Wscieklosc

451 36 0
                                    

— Obudź się!
Odzyskał przytomność, czując, że ktoś kopie go w żebra. Poruszył się, niepewny, jak długo był nieświadomy. Równie dobrze mogło to trwać minuty, jak i godziny.
Zmrużył lekko oczy dokładnie w momencie, gdy ktoś znowu go kopnął, tym razem w twarz. Do ust napłynęła mu krew, którą wypluł z wściekłością.
— Nie kop go po głowie — rozległ się czyjś głos. — Ma być przytomny, nie pamiętasz?
— Obudź się, ty zdrajco! — Para rąk uniosła go i bezceremonialnie rzuciła na krzesło. Szarpnął się, próbując wstać, ale unieruchamiało go zaklęcie wiążące.
— Gdzie oni są? — warknął rozgniewany męski głos. Severus otworzył oczy i spojrzał na jednego z aurorów, który pochylał się nad nim, trzęsąc się z wściekłości. — Gdzie są dzieci?
Snape apatycznie wzruszył ramionami.
— To już koniec — powiedziała z desperacją jakaś kobieta. — Dajcie spokój. Przegraliśmy.
— Trudno o bardziej prawdziwe słowa — powiedział Severus uroczyście.
— Żaden koniec! — Auror pochylił się nad nim, wbijając w niego spojrzenie. — Mały Riddle zniknął zaledwie piętnaście minut temu. Jeśli dowiemy się, dokąd zdrajca wysłał chłopca, możemy go odzyskać, zanim całą sprawę szlag trafi! — Mężczyzna złapał Severusa za gardło. — Gdzie oni są?!
Snape spojrzał na niego z pogardą.
— Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc.
— Nie możesz czy nie chcesz? — zapytał auror rozsądnym, spokojnym tonem.
— Nie mogę. Świstoklik przeniósł ich w wybrane losowo miejsce. Nie mam pojęcia...
— Kłamiesz! — krzyknął pierwszy auror. — Przekształciłeś ten świstoklik. Gdzie są dzieci? — Severus nie odezwał się i przybrał obojętny wyraz twarzy. — Mówiłem, że powinniśmy zabić dzieciaki zaraz po tym, jak je tu sprowadziliśmy — dodał mężczyzna zimnym, wyrachowanym głosem. — Ale mnie nie posłuchaliście. Rada Bezpieczeństwa chciała pokazać ludzką twarz. Dać małemu Riddleowi szansę. Żeby kontrolować go, gdy dorasta i przeprowadzać na nim testy.
— Jeszcze nie jest za późno — ponownie odezwał się pierwszy z porywaczy. — Jeśli będziemy musieli, wyciągniemy informacje prosto z jego mózgu, rozkładając go neuron po neuronie.
Severus spiął się nieznacznie, czując ruch za sobą.
— Crucio! — rzucił lodowaty głos i całkiem znajomy ból zalał jego ciało. Wydawał się gorszy niż kiedykolwiek przedtem i Snape starał się utrzymać przynajmniej pozory kontroli. Nic zaskakującego, pomyślał z roztargnieniem. Skutki Cruciatusa kumulowały się i każdy kolejny coraz bardziej osłabiał system nerwowy.
Zagryzł dolną wargę, ale w końcu poddał się i krzyknął, ponieważ intensywność bólu ciągle narastała.
— Crucio! — powtórzył kobiecy głos i kolejny poziom cierpienia dołączył do poprzedniego. Severus trząsł się tak bardzo, na ile pozwalało zaklęcie wiążące, dodatkowo rozwścieczony niemożnością poruszenia się.
— Legilimens! — rozległ się trzeci głos, po czym wroga obecność wdarła mu się do umysłu.
Severus zrozumiał w panice, że aurorzy próbują osłabić klątwą jego siły, aby wydobyć z niego informacje. Na ile mógł, starał się przeorganizować wspomnienia i ukryć pożądane wiadomości jak najgłębiej.
Gdy tylko ból nabrał intensywności, do jego głowy włamało się więcej jeszcze bardziej natarczywych napastników. Mężczyzna tuż przed nim losowo badał wydarte z jego głowy wspomnienia.
Cierpienie skończyło się nagle, na co Severus gwałtownie wciągnął powietrze. Całe jego ciało było jak nieważkie, nawet pole widzenia zaczęło się zamazywać. Dam radę, wmawiał sobie, rozpaczliwie próbując odzyskać resztki kontroli nad swoim umysłem. Jeszcze tylko kilka godzin, a potem nic nie będzie miało znaczenia, uspokajał sam siebie.
