𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓓𝔀𝓾𝓭𝔃𝓲𝓮𝓼𝓽𝔂 𝓭𝓻𝓾𝓰𝓲

173 22 13
                                    

— Lloyd, pan dyrektor prosi cię do swojego kabinetu.

Spoglądam zaskoczony na siedzącą ławkę obok Harumi na lekcji angielskiego. Jest przed południem, przed długą przerwą.

A raczej udaję zaskoczonego, bo przecież wiem, po co tam idę.

— Okej.

Pakuję swoje rzeczy do plecaka, a wychodząc z klasy czuję na sobie wzrok wszystkich pozostałych uczniów. Kusi mnie, żeby spojrzeć na Harumi, ale ostatecznie tego nie robię.

Czy naprawdę wszystko, co mi zostało, to po prostu modlitwa? Przecież ja nawet nie wiem, jak to robić. Powinienem poprosić Kai'a, żeby kiedyś nauczył mnie jakiś jednej ze swoich modlitw, może w tej chwili byłoby mi lepiej przez to przejść.

W końcu staje przed gabinetem do dyrektora. Biorę jeden głęboki wdech, jakby miało mi to coś pomóc i wchodzę do środka.

Nie spałem przez całą, bo zastanawiałem się nad każdym słowem, które wypowiem, kiedy moje grzechy wyjdą na jaw. Ale kiedy wchodzę do gabinetu i widzę tam moją mamę, niemalże tracę pamięć. Wszystkie słowa, które powiedziałem sobie w nocy, znikają z mojej głowy.

Zauważam na jej twarzy delikatny uśmiech, kiedy przysuwa krzesło w swoją stronę, żebym usiadł obok niej.

— Dzień dobry — mówię, ściągając plecak i kładę go między swoje nogi.

— Wiesz, dlaczego tutaj jesteś? — pyta spokojnym tonem dyrektor. Mam deja vu z momentu, kiedy byłem tu w drugiej klasie, bo kilka osób uznało, że terapię grupowa to będzie dla mnie idealny pomysł, jak się okazało, był w tym mały procent prawdy. Gdyby nie kamery tam, nie wiem, jak teraz wyglądałoby moje życie.

— Nie — mówię w końcu. Przez chwilę sam wierzę w swoje kłamstwa, potem przypominam sobie, że nie zdałem ani jednego przedmiotu, moja frekwencja w szkole niemal nie istnieje, a ja włączyłem alarm przeciwpożarowy.

— Też mnie do zastanawia — Wtrąca spokojnie mama. — Przecież Lloyd przez cały czas dobrze się uczy, nauczyciele chcieli wysłać go na olimpiady — przypomina. — Poza sytuacją z września Lloyd nie sprawiał żadnych problemów, ale wydawało mi się, że udało nam się rozwiązać ten problem.

— Wydaje mi się, że powinna pani to zobaczyć — mówi, podając jej kartkę prosto do rąk, jakby nie chciał, bym też zobaczył, co tam jest.

Zauważam tłustymi literami swoje imię i nazwisko, a poniżej w tabelce wszystkie przedmioty na które chodzę i wszystkie końcowe oceny z pierwszego semestru. Poniżej, o wiele mniejsza tabelka z moją frekwencją.

— Nie rozumem — mówi w końcu, spoglądając raz na kartkę, raz na dyrektora, który siedzi przy swoim biurku z poważną miną. — to na pewno jest jakaś pomyłka.

— Niestety nie, pani Diaz. Lloyd niemal całkowicie przestał chodzić do szkoły. Jak widać w ocenach też się opóźnił — odchrząkuje. — jeśli nie poprawi swoich ocen...

— Mamo, obiecuję, że wszystko poprawię — odzywam się w końcu. — Obiecuję, będzie się uczył przez cały czas, od rana do nocy i nie będę spał. Nie będę się widywał ani z Kai'em, ani Harumi. Naprawdę dam radę to wszystko poprawić — kłamię.

— Opuszczałeś lekcje? — dziwi się, po czym spogląda na dyrektora nie czekając na moją odpowiedź. — Jestem pewna, że to pomyłka. Przecież Lloyd wychodzi do szkoły codziennie rano. A jeśli już zostaje w domu, to wiem o tym.

Naprawdę podziwiam ją, że jest w stanie bronić mnie nawet w tej sytuacji, kiedy wprost dostała dowody na moje wagary, a zaraz dostanie jeszcze pewnie coś, co pokaże, że włączyłem szkolny alarm. To jest chyba matczyna miłość, o której tak bardzo wszyscy marzą, a ja mam ją na wyciągnięcie ręki. Mam osobę, która jest w stanie stanąć po mojej stronie, jak lwica, ale wiem, że zaraz się to zmieni i jest szansa, że niemal kompletnie straci do mnie zaufanie. Pozna Lloyda, o którym tak naprawdę nie miała pojęcia. Który istnieje od kilku miesięcy, ale potrafi chować się, kiedy jest mu tu to na rękę i wychodzi, jak bardzo okropnym synem jestem i nie zasługuję na to, by walczyła o mnie z całego swojego ogromnego serca.

𝓖𝓮𝓷 𝓨 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz