Andreas Wellinger x Kamil Stoch x Stephan Leyhe - Lellinger, Stollinger

59 3 5
                                    

Ze Stephanem znałem się od dzieciństwa. Byliśmy praktycznie  sąsiadami z naprzeciwka. Dzieliła nas ulica.

Od kiedy tylko pamiętam, zawsze mogliśmy na siebie liczyć, i w pełni sobie ufaliśmy.

Nie wiem kiedy do tego doszło, ale w pewnej chwili przyjaźń między nami przerodziła się, początkowo sądziłem, że w zauroczenie. Z tego uczucia narodziła się jednak gorąca miłość.

Ale jak to z taką miłością bywa, prędzej czy później musiała się ona wypalić.

A stało się to, przez tego jednego chłopaka, którego poznałem zupełnie przypadkiem, na jednym z pierwszych w mojej karierze konkursów.

Kamil - bo tak ma na imię, miał w sobie to coś. Podając mu dłoń po raz pierwszy na przywitanie, poczułem delikatny, ale przyjemny dreszcz, które wraz z ciepłem rozlało się po całym moim ciele.

Rozmowy z nim były tak wciągające, że natychmiast zapominałem o całym świecie.

Przy nim czułem się tak samo jak na początku ze Stephanem, a nawet lepiej.

Zrozumiałem, że już go nie kocham, a moje serce chce należeć tylko do tego przystojnego Polaka. Ku mojemu zaskoczeniu, i zarówno cichej nadziei, odwzajemnił to uczucie.

Minęły dwa lata, a my wciąż byliśmy razem. W ciągu tego czasu wiele przeszliśmy. Jedno wiem na pewno, okres ten był najcudowniejszym, jaki mogłem przeżyć. 

Na początku naszego związku, Stephan nie mógł się z tym pogodzić, często palił nas swoim spojrzeniem, a gdy dzieliliśmy wspólnie pokój, przed pójściem spać, potrafił długo wpatrywać się w telefon, w którym było mnóstwo naszych zdjęć.

Ukrywał to, ale i tak wiedziałem, że jest o mnie zazdrosny, chociaż rozstaliśmy się w pokojowy sposób, i wielokrotnie mi powtarzał, że dawno już się z tym pogodził

Któregoś dnia, kiedy wyszedł z łazienki po wzięciu kąpieli, miał na sobie krótkie spodenki i krótki podkoszulek. Nie trudno było mi zauważyć opatrunki na jego rękach.

To kolejny już raz, kiedy widzę go w takim stanie, ale za każdym odpowiada mi, że gdzieś się uderzył, i że to nie jest moja sprawa.

Dobra, nie byliśmy razem, ale to nie znaczy, że przestałem się o niego martwić. Gdzieś w moim sercu zawsze w nim będzie.

Nie mogłem dalej tak tego ignorować. Szczególnie, że miałem swoje podejrzenia.

- Stephan, możemy porozmawiać?

- Zależy o czym? Jeśli dalej chcesz się mnie pytać o to samo, to możesz sobie darować. Jestem dorosły, i umiem o siebie zadbać, jeśli Cię to w ogóle interesuje.

- Gdybym miał Cię gdzieś, to nie zwracałbym uwagi na Twoje rany, które sobie robisz z mojego powodu.

- Z przykrością muszę stwierdzić, iż  nie masz racji.

- A jaka jest w Takim razie prawda? Znowu się gdzieś uderzyłeś, albo czymś skaleczyłeś? To przestaje robić się śmieszne. Nie rozumiesz, że się o Ciebie martwię? Dlaczego jesteś dla mnie taki zimny?

- Ja, dla Ciebie? No coś Ty? Jak mogę być zimny dla kogoś kogo kochałem, a mnie ostatecznie zdradził i odszedł do innego? - skuliłem głowę. Mogłem się tego po nim spodziewać - To co? Może powspominamy, stare dobre czasy, albo powiesz mi coś o swoim nowym ukochanym? Chętnie posłucham co masz mi o nim do powiedzenia.

- Zamknij się Stephan! - nie mogłem dalej tego słuchać, mimo iż miał rację - przecież wszystko sobie już wyjaśniliśmy, a ty jak zwykle odwracasz kota ogonem!

- Nie robiłbym tego, gdybym nie miał takiego powodu! Idź lepiej do swojego Kamilka, na pewno dawno już tam na Ciebie czeka. Tak samo jak wtedy, kiedy mnie zdradzałeś na prawo i lewo! - w przepływie złości spoliczkowałem go. Po chwili wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja zalałem się łzami.

***

Kiedy następnego dnia rano nie zastałem go w pokoju, zacząłem się niepokoić.

Spodziewałem się, że wrócił, i teraz śpi na swoim łóżku, tak jednak się nie stało.

Szybko wstałem, zakładając na siebie koszulę i spodenki, po czym wyszedłem, aby go poszukać.

Nagle zatrzymał mnie biegnący w moją stronę Markus. Wyglądał tak jakby zobaczył ducha.

- Andreas, on, on..

- Kto?! Co się stało?! - moje przerażenie robiło się coraz większe. Błagam, niech nie będzie to o czym myślę.

- Stephan, on... przeciął sobie żyły!  Leży na dole cały we krwi! Nie ma pulsu! On... nie żyje. 

- To nie możliwe. Powiedz mi, że żartujesz?

- Mówię Ci przecież, że nie żyje. Wezwałem pomoc, ale jest już za późno. Nie mogłem nic więcej zrobić.

- Nie... to nie może być prawda. Stephan... on by tego nie zrobił...

- Jeśli mi nie wierzysz, to zejdź do łazienki, ale lepiej tego nie rób. Naprawdę, nie chciałbyś go zobaczyć w takim stanie. Sam ledwo stoję.


Nie powiedziałem już nic. Chwiejnym krokiem, nie wiedząc co się dzieje wokół mnie, zacząłem schodzić na dół, a następnie do łazienki.

Drzwi były otwarte. Wchodząc do środka, nie chciałem wierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem.

Wyobraziłem sobie, że w tej chwili widzę przed sobą kogoś innego, który chciał wraz z Markusem mnie wkręcić.

Zamiast tego, zobaczyłem martwe ciało mojej pierwszej miłości, którą tak skrzywdziłem.

Klęknąłem przy nim, przybliżając go do siebie. Zamknąłem go w silnym uścisku, nie kontrolując ilości łez, jakie w tej chwili zaczęły wypłynąć z moich oczu.

- Stephan, nie żartuj sobie ze mnie, możesz już wstać. Steph, proszę wstań, chodźmy stąd. Stephan, błagam Cię wstań, nie możesz mi tego zrobić - mój cichy głos z każdym kolejnym wypowiadanym słowem był coraz głośniejszy - Stephan! Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz?! Steph!

- Andi, on nie żyje. Nic nie możemy już zrobić, przykro mi - Kamil kucnął za mną, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Nie, on zaraz wstanie. Wyjdziemy stąd razem, prawda Steph?

- Andreas, chodź, Stephan śpi, nie budź go - objął mnie za brzuch próbując mnie od niego odciągnąć - chłopaki, pomóżcie mi.

- Zostawcie mnie, nie wyjdę stąd bez Stephana! Puśćcie mnie! - wyrwałem się im, z powrotem go tuląc.

Nie martw się Steph, wkrótce na pewno się spotkamy. Czekaj tam na mnie.

_____________

Miało nie być smutnych zakończeń, ale nie może być też zawsze tak kolorowo.

Dajcie znać, co o tym sądzicie. Nadaję się do pisania takich opowiadań czy nie za bardzo?























ONE SHOTS Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum