🥀~Rozdział 21~🥀

164 9 0
                                    

🥀~Szpital~🥀

Perspektywa Rose

Szpital powinien być miejscem, gdzie się leczy ludzi, jednak nie zawsze tak jest. Niekiedy jest ostatnim miejscem przed śmiercią. Właśnie takie jest życie ludzkie, ktoś umiera, a ktoś się rodzi. Najgorsze są sytuację,w których sami chcemy sobie odebrać życie, bo może jest nie doskonałe, za dużo kłębi się w nich myśli. Przerażające, prawda? Inną rzeczą natomiast jest to, gdy kros inny chce pozbawić życia.  Bo jest zagrożeniem, albo ma coś czego my nie mamy. Wiele jest przyczyn i skutków, ale jedno jest pewne, gdy mamy do wyboru życie, a śmierć. Wybierzmy mądrze, bo ktoś może potrzebuje tego pierwszego...

Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam bardzo dobrze znany mi sufit. Od śmierci mamy nie potrafiłam wejść do szpitala. Bałam się, że jeśli go przekroczę usłyszę diagnozę, która mogła wszystko zniszczyć. Tak właśnie było z mamą. Miały być tylko rutynowe badania, a okazały się nowotworem. Wierzyłam lekarzom, że zrobili wszystko żeby ją uratować, ale gdzieś z tyłu głowy miałam urazę.

Położyłam dłonie na brzuchu i skuliłam się na łóżku.  Nadal mnie bolał, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Nie pamiętam zbytnio co się stało, gdy straciłam przytomność, ale nie czułam bólu głowy, to może ktoś mnie złapał.

— Witamy, już się obudziłaś? — podszedł do mnie lekarz, a ja lekko kiwnęłam głową.— Zrobiliśmy płukanie żołądka  na szczęście nic się nie stało. Z rozmowy z twoimi bliskimi wynika,że to sama nie zażyłaś tabletek, w których był tasiemiec — wyznał, a ja otworzyłam szeroko oczy.

— To nie możliwe, ja niczego nie brałam— wyszeptałam, a on kiwnął głową.

— Nie musisz się już o nic martwić, twojemu życiu nie zagraża nic. Ale z tymi pasożytami nie ma zabawy, niszczą organizm. Wiele osób myśli, że jeśli je zażyją to magicznie schudną. To nie jest prawda. Wiadomo,że każdy chce być chudy, ale nie za cenę własnego życia.

Po tych słowach do sali wszedł tata, widziałam, jak był zmartwiony. Nie chciałam,żeby się o mnie martwił. Uśmiechnęłam się lekko, ale to nic nie dało. Od razu do mnie podszedł i przytulił.

— Tak bardzo się martwiłem,  porozmawiam z dyrektorem o tej sytuacji. Najważniejsze, że Ci nic nie jest — wyszeptał.

— W porządku, nie martw się. Pewnie to miał być taki żart — próbowałam zmienić jego musli, ale nie za dobrze mi szło. Tata miał takie same zdanie o szpitalach, jak ja. Już nie mogłam się doczekać tego, jak stąd wyjdę.

Jednak nagle do sali weszła jedną osoba, gdy ją zobaczyłam, moje oczy szeroko się otworzyły że strachu. Czy postanowił mnie zniszczyć w szpitalu?

Nie mógł być, aż tak okrutny, ale on niczego nie tracił...

*********************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie I dawanie gwiazdeczek ❤️

"𝐂𝐡𝐞𝐞𝐫𝐥𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫𝐤𝐚"Where stories live. Discover now