce, neuron po neuronie. Zaczął zapadać w sen, dociskając twarz do głowy Harry’ego, aż w końcu pogrążył się w ciemności.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now