𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓓𝔃𝓲𝓮𝓼𝓲𝓪𝓽𝔂

247 27 7
                                    

Listopad:

— Przepraszam, że przeszkadzam — mówię niepewnie. — Wiem, że ma pan dużo pracy... myślałem, że Jay da radę sam to naprawić, bo nie znam się na naprawie samochód, ale...

— Nic się nie stało, Lloyd — przerywa mi ojciec Jay'a, przy okazji spoglądając na swojego jedynego i najstarszego syna z załamanym wzrokiem. — Jay niezbyt zna się na samochodach — prycha. — woli sobie pogrywać na tej swojej gitarze jakiejś tam.

— Basowej — prycha rudy. — a poza tym, wiele razy mówiłem ci, że mogę pomóc, ale nigdy nie chciałeś mojej pomocy. I umiem sobie poradzić sam z samochodami, spokojnie bym to naprawił. Sam.

Boże, ile mały Lloyd oddałby, żeby rozmawiać ze swoim ojcem w taki właśnie sposób. Żeby w ogóle tu był, pokazywał mi te wszystkie rzeczy, które powinien robić ojciec. W tym momencie nie powinienem jechać do Jay'a, bo wydaje się do tego odpowiedni (bo wujek Wu ma pojęcia o naprawie samochód takie same, jak ja, czyli zerowe), tylko pójść do salonu, powiedzieć hej, tato, chyba zepsuł mi się samochód, czy możesz zjechać ze mną na dół i do niego zajrzeć i pokazać, jak go naprawić?.

— Tak, ale pewnie zajęłoby ci to kilka godzin — prycha. Wpatruje się pod maskę zielonego samochodu, który należy do mnie, a potem spogląda na zegarek. — Lloyd, nie powinieneś być teraz w szkole? Jest poniedziałek, nie ma nawet dwunastej.

— Oh — rzucam z początku niekontrolowanie. — Odwołali nam — macham ręką. — Coś się stało, więc pomyślałem, że przyjadę teraz, póki mam czas i zostawię samochód, a potem może wrócę autobusem.

— Odwiozę cię — zapewnia Jay, skanując mnie uważnie wzrokiem.

Szczerze mówiąc liczyłem na to. Nie chcę tłuc się autobusem.

— Dzięki — mówię. — Właściwie... nie mam tu już nic do zrobienia, tak?

— Tak — mówi tata Jay'a. — to może zająć kilka dni, zajrzę do niego w wolnym czasie, dobrze?

— Pewnie. I tak nie potrzebuje go na co dzień, bo do szkoły chodzę na nogach — zapewniam.

— Dasz mi minutę? Pójdę tylko po listę zakupów od mamy — tłumaczy rudzielec, na co ja kiwam tylko głową, a chłopak szybko odwraca się, by faktycznie wrócić za mniej niż minutę. Obejmuje mnie delikatnie ramieniem i popycha w stronę swojego samochodu. Wsiadam na miejsce pasażera, a Jay za kółkiem. Dopiero kiedy jesteśmy sami w pojeździe, Jay pyta: — co ty tu robisz? Powinieneś siedzieć teraz w szkole? Nie mogę kryć cię cały czas, kiedy będziesz uciekał.

— Fajny brat by mnie krył — prycham, odwracając głowę w stronę szyby, gdzie jeszcze zauważam, jak tata Jay'a zamyka klapę mojego samochodu. — myślisz, że się przyjaźnili? — pytam spokojnie. — wiesz, twój ojciec z moim.

Na pewno nie chodzili razem do szkoły. Tata Jay'a jest starszy od mojego, z samego wyglądu do już widać, nie muszę wiedzieć, ile ten ma lat, żeby stwierdzić, że mój ojciec był młodszy.

Teraz już zawsze w swoim wieku, jego liczba się już nie zmieni.

— Nie wiem, Lloyd — Wzdycha. — to... wioska. Jeszcze dwadzieścia lat temu... wydaje mi się, że wszyscy utrzymywali ze sobą kontakt. A twoi rodzice byli naszymi sąsiadami — przypomina. — więc... może jednak mogli spędzać razem czas, ale wątpię, by się jakoś super przyjaźnili. Od tego byli rodzice Kai'a — zapewnia. — A właśnie. on wie, że tu jesteś? I co z Harumi.

— Napisałem Harumi, że zostaję w domu, bo źle się czuję — przecież to jest mocna prawda. — nie dopytywała.

— A Kai?

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Where stories live. Discover now