Ale dopóki jeszcze żył, musiał przywołać na myśl cokolwiek, tylko nie to.
— Jeszcze raz — rozległo się polecenie i podwójny Cruciatus znowu w niego uderzył.
Poczuł, jak złamali jego pierwsze zapory i zaczęli analizować wspomnienia. Mimo jego głębokiego przekonania, że umysły w niczym nie przypominały książek, metafora ta nie była pozbawiona podstaw. W tym momencie jego życie było jak książka, której strony przewracano na chybił trafił i badano, gnieciono i odrzucano.
Ktoś się roześmiał.
— Widziałeś, co on robił jako nastolatek? Strzelał z różdżki do much!
— Obrzydliwe.
— Żałosne.
Rozbłysła kolejna scena. On, piszący Krwawym Piórem i Harry, pochylający się nad jego ramieniem. Severus mocno zacisnął powieki, gdy uświadomił sobie, że są też inni ludzie, obserwujący jego poniżenie.
Kolejne sceny pojawiały się, jedno wspomnienie po drugim, każde bardziej przerażające. Poddawał się im, bo nie miał żadnego wyboru, istniało przecież coś, co musiał chronić, jednak ból mu to uniemożliwiał. Powinien zważać na priorytety, więc ciągle to ukrywał, ciągle ukrywał miejsce, do którego wysłał dzieci... Musiał dać im czas, by ujawniły spisek, czas, by...
Priorytety. Uszereguj. Ukryj. Kontroluj.
Obrazy nadpłynęły szeroką falą, zalewając Severusa oraz intruza w jego umyśle, świadka jego molestowania i maltretowania. W oceanie cierpienia Severus widział to także, prawie jak ktoś obcy oglądający swoje własne wspomnienia.
Widział siebie, biorącego prysznic pod pogardliwym spojrzeniem Harryego...
Widział, jak ręka Harryego uniosła się i uderzyła go w twarz...
Czubek paznokcia zbliżający się do jego gałki ocznej, grożący, że ją przekłuje...
Wspomnienia stały się intensywniejsze, coraz bardziej prawdziwe i po chwili już nie tylko pamiętał, ale przeżywał to wszystko wraz z intruzem penetrującym jego umysł.
Powtórnie czuł i doświadczał, jak ciągnięto go przez jadalnię w Dolinie Godryka, zmuszono, żeby pochylił się nad stołem, jak go odkryto i poniżono na oczach swoich byłych uczniów. Słyszał ich śmiech i walczył zaciekle i dziko i czuł pas uderzający w jego pośladki, a potem palce...
— I mimo to ciągle ochraniasz dzieciaka zakażonego pyłem Toma Riddlea — powiedział ktoś ze złością. — Chyba naprawdę świetnie się bawiłeś.
Jego ręce unieruchomione nad głową. Patrzył na swoje obnażone ciało. Widział nóż, krojący jego pierś, cienkie, skrwawione paski skóry odrywające się...
Ktoś się roześmiał i Severus nie był w stanie stwierdzić, czy to tylko wspomnienie, czy głos należał do osoby badającej jego umysł, rozrywając go kawałek po kawałku, neuron po neuronie, dokładnie tak jak wcześniej groził.
...I zobaczył siebie, pokrwawionego i nagiego, leżącego na tym łóżku, otoczonego przez gwałcicieli. I ręce Harryego obejmujące go, łagodząco głaszczące jego włosy i plecy, głos wypowiadający ukryte groźby, dający fałszywą nadzieję i nieszczerą litość. Usłyszał swój własny szept: „Wybacz mi, Panie, a potem ktoś zaśmiał się znowu.
Męka ciągle nie chciała go opuścić, jednak ledwie to sobie uświadamiał, pogrążony we wspomnieniach, które zdawały się zastygnąć i zmaterializować wokół niego w każdym szczególe.
Oczy napastnika wpatrywały się w niego, z pogardą analizując jego nagie, posiniaczone ciało.
— Więc o to właśnie chodzi? — spytał intruz. — Pomyślałeś, że jeśli ocalisz małego Riddlea, twój prawdziwy Pan w końcu ci wybaczy? Nigdy nie zmieniłeś stron, prawda? Nie tak naprawdę. Nie w głębi serca.
Severus z wściekłością potrząsnął głową, pragnąc wyrwać się z okowów legilimencji i uciec od konieczności oglądania przeszłych wydarzeń, które odżyły wbrew jego woli.
Niestety nie był w stanie tego zrobić.
