Anders Fannemel x Kenneth Gangnes - Fangnes

31 4 4
                                    

Od kiedy tylko pamiętam, życie dawało mi do zrozumienia, że nic nie przychodzi łatwo, niczym na pstryknięcie palcami.

Lata młodzieńcze były naznaczone początkowo sielanką, i bez większych zmartwień.

Pierwsze chwile zwątpienia i uczucia stresu, które poznałem, miało miejsce w czasie szkolnym.

Nauka, wymagania, nowi ludzie, i środowisko w jakim przyszło mi funkcjonować, było dla mnie niczym wyzwanie, które tak trudno było mi przejść.

Ja sam, bez większego wsparcia, prócz rodziców oczywiście, byłem skazany jedynie na siebie. W domu przyzwyczaiłem się do spokoju, czego nie mogłem powiedzieć o szkole.

Gwar, tłumy, hałas, do którego nie dawałem rady przywyknąć. Czułem się tam obcy, niepasujący do tego środowiska.

Aż któregoś dnia, podczas przerwy, kiedy siedziałem na podłodze z dala od pozostałych, zaczepił mnie pewien nieznajomy. Byłem wtedy skupiony na książce, którą aktualnie czytałem. Z zamyślenia wyrwał mnie jego spokojny głos

- Cześć, co tam takiego czytasz?

Byłem zbyt nieśmiały, przez co bałem się cokolwiek mu odpowiedzieć. Chyba to zauważył, bo od razu zmienił temat

- Widzę, że nie jesteś skorny do rozmowy. Nie zdążyliśmy się jeszcze poznać. Jestem Kenneth - wystawił do mnie swoją dłoń, którą po chwili uścisnąłem.

- Anders

- Ty umiesz mówić - zaśmiał się, na co zareagowałem tym samym. Nie wiedziałem wtedy, dlaczego tak się przy nim zachowuję. Był pierwszą osobą która zwróciła na mnie swoją uwagę - A tak na poważnie, zaraz kolejna lekcja, chcesz siedzieć ze mną w jednej ławce? Podobnie jak Ty siedzę sam - zaskoczył mnie tym pytaniem. Po raz kolejny zresztą w ciągu tego dnia.

Zgodziłem się, czując w sobie coś dziwnie nowego. Wreszcie nie byłem sam, co było dla mnie ogromnie miłą odmianą, i taką moim małą dawką szczęścia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo ten młody ciemnowłosy chłopak zmieni moje życie.

Przy nim z każdym kolejnym dniem nabierałem odwagi i pewności siebie. To przy nim nie bałem się wyznawać mu tego co czuję.

Staliśmy się dla siebie przyjaciółmi i powiernikami swoich tajemnic. Tylko jemu mogłem w pełni ufać. Wiedziałem, że nigdy mnie nie zawiedzie.

- Powiedz mi Anders, o czym najbardziej marzysz? - zapytał się mnie podczas kolejnej wspólnej nauki u mnie w domu.

- O czym marzę? - kiwnął twierdząco głową, nie odrywając ode mnie wzroku - To marzenie akurat już się spełniło. Nigdy nie chciałem być sam. Na szczęście dzięki Tobie już nie jestem - czy mi się wydawało, czy on się na te moje słowa zarumienił? Odwrócił się ode mnie wpatrując się w podłogę - Hej, Kenneth, coś się stało? - o co mu chodziło?

- Przepraszam Cię Andres za to co teraz zrobię - chciałem coś powiedzieć, ale jego usta mi na to nie pozwoliły, przywierając je do moich. Nie miałem pojęcia co się dzieje, siedziałem nieruchomo bojąc się zrobić co kolwiek.

Po chwili oderwał się ode mnie. Widząc moje zdziwienie, i pewnie myśląc, że się na niego gniewam natychmiast wstał cały spanikowany, ze łzami w oczach, i uciekł mówiąc tylko ciche - przepraszam, ponownie zostawiając mnie samego w pokoju, z różnymi kotłującymi mnie myślami, tego co się tu przed chwilą stało.

