𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓣𝓻𝔃𝓮𝓬𝓲

300 30 30
                                    

— Złamany nos, złamane dwa żebra i wybity ząb — wylicza wujek Wu, krzyżując ramiona na piersi. — z jednej strony naprawdę ładny wynik, jak na pierwsze pobicie, ale z drugiej... dlaczego?

Jedyne, co jestem w stanie zrobić, to wzruszyć ramionami, nawet na niego nie patrząc. Po prostu wbijam wzrok w swoje buty albo szkolną podłogę, bo czekamy na mamę pod gabinetem dyrektora.

— Zostałem zawieszony — mówię cicho.

— Wiem — wzdycha wujek. — mówiłeś o tym dwa razy.

— Przecież... ja nigdy nie zostałem zawieszony. Przecież nigdy nie zrobiłem niczego złego... — milknę.

— Wiem — powtarza. — dalej nie powiedziałeś, dlaczego w ogóle to zrobiłeś?

Ponownie wzruszam ramionami, bo nie wiem, jak mam inaczej zareagować.

Może jednak wcale tak bardzo nie różnie się od ojca, jak sądziłem? Może mam jednak z nim więcej wolnego, niż może mi się wydawać.

— Nie chciałem — mówię.

Ale może jednak chciałem? Nie zrobiłbym tego bez konkretnego powodu.

— Po prostu — ciągnę, wiedząc, że będzie czekała mnie ojcowska pogadanka i to jeszcze na szkolnym korytarzu. — Po prostu mam dość tego, że zawsze jestem nazywanym synem Garmadona. Nie może być Lloydem, tylko niemal wszyscy w tej szkole wiedzą, że moim mój ojciec to morderca.

— To wydaje się naprawdę do dupy — odpowiada mi w końcu Wu — Ale przecież po to... — ucina, kiedy drzwi do gabinetu dyrektora otwierają się i wychodzi z niego moja mama, która wzdycha z ulgą, że mogła już w końcu wyjść.

— Mamo... — zaczynam spokojne, ale kobieta przerywa mi szybkim i stanowczym:

— Wracajmy do domu.

Czuję na plecach dreszcz, który przechodzi mnie pod wpływem jej chłodnego i ostrego głosu. Nie czekając ani na mnie, ani na wujka Wu odwraca się i kieruje w stronę wyjścia.

— Pogadam z nią — mówi Wu, obejmując mnie jeszcze ramieniem, by delikatnie popchnąć w stronę wyjścia, żebym w ogóle mógł się ruszyć.

Kiedy wsiadam do samochodu czuję się, jakbym jechał na jakiś straszny wyrok. Naprawdę nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego od mamy bije taka aura, która sprawia, że czuję się przy niej teraz tak bardzo źle, jakby miała mi za złe, że musiała tu przyjechać,

Kiedy tylko wchodzę do mieszkania, zaraz po mamie i wujku, kobieta od razu kieruje do mnie swoje słowa

— Oddaj telefon — chociaż po jej tonie jestem pewien, że nie jest zadowolona z tego, że to mówi. — i przynieś mi też laptopa.

— Co? — dziwię się.

— Nie będziesz siedział resztę tygodnia na telefonie — prycha. — Kochanie, pobiłeś jakiegoś pierwszoklasistę, nie mogę...

— Dajesz mi szlaban? — prycham zdziwiony. — nie jestem przecież małym dzieckiem — oburzam się, ale posłusznie wyciągam telefon i podaje jej go prosto na otwartą dłoń. — Potrzebuję laptopa do nauki — przypominam.

— W takim razie będzie w salonie. Będziesz z niego korzystał przy mojej obecności.

— Głupie — prycham, ale i tak odwracam się i kieruję do swojego pokoju, żeby zabrać swój laptop i podaje go kobiecie. — czyli po prostu dajesz mi szlaban, tak?

— Tak — opowiada spokojnie.

— Nie jestem przecież małym dzieckiem — oburzam się.

— Lloyd, ten chłopak pojechał do szpitala — mówi surowo. — nie mogę przecież pozwolić, żebyś nie poniósł żadnej kary. I nawet nie myśl o spotykaniu się z Kai'em albo Harumi w tym tygodni.

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Where stories live. Discover now