Obrazy były zbyt prawdziwe, zbyt namacalne. Nie potrafił ich zakończyć, ale mógł przeżyć je od nowa. Czuć własny pot i krew i czuć Harryego... nie, Toma Riddlea, jego rękę na swoich plecach, głaszczącą go, uspokajającą...
— Tom Riddle nie jest moim Panem! — wrzasnął bezgłośnie.
Intruz usłyszał go i zachichotał sarkastycznie.
— Prawie udało ci się mnie nabrać.
W tym momencie Severusa opuściły wszelkie wzniosłe myśli i doprowadzony do szału spojrzał wprost przed siebie, niezdolny dostrzec czegokolwiek innego poza tą szyderczą twarzą i wymalowanym na niej kpiącym uśmiechem. Teraz nie istniał już żaden rozsądek, żaden wstyd, żaden lęk, żadna rozwaga i żadna troska o innych... pozostała tylko wściekłość.
A wraz z wściekłością przybyła moc, o której istnieniu nigdy wcześniej nie miał pojęcia.
Ulegając przerażającej, dręczącej go i zalewającej furii, zaatakował swojego prześladowcę. Na moment obaj spięli się w gwałtownej walce, która zdawała się niemal całkowicie i niesamowicie fizyczna. Severus napierał na intruza, zgniatając go w swoim uścisku, zdecydowany na jego zupełne zniszczenie i usunięcie. Uderzał raz za razem, aż w końcu coś pękło i obraz najeźdźcy rozpadł mu się przed oczami.
Zaraz potem skończyło się działanie Cruciatusa. Severus usłyszał ostry, przeszywający krzyk i niejasno zdał sobie sprawę, że ktoś upadł tuż u jego stóp.
— On nie żyje — usłyszał drżący żeński głos.
— Skurwysyn — sapnął ktoś w szoku.
O czym oni mówią?
Nadal unieruchomiony na krześle, otworzył oczy i spojrzał na leżące tuż przy nim martwe ciało aurora. Naprawdę zabił tego człowieka. Zabił go, gdy ich umysły stoczyły walkę, a on próbował wyrzucić intruza ze swoich myśli.
— Do cholery, nie wierzę w to — powiedziała kobieta.
Severus spojrzał na leżącego aurora i roześmiał się cicho z lekką nutką szaleństwa w głosie.
— Są tu jacyś inni sprawcy? — odważył się zapytać, mimo że jego obrzmiałe wargi uformowały się w coś, co musiało być wyjątkowo paskudnym uśmieszkiem.
Zapadła długa cisza.
— Rzucę Cruciatusa, a ty go analizuj — polecił jeden z aurorów.
— Ja? — odparła kobieta. — Zapomnij!
— Jesteś aurorką — powiedział mężczyzna. — Nie mów mi, że się boisz.
— Ty jakoś wcale nie masz zamiaru się poświęcić — wypomniała mu. — Poza tym, normalna śmierć to jedno, ale taka... to coś strasznego.
— Jestem twoim zwierzchnikiem i każę ci...
W czasie ich kłótni Severus zrozumiał, że znajduje się w stanie nadmiernego pobudzenia. Serce w piersi biło mu wściekle i był przygotowany na wszystko, co miało nadejść. Odczuł coś w rodzaju ulgi, ulegając wreszcie złości i bez zastrzeżeń, bez żalu czy drugiej myśli poddając się bezsensownej walce.
Ledwie uświadamiał sobie hałasy i poruszenie wokół siebie. Wydawało mu się, że słyszy rozlegające się wszędzie dźwięki rzucanych zaklęć i klątw oraz kroki przybywających ludzi, jednak nie potrafił rozróżnić, co się dzieje naprawdę, a co jest jedynie wytworem jego wyobraźni.
Spadał. Czyżby zaklęcie wiążące znikło?
Odpowiedź otrzymał, gdy jego ciało uderzyło o podłogę.
Ktoś uklęknął obok i Severus poczuł, jak łapią go czyjeś ramiona, a para rąk unosi go do góry.
To niemożliwe, pomyślał. To kłamstwo, to musi być...
— Odejdź! — krzyknął, machając rękami i nogami, odpychając i uderzając w czyjąś pierś. — Zabiję cię!
Silne dłonie sięgnęły po niego, tuląc do znajomego ciała, chłonąc jego uderzenia i jednocześnie się przed nimi uchylając.
— Severusie, już dobrze — szepnął Harry. — To ja. Mam cię. Przepraszam, że zabrało mi to tak dużo czasu.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now