Kolejny raz poczułem to samo uczucie, podobne do tego, kiedy się poznaliśmy. Różnica była jednak taka, że wtedy mnie nie pocałował.

Czyżby on poczuł do mnie to samo co ja do niego od kilku miesięcy? Wszystko na to wskazywało. Wolę się jednak upewnić, żeby później nie zostać ze złudną nadzieją.

Miałem sporo czasu, aby przez noc przemyśleć przebieg naszej jutrzejszej rozmowy, o ile będzie w ogóle tego chciał.

Nie było tak jak tego chciałem. Spodziewałem się wszystkiego, ale na pewno nie tego, że nie pojawi się na zajęciach. Potem się okazało, że nie przyszedł do szkoły z powodu złego samopoczucia. Zdawałem sobie sprawę, że nie to było jego prawdziwym powodem.

Po lekcjach postanowiłem się do niego przejść, co było dla mnie niecodzienne, ponieważ często to on przychodził do mnie niż na odwrót.

Otworzyła mi jego mama, z którą miałem bardzo dobry kontakt. Traktowała mnie niczym swojego drugiego syna.

Zawsze była uśmiechnięta, teraz jednak na jej twarzy gościł smutek i rezygnacja. Ona także mocno to przeżywała.

Nie musiała mi nic mówić. Od razu skierowałem się do jego pokoju. Znałem układ ich domu na pamięć, mimo, iż bywałem tu kilka razy.

W pomieszczeniu panowała ciemność. Okna były częściowo zasunięte roletami, a on leżał brzuchem na łóżku, z poduszką na głowie.

Po cichu, ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi, i usiadłem obok niego.

Najwidoczniej usłyszał dźwięk uginającego się materaca, po zrzucił z siebie poduszkę, kierując swój wzrok w moją stronę. Szybko usiadł, nieśmiało na mnie spoglądając.

- Anders, co ty tu robisz?

- Nie było Ciebie dzisiaj w szkole, dlatego postanowiłem Cię odwiedzić.

- Po tym co się wczoraj stało, chciałeś tutaj jeszcze przyjść?

- A co się takiego stało? Bo ja nic złego sobie nie przypominam.

- Nie jesteś na mnie zły? Nie powinienem był tego robić. Zniszczyłem tylko naszą przyjaźń - znowu się skulił.

- Uwierz mi, nie zrobiłeś nic złego. Nic a nic. Zrobiłeś tylko to, czego ja się bałem zrobić - z każdym słowem przybliżałem się do niego coraz bardziej.

- To znaczy?

- Możesz mi wierzyć lub nie, ale od dnia, w którym Cię poznałem, się w Tobie zakochałem. Wtedy nie umiałem tego nazwać, ale już wiem, że to jest prawdziwe. Nie wiedziałem tylko, czy Ty możesz do mnie czuć to samo.

- Naprawdę? - przybliżył się do mnie, a nasze oczy odnalazły drogę ze sobą.

- Jak najbardziej. Powiem Ci coś jeszcze.

- Co? - dotknąłem jego policzka, a nasze twarze dzieliły centymetry jak nigdy wcześniej.

- Chciałbym to powtórzyć. Mogę? - w odpowiedzi uchylił lekko swoje usta, co potraktowałem jako zgodę.

Resztę tego dnia spędziliśmy razem, i nie zmieniło się to, aż do dzisiaj.

W ciągu tego czasu złożyliśmy sobie różne deklaracje, jednak dla mnie najważniejszą z nich, jest to jedno krótkie zdanie - Kocham Cię, które pada z naszych stron, niemal kilka razy dziennie.

Z głębin samotności, wyciągnęła mnie miłość, która sprawia, że unoszę się codziennie na powierzchni, nie pozwalając mi ponownie upaść.








ONE SHOTS Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang