Gdybyśmy mieszkali w domu, w którym teraz mieszka Harumi, ja przejąłbym jej życie, Jay byłby kimś, kogo mógłbym nazywać bratem. W zasadzie nawet teraz mam takie wrażenie, że jest dla mnie kimś takim.
— Stary — woła zdziwiony, zabierając kolejny, już jeden z ostatnich bębnów. — chcesz mi powiedzieć, że on ci nawet nie oddał. Tak po prostu złamałeś mu żebro?
— JAY! — Wtrąca zdenerwowany Kai, uderzając swojego przyjaciela w tył głowy — czego nie rozumiesz w zdaniu ''nie rozmawiamy o tym, szczególnie przyj Lloydzie''.
— Pewnie nic — prycha Cole. — Wiesz, że on mało co rozumie. Dlatego się tak dogadujecie.
— Oho, ktoś tu stał dzisiaj lewą nogą — prycha Jay, a potem pochyla się przy mnie, żeby dodać szptem. — właściwie to codziennie tak staje. Nie przejmuj się nim.
— Nie przejmuję — zapewniam. — bardziej się przejmuję tym chłopakiem.
— Byłeś go odwiedzić? W szpitalu. Albo rozmawiałeś z nim w ogóle.
Kręcę głową,
— Jay, chodź tutaj, nie będę pakował twoich rzeczy — prycha Kai — to wy występujecie, a nie ja.
— Czekaj, kurwa. Nie widzisz, że rozmawiam? — prycha. — podrywam go właśnie.
— Bardzo śmieszne — prycha szatyn. Nie odwracam od niego wzroku, więc widzę, jak uśmiecha się do mnie delikatnie, a potem puszcza delikatnie oczko w moją stronę.
— Jeszcze nie miałem okazji — mówię, zeskakując z głośnika, który Jay musi podnieść, a przez to, że jest za ciężki pomagam mu.
— Wiesz... — ciągnie dalej blondyn. — Możesz zawsze wybrać się do szpitala i z nim porozmawiać. Wydaje mi się, że skoro dostał taki łomot, prędko z niego nie wyjdzie.
— Jay! — woła dalej Kai.
— Co chcesz kurwa, stwierdzam tylko fakty. Wpierdolił mu no i co? Stało się. Nie traktuj go jak dziecko, że nie można o tym mówić. Jak zrobił coś złego, to niech poniesie konsekwencje — prycha.
— Boże, znowu się naoglądał motywacyjnych filmików — Wzdycha Cole. — Jedziemy? — upewnia się, kiedy Jay zamyka bagażnik, do którego schowaliśmy z Jay'em głośnik.
— Wydaje mi się, że możemy jechać — Wzdycha Jay.
— Dajcie mi jeszcze minutę — prosi Kai, łapie mnie za rękę i odciąga kilka kroków od czarnego samochodu, do którego pakowali instrumenty, laptopa, głośnik i masę kabelków. Pozwalam, żeby postawił mnie przed sobą i przejechał dłońmi po moich ramionach Od ciepłego dotyku przechodzą mnie dreszcze, gęsia skórka ogarnia niemal całe ciało. — nie przejmuj się tym, co mówił Jay.
— Nie przejmuję się — zapewniam. — naprawdę. Jest okej.
— Okej — Wzdycha. — przepraszam, że nie spędzimy dzisiaj razem wieczoru. Całkowicie zapomniałem, że chłopaki mają występ, a ja obiecałem, że z nimi pojadę i... — milknie. — a ty masz ostatnio zły humor i chciałem ci go poprawić.
— Nic się nie dzieje — zapewniam.
— Wrócę jutro maksymalnie pod wieczór. Więc możemy się umówić, że przyjedziesz do mnie, zamówimy coś do jedzenia albo coś ugotujemy i... — Skanuje szybko moje ciało, oblizując delikatnie usta.
Naprawdę nie widzi mi się jeść cokolwiek, bo na samą myśl o jedzeniu mam odruchy wymiotne, chociaż naprawdę mój żołądek jest niemalże pusty.
YOU ARE READING
𝓖𝓮𝓷 𝓨 2
FanfictionLloyd wciąż jest synem Garmadona, chociaż tak naprawdę nigdy nie było go w życiu nastolatka. Nie rozumie więc, dlaczego tragedia tak na niego wpłynęła. Przecież go nie kochał. Przecież go nie znał. Przecież ktoś taki, jak on nie zasługiwał na miłość...