𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓟𝓲𝓮𝓽𝓷𝓪𝓼𝓽𝔂

236 23 11
                                    

Mam dziwne dejavu.

Ostatni raz, kiedy zakładałem tę koszulę był dokładnie rok temu. Z tą różnicą, że moja figura była wtedy inna, mój związek z Kai'em był w miarę świeży, a ja miałem spędzić popołudnie z rodzicami Kai'a po raz pierwszy, a teraz jadę tam po raz kolejny, chociaż tak ładnie ubrany jadę tam po raz drugi.

— Wyglądasz bardzo ładnie — mówi mama. Podchodzi do mnie, jak zawsze niższa ode mnie i dopina ostatni guzik przy kołnierzu.

— Jeszcze trochę i pomyślę, że zechcesz, żebym chodził tak codziennie — prycham.

— Nie — ciągnie z uśmiechem. — to nie jest twój styl. A poza tym, wtedy nie robiłbyś takiego wrażenia. Słyszę dzwonek do drzwi, co trochę mnie dziwi, bo Kai miał przyjechać pół godziny. — Otworzę.

Wychodzi z mojego pokoju i podchodzi do drzwi, żeby je otworzyć.

— Dzień dobry — mówi spokojnie Jay, a jego obecność dziwi mnie, ale nie ruszam się, żeby go wygonić. — jest Lloyd?

— Um, tak — odpowiada spokojnie. — w swoim pokoju.

Nie mija dziesięć sekund, jak Jay faktycznie pojawia się w moim pokoju.

— O stary — rzuca, zamykając za sobą drzwi. — wyglądasz, jakbyś szedł właśnie na grubą imprezę rodzinną.

— Bardzo zabwne — prycham, krzyżując ramiona na piersi. Zauważam ciemną reklamówkę, którą trzyma w dłoni, więc pytam — co to jest?

— A — Unosi reklamówkę i wyciąga z niej jakieś dwie, niezbyt grube książki — może repetytoria z liceum. Korzystałem z nich, jak miałem problemy z biologi, a teraz należą u mnie bez sensu, a ty masz... — nie chce mówić głośno słowa problem w szkole — więc pomyślałem, że mogą ci się przydać.

— Dzięki — mówię szczerze, kiedy rudzielec kładzie podręczniki na biurku.

Spogląda na mnie, uważnie lustrując nie od jasnych włosów, aż po czarne skarpetki.

— Brakuje ci krawata — stwierdza pewnie. — masz jakiś?

— Będę wyglądał jak debil — prycham. — nie idę na żadną uroczystość, tylko do rodziców Kai'a.

— Idziesz do teściów, więc to w sumie, jak pójdzie na uroczystość.

Przez chwilę chcę zapytać, dlaczego Jay siedzi w pierwszy dzień świąt w mieszkaniu, a nie z rodzicami, ale przypominam sobie, że rodzina Jay'a jest taka jak moja. Dla nich to kompletnie normalny dzień, jak każdy inny, tylko sklepy są zamknięte, wiele rzeczy nie jest dostępnych, chociaż jest środek tygodnia.

A poza tym, nawet nie mam żadnego krawata. Nie umiem go nawet wiązać, ale nie chcę się do tego przyznawać, bo może to dziwne, ale wydaje mi się, że każdy dojrzewający, bądź dorosły mężczyzna powinien umieć robić coś tak głupiego, jak wiązanie krawata.

Może kiedyś się na uczę, na razie nie jest mi to potrzebne. Nie mam imprez, które wymagałaby krawata.

— Bardzo zabawne — prycham. Może w tamtym roku stresowałbym się o wiele bardziej, ale teraz odczuwam naprawdę spokój. Rodzice Kai'a mnie znają i wydaje mi się, że bardzo lubią, przecież jego mama specjalnie zapytała się Kai'a, czy mam ochotę na jakieś konkretne ciasto, bo ostatnim razem zjadłem sporo kawałków.

Co prawda potem poszliśmy spotykać się z Cole'em, Jay'em i Harumi, co nie skończyło się dla mnie dobrze, ale wątpię, że ty razem też tak będzie. Podejrzewam, że zostaniemy tam na noc, w jego pokoju, w którym nic się nie zmienia przez te wszystkie miesiące albo wrócimy do miasta, do mieszkania Kai'a, gdzie zostanę na noc.

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin