𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓞𝓼𝓲𝓮𝓶𝓷𝓪𝓼𝓽𝔂

232 24 26
                                    

— Dasz mi jeszcze pięć minut? — pytam spokojnie, spoglądając na odbicie szatyna, który stoi za mną. Czuję na ramieniu jego spokojny, ciepły oddech.

— Pewnie — odpowiada pewnie, z lekkim uśmiechem. — nie musisz się śpieszyć. — Czuję, jak całuje mnie szybko w ramię, zostawiając tam delikatnie mokry ślad, a potem wychodzi z łazienki, zamykając za sobą drzwi.

Czuję, jak moje nogi tracą jakąkolwiek moc, więc od razu siadam na podłodze, opierając czoło o szafkę pod umywalką. Czuję, jak ciężko jest mi złapać oddech, staram się nie wydobyć z siebie żadnego głośniejszego dźwięku. W końcu udaje mi się ustać na swoich nogach.

Sięgam do niedużej kosmetyczki, żeby z samego dna wyciągnąć plastikowy woreczek, który czekał na to od momentu, kiedy wsadziłem go tutaj kilka dni temu.

Przecież nie zamierzam brać tego przez cały czas. Nie jestem na tyle głupi. To będzie tylko raz, żeby jakoś przetrwać ten moment, żeby nie zawieść Kai'a. Podejrzewam, że o wiele bardziej byłby zawiedziony, gdyby dowiedział się, co takiego robię i w sumie nie wiem, co jest gorsze. Wiem jednak, że nie zamierzam brnąć w to dalej, po prostu wezmę to przez jeden wieczór.

Z początku uderza we mnie niezbyt przyjemny zapach, który przypomina nieświeże jajko. Czuję, jak chce mi się kichać od tego zapachu, ale udaje mi się powstrzymać.

Nie będziesz robił takich rzeczy nigdy więcej, Lloyd.

Nie ma opcji.

Przykładam strunowy woreczek do ust, przechylam głowę, by cała jego zawartość dostała się do moich ust. Od razu zabieram też kubeczek, w którym stoją nasze szczoteczki do zębów, nalewam niemal cały kubek wody z kranu i piję, żeby jak najszybciej pozbyć się nieprzyjemnego posmaku i uczucia na języku. Stoję chwilę oparty o umywalkę, czekając, czy coś się stanie, czy mój umysł jakoś zareaguje. Chwilę szukam telefonu, żeby sprawdzić w intrenecie, bo chyba to, co dzieje się ze mną nie zgadza się z tym, co przeczytałem w intrenecie. Potem przypominam sobie, że mój telefon jest na szafce nocnej, więc wychodzę, bo nie chcę, żeby Kai coś podejrzewał, a już i tak siedzę tu wystarczająco długo.

Z szybko bijącym sercem podchodzę do łóżka, na którym siedzi Kai, kiedy słyszy, jak wychodzę z łazienki, odkłada swój telefon i przysuwa się, żeby usiąść na krawędzi łóżka.

— Lloyd — zaczyna spokojnie, kiedy podchodzę do niego łapie mnie delikatnie za dłoń. Ściska mocno moje palce. — Jakbyś uznał, że coś jest nie tak, albo nie czujesz się dobrze, to możesz mi powiedzieć.

— Wiem — mówię. — Jest w porządku — dodaję, co nie jest do końca prawdą. Właściwie to nie jest w ogóle prawdą. — Obiecuję, że ci powiem, jeśli coś nie będzie mi się podobało.

Pozwalam chłopakowi przyciągnąć mnie do siebie. Mam wrażenie, że kiedy się całujemy, Kai robi to w inny sposób, niż ten, do którego jestem przyzwyczajony. Nie wiem dlaczego, ale przez cały czas czuję, jak szybko bije moje serce i zastanawiam się, czy to wynik całego stresu wywołana po prostu możliwym seksem, czy to wynik zażycia amfetaminy, która dopiero po kilku minutach zaczyna jakkolwiek na mnie działać.

Błądzę dłońmi po nagich ramionach szatyna, kiedy on w tym samym czasie opuszkami palców przejeżdża po moim ciele. W pewnym momencie czuję, jak przechodzi swoimi pocałunkami na moją szyję, a jedną swoją dłoń splata z moją.

Zastanawiam się, dlaczego coś jest ze mną nie tak, że nie jestem w stanie czerpać z tego takiej przyjemności, z jakiej powinienem, jaką poczułby każdy inny człowiek na tym miejscu.

Całowanie jest fajne. Nie mówię, że nie. W ciągu roku szkolnego niemal każdy weekend poświęcam dla Kai'a, oglądaniu razem filmów (co chwila dochodzą nowe produkcje z Marvela, które trzeba zobaczyć), rozmawianiu, czy po prostu zwykłym spaniu i całowaniu.

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Où les histoires vivent. Découvrez maintenant