Manuel Fettner x Clemens Aigner

38 5 0
                                    

Szalejąca, i wiejąca za oknem burza, na dodatek z błyskającymi na niebie piorunami. Oprócz tego nie widziałem nic, przez mgłę spowitą deszczem.

I tak minęła cała noc. Nazajutrz ten sam widok. Jedna wielka ciemność, wraz z błyskawicami, na który widok cały drżałem.

Czy to zwykły sen? A może jawa? Kto wie? Może to jawa we śnie?

Przecież nie mogłem zwariować i widzieć codziennie tego samego. Z tego co wiem, psycholog nie wystawił mi jeszcze żadnej diagnozy, i co gorsza - skierowania do psychiatry.

Budzę się. Ze wszystkich stron, puste ściany, i kilka mebli, w tym łóżko na którym leżę. Obracam głowę chcąc sprawdzić, czy na pewno nie jestem tutaj zupełnie sam.

Miałem rację, nie jestem.

Spoglądam na jego twarz, która jest wtulona w poduszkę. Jego włosy są lekko rozczochrane, przez co jest mi trudno usłyszeć jak oddycha.

Kieruję swój wzrok na jego klatkę piersiową, która na całe szczęście spokojnie się unosi, a następnie opada.

Wypuszczam powietrze z ulgą, z powrotem kładąc się na swoim  miejscu. Skupiam swoją całą uwagę sufitowi, czekając, aż młody się obudzi.

Nie chcę tego robić sam, nie miałbym serca, gdybym to zrobił. Poza tym każdy zasługuje, na trochę odpoczynku.

W pomieszczeniu panuje cisza, a poza nią nic. Może tylko co jakiś czas słychać dźwięki świadczące, że w tym budynku nie jesteśmy sami.

W moim umyśle kotłują się różne myśli, i wizje, których się obawiam. Muszę w końcu podjąć jakąś decyzję, żeby temu zapobiec.

Zdaję sobie sprawę, że to co zaraz zrobię będzie miało fatalny skutek.

Dla nas obu.

Po blisko 20 minutach, usłyszałem jak Clemens się przebudza, jednakże nadal nie przerywałem obecnej czynności.

- Manuel, nie śpisz już? - powiedział słabym głosem

- Od jakiegoś czasu. Zresztą, czy to ważne?

- Dla mnie tak. Widzę, że się czymś przejmujesz, czyż nie mam racji?

- Może tak, a może nie - w odpowiedzi usłyszałem ciche westchnięcie.

- Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć? Nie ukrywaj tego, co w sobie trzymasz, bo będzie Ci potem tylko gorzej.

- Clemens, doceniam Twoje starania, ale naprawdę nic mi nie jest. Po prostu nie mogłem spać i tyle, a Ty jak zwykle robisz aferę z byle powodu.

- Ja robię aferę? - podniósł się do pozycji siedzącej

- O co Ci chodzi?

- O co? O Ciebie. Z tego co pamiętam, to Ty po raz kolejny nie możesz spać, i chodzisz wiecznie niewyspany. Ostatnio o mało byś nie zemdlał na treningu z tego zmęczenia. Na noc przychodzisz zalany w trupa, żeby następnego dnia być w takiej samej formie jak teraz. I ty mi mówisz, że ja robię aferę z niczego.

Schowałem twarz w dłonie. Tym razem to ja się podniosłem, przyciągając do siebie swoje kolana.

Jak widać, nieudolnie maskowałem swoje zachowanie. I co ja mam w tej chwili zrobić? Jaką decyzję bym nie podjął, zawsze będzie miała taki sam efekt -  zły.

- Manuel, proszę powiedz mi, co się z Tobą dzieje? Martwię się o Ciebie - złapał mnie za dłonie, chcąc na mnie spojrzeć.

Po raz pierwszy od niewiadomo kiedy się rozpłakałem, co było dla mnie niepodobne. Przecież Manuel Fettner nie był beksą, chciał być za to opanowany.

- Ej, no co Ty. Nie płacz. Boisz się czegoś? - czy on czyta mi w myślach?

Kiwnąłem jedynie głową, nie podnosząc jej, smutno patrząc się w świeżo wypraną pościel, na której zaczęły się pojawiać plamy z moich łez.

- Manuel, zaczynam się bać. Czego się boisz? To coś związanego z konkursem, czy z nami?

- Z nami.

- Chcesz ze mną zerwać? - posmutniał, gładząc mój policzek - zrobiłem coś nie tak?

- Ty nie, ale ja tak.

- Jak to? To przez to się tak ostatnio zachowujesz?

- Można tak powiedzieć. Od jakiegoś czasu co noc śni mi się to samo. Na początku piękna pogoda, którą po jakimś czasie zastępuje gwałtowna burza z piorunami. Nie widzę wtedy już nic. I po chwili się budzę. Cholera, boję się, że zrobię coś źle, i prędzej czy później ze mną zerwiesz. Dlatego ja zrobię to pierwszy, żebyś potem nie musiał przeze mnie cierpieć. Jestem dla Ciebie niczym rzep dla psiego ogona. Robię to dla Twojego dobra, na pewno znajdziesz sobie jeszcze kogoś lepszego ode mnie. Kogoś z kim będziesz naprawdę szczęśliwy - szlochałem coraz bardziej, chcąc zniknąć z tego pomieszczenia, i uniknąć usłyszenia tego co ma mi do powiedzenia.

Już chciałem to zrobić, jednak powstrzymała mnie jego ręka, którą złapał mnie za ramię. Po chwili przywarł do moich pleców, wtulając się w nią. Nic z tego nie rozumiałem.

- Jeśli myślisz, że pozwolę Ci stąd wyjść, to się grubo mylisz. Myślisz, że nie jestem z Tobą szczęśliwy, ale tak nie jest. Nigdy i z nikim nie byłem wcześniej tak bardzo szczęśliwy jak z Tobą. Rozumiem, że się boisz, ja też tak mam. Może dlatego tym bardziej musimy być razem, by się wzajemnie wspierać i wysłuchiwać o swoich problemach, tak jak teraz. Dopóki jesteśmy ze sobą, nic nie jest w stanie nam zagrozić. Nie chcę w moim życiu nikogo innego poza Tobą.

- Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć. Nie potrzebuję niczyjej łaski.

- Miłość nie jedno ma imię. A na pewno nie jest to łaska. Manu, kocham Cię. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył i zaufał?

Te słowa stały się dla mnie potwierdzeniem wiarygodności jego intencji. Zrozumiałem jak bardzo byłem naiwny, tak zaślepiony sobą.

- Nic, tylko tu bądź, na dobre i na złe.

- Przecież jestem, i nigdzie się nie wybieram - odwróciłem się do niego, chowając twarz w jego szyji.

Może niedługo ta nawałnica minie, i ponownie wróci Słońce?

W końcu mam przy sobie osobę, która jest moim lekarstwem, na wszelkie zło tego świata.

____________

W końcu jakaś nowość po tych kilku dniach 😁











ONE SHOTS जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें