𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓓𝔃𝔀𝓾𝓭𝔃𝓲𝓮𝓼𝓽𝔂

197 22 21
                                    

Co chwila ktoś strzela fajerwerki. Im więcej ich jest, tym bardziej pewny jestem, że zbliża się północ.

Ludzi na ulicy jest mnóstwo. Nawet w piątkowe wieczory nie kręci się tyle osób, kiedy ktoś przenosi się między trzema, czy czterema klubami, które mamy w swoim mieście, z czego ja sam byłem w jednym i nie było to zbyt przyjemne doświadczenie.

— Jesteś pewny, że nie chcesz? — pyta spokojnie Nelson, składając swoje zamówienie.

— Jestem pewien — powtarzam.

Właściwie nie wiem, dlaczego dalej się z nim kręcę. Miałem iść tylko na głupi spacer. Szczur pewnie się martwi, że jeszcze nie wróciłem.

Kogo ja próbuje oszukać. To kocisko pewnie śpi jak zabite, w ogóle się nie przejmuje, że mnie nie ma. Pewnie się nawet cieszy, że ma całe łóżko kompletnie na siebie.

Po dosłownie trzech minutach Nelson odbiera papierowe, wysokie opakowanie z makaronem, więc kieruje się w stronę pierwszej ławki, która jest wolna. I kompletnie nie wiem dlaczego, ale ja idę za nim, zamiast po prostu wrócić do domu. Bawię się kluczami w mojej dłoni, chociaż jakaś część mnie chce sięgnąć po telefon, sprawdzić wiadomość, którą napisał mi Kai. Ale wiem, że jeśli to przeczytam, zaraz mu odpiszę, a naprawdę nie mam ochoty z nim pisać, bo jeszcze może się zezłościć, że go okłamałem. Nie wiem dlaczego mam takie dziwne myślenie.

Związki są dziwne.

Albo to ja jestem dziwny.

— Wiesz co, sprawiasz wrażenia wrednego i oschłego, czy tam niemiłego chuja — mówi. — Tatuaże, surowy wzrok i inne takie. Nawet ja nie wyglądam na takiego — prycha.

— Wiesz, nie wiem, czy nie zauważyłeś, ale naprawdę jestem wrednym chujem — rzucam. Puszki z farbą uderzają o chodnik, kiedy Nelson rzuca torbę na ziemię. Siadam obok, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. — Spytaj Harumi, ona ci potwierdzi. I od moich tatuaży się odczep — prycham.

— Harumi Parker? — dopytuje, na co ja kiwam głową. — W pierwszej klasie dała mi kosza — rzuca spokojnie, całkowicie obojętnie. — W sensie wiesz, jak jeszcze chodziłem do szkoły.

— To brzmi jak coś, co mogłaby zrobić — zauważam. — Teraz też byś nie miał szans, bo jest zakochana na zabój w takim jednym... — Wzdycham.

— Nawet mi na tym nie zależy — Wzrusza ramionami. — Stwierdziłem, że umawianie z dziewczynami nie jest dla mnie.

Spoglądam na niego zaskoczony. Zastanawiam się, czy mam to interpretować, że Nelson chociaż trochę może być taki jak ja. Jeśli to faktycznie prawda, jak ja mam na to zareagować.

— Fakt — prycham. — Randki w ogóle nie są fajne.

Nie no, czasami są fajne. Poza ostatnim wyjazdem, nigdy nie powiedziałem, że randka moja i Kai'a mi się nie podobała. Co prawda, zdecydowana większość naszych ranek to ja, on, jakieś jedzenie, które zamówiliśmy i film, czy serial, który oglądamy razem.

Słyszę wibrację telefonu, jednak dalej tam nie spoglądam.

— Ktoś próbuje się do ciebie dodzwonić — zauważa spokojnie Nelson. Trzyma opakowanie z makaronem, ale odchyla głowę, by oprzeć kark o oparcie ławki.

— To pewnie Harumi — Wzdycham. Nie wem dlaczego, ale bardziej mam przeczucie, że to Kai. Harumi jest pewnie zbyt zajęta piciem alkoholu albo zajęta pijacką dyskusją z resztą. — Wiesz, pewnie się upiła.

— Scott zawsze do mnie dzwoni, jak coś odjebie — rzuca. Kładzie opakowanie na ławce pomiędzy nami. Sięga do torby, którą kładzie sobie na kolanach. Obserwuje, jak z uwagą grzebie wśród puszek, ale nie zaglądam wzrokiem do jego torby, ale z drugiej strony zastanawia mnie, czego tam szuka. — Mam, a już się bałem, że go zrobiłem.

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz