Rozdział trzeci

717 38 8
                                    


Rita

Wchodzę na strzelnicę w celu rozładowania emocji. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka wkurzona. Słowa Rica utknęły mi w głowie tak mocno, że nie potrafię przestać ich analizować. Jak mogę myśleć o czymś, co się nigdy nie wydarzy?

Przez dwa lata pracowałam ze swoją terapeutką Marią. Starała się robić wszystko, żeby poukładać mi w głowie. Od początku byłam sceptycznie na to nastawiona, ale uległam namowom Ricarda. Nie dowiedziałam się od niej niczego nowego. To, że mam traumę, dosyć głęboką, wiedziałam już dawno. Dużo przeszłam z mężczyznami, nie ze swojej woli. Te wykorzystania odcisnęły piętno na mojej psychice. Pewnie dlatego, nie widzę dla siebie nadziei na normalny związek. Nie ufam mężczyznom, niechętnie z nimi przebywam w życiu prywatnym. Nie znoszę ich dotyku. Rico jest obecnie jedynym facetem, którego dotyk nie wywołuję u mnie ataku paniki, czy obrzydzenia. Jestem na takim etapie w życiu, gdzie większość delikwentów się mnie boi, a reszta darzy ogromnym szacunkiem. Jestem niebezpieczną kobietą i oni doskonale o tym wiedzą. Długo pracowałam na tę pozycję, dążyłam do tego, żeby w końcu, to oni bali się mnie, a nie ja ich. Terapeutka stwierdziła, że to przez brak normalnej relacji z ojcem w dzieciństwie. Ktoś wytłumaczy mi, jak ona wygląda? Maria poleciła mi również, żeby znaleźć jakiś sposób na radzenie sobie z traumą. Proponowała kupno psa, jakieś zajęcia dodatkowe czy stopniowe spotykanie się z mężczyznami. Niestety, ja zmierzam w innym kierunku. Nie chcę ich poznawać, nie chcę się z nimi wiązać. Ja pragnę zemsty. Każdy sobie radzić z urazem inaczej, prawda? Oczywiście, nie jest to zdrowe dla mnie, ale prawdziwych uczuć, po prostu już nie mam. Odeszły razem z dawną Ritą.

– No, no. Widzę, że ktoś jest nieźle wkurwiony, sądząc po tej serii. – Z zamyślenia wyciągnęła mnie Bree.

– To nic takiego, codzienność z Rico – odpowiadam, nie patrząc nawet w jej stronę.

– Skoro tak to nawet nie dopytuje. Waszej dwójki to nigdy nie zrozumiem. Z wami to jak w starym małżeństwie, raz się kochacie, raz zabijacie, nikt nie nadąży. – Kończy zdanie westchnieniem, na co ja się uśmiecham, bo w sumie ma rację.

Ja i Rico to idealny przykład typowego rodzeństwa. Kłócimy się, obrażamy, grozimy sobie, jednak każde z nas stoi za sobą murem i jest w stanie poświęcić własne życie dla drugiej osoby.

Bree jest moją najlepszą przyjaciółką od ośmiu lat. Bardzo mi pomogła pozbierać się po wydarzeniach z magazynu. Jest równie świetną informatyczką, jak ja na dodatek, bardzo piękną. Ma długie, szczupłe nogi jak modelka, figurę w kształcie klepsydry, duże naturalne piersi. Jej idealna twarz zdobią piękne niebieskie oczy oraz długie czarne włosy. Rico marzy o niej od zawsze, ale rodzina to rodzina, nie jest do ruszenia.

– Z czym do mnie przychodzisz kochana? – pytam bez zbędnego gadania.

– Jest robota, która może cię zainteresować. Bardzo dobrze płatna. Zainteresowana?

– Mów dalej.

– W piątek w domu Antonia, odbędzie się bal charytatywny, pamiętasz? Ma dla ciebie zlecenie i z tego, co słyszałam, wynagrodzenia ma być sześciocyfrowe. – Bree unosi kącik ust. Wie, że to musi być specjalna robota, jeśli ktoś tyle płaci. – Dostałaś specjalne zaproszenie VIP z dopiskiem „nie mogę doczekać się spotkania panno Rito".

Patrzę na nią, kiedy ona szczerzyła się jak mały rekin. 

– Nie lubię Antonia, muszę to przemyśleć – odpowiadam.

– Zrezygnujesz ze zlecenia za miliony dlatego, że nie lubisz gościa?! Poza tym pomyśl o tym, że mogłabyś zakraść się do serwerowni, wgrać nasz super program i mieć na niego haka!

Czarna RóżaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum