𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓙𝓮𝓭𝓮𝓷𝓪𝓼𝓽𝔂

246 28 16
                                    

— Mamo — jęczę — nie możesz włączyć czegoś innego. Przecież to jest o-kro-pne — Wzdycham.

— Przecież nikt nie każe ci tego oglądać — prycha, zajadając się chipsami. Przenoszę wzrok na ekran. — przegrałeś w papier, kamień, nożyce.

— Ale myślałem, że włączysz jakiś fajny film, a nie jakieś romantyczne... gówno — dodaję, a w odpowiedzi kobieta rzuca we mnie poduszką. — Wyłącz Titanica — proszę.

— Jak ci się nie podoba, to nie musisz tego oglądać — powtarza. — A poza tym, moim zdaniem to bardzo fajny film.

— Jak dobrze, że piszesz fantastykę, a nie romanse — prycham pod nosem, co mama i tak słyszy i uderza mnie tylko kolejną poduszką. — Hej!

— Czuję się atakowana — rzuca w końcu.

— Dobra, niech ci będzie — Wzdycham. Poprawiam się na kanapie i układam do wygodniejszej pozycji. Normalnie zabrałbym jej kilka chipsów, które wsypane ma go miski, ale tego nie robię. Kobieta mi nawet je proponuje, ale odmawiam. — Czy oni nie znają się przypadkiem trzy dni? — pytam. — a ona ma narzeczonego. A buja się w Jacku, więc to trochę szmaciarskie.

— Lloyd! — woła, uderzając we mnie tym razem chipsem. Zupa podchodzi do nas na kanapę, więc podnoszę ją i pozwalam chwilę pokręcić się po sofie. Jest już wielkości Szczura, kiedy go zaleźliśmy, a ten wydaje się już dorosły w porównaniu do kotki.

— Okej, przepraszam — mówię. — ale i tak niezbyt miłe.

— Ale ten jej narzeczony jest dla niej wredny. Gdyby Kai był dla ciebie wredny, nie chciałbyś z nim być — zauważa.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie Kai'a, który zachowuje się w stosunku do mnie tak, jak narzeczony tej głównej bohaterki. No dobra, może faktycznie nie pozwoliłby mi palić papierosów, jak ten facet, ale nie jestem w stanie znaleźć innych podobieństw. I nie mówię tu o Kai'u, które poznałem na początku, kiedy pomyślał, że jestem chociaż w małym procencie odpowiedzialny za śmierć jego siostry. Mam na myśli Kai'a, którym jest teraz, który specjalnie jadł ostatnio śniadanie przez dwie godziny tylko po to, żebym ja zjadł całą miskę głupiej owsianki po której według Kai'a nie powinienem wymiotować i faktycznie, nie zwymiotowałem po niej.

— Tak, ale... — zaczynam spokojnie, aż w końcu wzdycham. — nich ci będzie. Chociaż moim zdaniem, ten film jest beznadziejny.

— Ten statek jeszcze nie zatonął — prycha. — dopiero akcje się zacznie.

— A poza tym — ciągnę dalej niepewnie. — ty byłaś z kimś wrednym — przypominam.

Nie jestem w stanie na nią spojrzeć, więc wbijam wzrok w ekran, jak młody, przystojny blondyn zabiera właśnie swoją nową ukochaną do trzeciej klasy, gdzie trwa prawdziwa impreza. A przynajmniej jest lepsza, niż ta durna kolacja, na której był za uratowanie swojej ukochanej.

Zabawne, że to on ją uratował, a potem umrze.

— Lloyd — zaczyna mama. — on... nie był wredny cały czas — zapewnia. — i naprawdę dobrze się tobą zajmował.

— Wow, umiał zmienić pieluchę? Też mi wyczyn — prycham.

— Dla niektórych mężczyzn to jest naprawdę wyczyn — śmieje się, obejmując mnie i przyciągając do siebie. — gdyby nie on, nie miałabym ciebie.

— Niska cena — prycham.

— Jesteś najlepszym, co mnie spotkało — zapewnia spokojnie.

Boże, jak ja mam jej powiedzieć, że nie chcę już żyć. Mam wrażenie, że to złamie jej serce jeszcze raz, chociaż to dopiero się zregenerowało po osiemnastu latach, kiedy ta się rozwiodła, straciła osobę, którą może kochała i została z głupim, trzymiesięcznym dzieckiem, czyli mną. Zastanawiam się, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdyby nie wujek Wu.

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz